Cross, David and Keeling, Andrew - Electric Chamber Music Vol.3-October Is Marigold

Artur Chachlowski

Nie powiem, że lubię taką muzykę. Że mnie uspakaja, że mogę się przy niej zrelaksować i że jest to album pierwszego wyboru, gdy stoję przed półką z płytami i chcę wybrać coś fajnego do posłuchania.

Nie żebym nie trawił jazzu czy nie lubił muzycznych eksperymentów, ale w muzyce cenię sobie pewnego rodzaju harmonię, melodykę, klimat i coś tak ulotnego i magicznego, że ręka sama wędruje po kopertę z płytą.

Nie sądzę też, żebym często miał powracać do tego albumu. Ale z szacunku dla mistrzów, którzy go firmują, napiszę o nim kilka zdań dla naszego portalu.

David Cross – wiadomo, w latach 70. działał w grupie King Crimson, a potem wraz ze swoim zespołem regularnie dostarczał nam wspaniałych wzruszeń kolejnymi płytami. Andrew Keeling to kompozytor, producent i aranżer, wykładowca na University of Liverpool i w Royal Northern College of Music w Manchesterze, współpracujący m.in. z Orkiestrą Filharmoniczną BBC, a także wielki fan Karmazynowego Króla i wieloletni przyjaciel Roberta Frippa. To on, wraz z Markiem Grahamem, jest współautorem serii książek „A Musical Guide to King Crimson”.

Na płycie „Electric Chamber Music Vol. 3 – October Is Marigold” David Cross gra na elektrycznych skrzypcach i wiolonczeli, a Andrew Keeling na fletach, gitarze i instrumentach klawiszowych.

Współpracowali już ze sobą w 2009 roku, kiedy to wydali swoją pierwszą wspólną płytę „English Sun”, po czym wystąpili kilkakrotnie na żywo, a w ubiegłym roku dokonali nowych nagrań na kolejny album, który zawiera 9 tematów. Krótszych („Marogold 1” trwa niewiele ponad minutę”) i dłuższych („October Is Marigold”, „The Spiking Darts That Were Trees” i „The Dark Edge Of Desire And Marigold” to kompozycje trwające po prawie 10 minut), opartych na improwizacjach, przestrzennych dźwiękach fortepianu i instrumentów smyczkowych, często z orientalnymi wpływami („Kingfisher”, „Ever Nearer”), z licznymi znamionami muzyki kameralnej i odrobiną romantycznego folku o powtarzających się, często dość monotonnych, rytmach. Tu i ówdzie pojawia się pierwiastek progresywności, ślad jazzrockowych korzeni obu muzyków oraz depresyjne tony będące obrazem współczesnego upadającego świata.

Ogólnie rzecz biorąc, ten album to blisko godzina niecodziennych, dość trudnych do jednoznacznego sklasyfikowania dźwięków. To instrumentalna muzyka dla wymagającego słuchacza, poruszająca jednak struny wrażliwości i na swój sposób potrafiąca wyczarowywać atrybuty jesiennego krajobrazu (bo o tej porze roku powstała i została nagrana). Przy niej nawet te trudne w odbiorze kompozycje w zadziwiający sposób współgrają z romantycznym tytułem albumu – „October Is Marigold” („Październik jest nagietkiem”).

Myślę, że takie granie tych wielce doświadczonych muzyków znajdzie swoich licznych amatorów, szczególnie wśród tych słuchaczy, którzy mają otwartą głowę, a przede wszystkim mają szeroko otwarte uszy na niejednoznaczne i dalekie od prostych rozwiązań brzmienia łączące w sobie elementy różnych, z pozoru niepasujących do siebie gatunków. To taki dość mroczny, ponury i depresyjny, osadzony w strukturach nowoczesnego jazzu i muzyki współczesnej, nomen omen, cross-over rock. W sam raz na jesień. Warszawską Jesień…

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!