Silent Skies - Nectar

Olga Walkiewicz

Tęcza to jedno z najbardziej zadziwiających zjawisk natury. Powstaje gdy na ścieżce światła pojawiają się krople deszczu rozszczepiające promienie niczym pryzmaty. Rodzi się piękno, które jest absolutem, jak muzyka. Silent Skies to projekt, który był efektem skrzyżowania się dróg życiowych dwojga doskonałych muzyków. Dwóch silnych osobowości, artystów o wyraźnie nakreślonych wizjach i marzeniach. Tom Englund (Evergrey, Redemption) i Vikram Shankar (Lux Terminus, Threads Of Fate, Redemption). Na co dzień towarzyszyły im progmetalowe, mocne rytmy, choć paleta ich fascynacji muzycznych była bardzo szeroka. Rock, metal, muzyka klasyczna. U ludzi o tak wielkiej wrażliwości artystycznej trudno nie odnaleźć ducha romantyzmu – pełnego niepokoju i zmysłowego szaleństwa poszukującego swojej drogi ujścia wartkiej niczym rwący strumień. Są takie dwie cudowne fotografie z ich prywatnych albumów. Na jednej jest Vikram i Amanda nad brzegiem rzeki. On ma w dłoniach gitarę i rozmarzone oczy. Jasne włosy Amandy rozświetla blask słońca. Był to maj 2019 roku. Maj – miesiąc zakochanych. Drugie zdjęcie pochodzi z czerwca 2020 roku. Lazurowe niebo, jacht pod szwedzką banderą i prześliczna para emanująca niebywałym szczęściem. Carina w białej , powiewnej sukni ślubnej z naręczem kwiatów. Tom w efektownej marynarce i jasnej koszuli. Spowija ich aura uczucia i radości. Takie szalone chwile pozostają w nas niczym perły ukryte w sezamie duszy.

Muzyka Silent Skies to takie perły i szafiry wydobyte ze skarbca na światło dzienne, aby mogły lśnić, zadziwiać, upajać swoim pięknem. Ludzka dusza to zwiewna persona, panna z mgły i rosy. Tyle w niej radości, co i smutku budującego pod jasnym sklepieniem nieba szarą kopułę chmur. Tom i Vikram – dwóch artystów, którzy potrafią przelewać na pięciolinię nie tylko słodycz uśmiechu. Liryki Toma są przesiąknięte zadumą, skandynawską melancholią, szeptem pełnym refleksji. Z kolei Vikram ucieka w minorowe tonacje, co podkreśla chłodną nastrojowość kompozycji. Taki jest drugi album tego duetu - „Nectar”.

Minęło już prawie półtora roku od wydania płyty „Satellites”. Być może był to czas pełen przemyśleń, zderzenia z rzeczywistością, w jakiej przyszło nam funkcjonować w czasie pandemii. Album otwiera „Fallen From Heart” z cichym akompaniamentem fortepianu i głosem Toma, który wkracza w krainę śniegu i melancholii zastygłej w lodowych bryłach. Nić Ariadny snuje się lekko, prowadząc nas przez zimowe krajobrazy, ogrody spowite bielą śniegu, przez groty wypełnione echem myśli. Jak kruchą istotą jest człowiek, ile w nas prochu, a ile kawałków nieba? Ten utwór jest niczym modlitwa wyszeptana przy zapalonych świecach. Cudowne tło utkane przez dźwięk wiolonczeli na której gra Raphael Weinroth–Browne. Utwór nr 2 to „Taper” - głos Toma staje się tu prawdziwym instrumentem stworzonym ze światła, wspartym na oszczędnym fundamencie budowanym przez fortepian. Daje to poczucie nieograniczonej przestrzeni. To bardzo mroczny utwór, pełen goryczy i bólu. Zderzenie tekstu ze „świetlistą” linią melodyczną jest rodzajem kontrastu, dwoistością natury, jaka w nas drzemie. Ciemność i jasna poświata. Blask i cień. W „Neverending” króluje przepiękny dialog pomiędzy klawiszami a wokalem, wtapiający się w dźwiękową otchłań przypominającą filmowy soundtrack. Tom i Vikram w niespotykany sposób eksplorują rejony naszej wrażliwości, działają na emocje i uczucia. „Let It Hurt” - jest znów pełne krwawych śladów na piasku, szalonych myśli, ale też łagodności i piękna. Jak walka, którą prowadzimy sami ze sobą, z duchami przeszłości pojawiającymi się w środku nocy. Kojące dźwięki fortepianu i kropla optymizmu pojawia się w „The One”: „…I know now that I’ll never feel alone again, couse through the darkness I felt the sun...”. „Leaving” to brama, przez którą przechodzi się na drugą stronę do innego wymiaru. I tylko my możemy wybrać, co będzie przed nami. Niezmiernie wymowne wideo jest do tego kawałka, gdzie płonący fortepian jest symbolem zniszczonych marzeń, a dokąd dalej wyruszymy zależy tylko od nas. Gdy słuchałam tej płyty po raz pierwszy, siedziałam w głębokim fotelu przy rozpalonym kominku. Pomimo, że za oknem hulał wiatr, było mi ciepło i przytulnie. Podobnie jest z warstwą dźwiękową na tej płycie. Koronkowa delikatność potrafi złagodzić mrok budowany przez teksty. A fotografie o których opowiadałam? Nawet największa burza śnieżna nie wytrąci z rąk Cariny ślubnej wiązanki, a gdyby spłonęły wszystkie fortepiany na ziemi, Vikram nadal będzie miał tę gitarę, na której gra Amandzie. Przechodzą przez nas burze, zostawiają blizny, ale człowiek potrafi unieść czoło i dalej podążać przed siebie. Mimo wszystko. „Cold” to apogeum głębokiej nostalgii, czarnych myśli. Stan z pogranicza snu i jawy. „Was your life ever on the line, where you felt you were gonna die?...” - to pytanie pojawia się na początku utworu. „Better Days” z subtelną dawką elektroniki i smyczkowym ornamentem jest jak promień słońca przebijający się pomiędzy chmurami, jak nadzieja. „Closer” to fala jasności. Śnieg przestaje padać. Rozstępują się chmury. A „Nectar” to instrumentalne zakończenie tej opowieści, które symbolizuje furtkę do nowego świata. Któż wie ile razy musimy przejść przez ogród cierniowy, aby ją znaleźć? Jak cienka jest granica pomiędzy uśmiechem a smutkiem? Ile trzeba mieć w sobie siły, aby nie pozwolić pożółknąć fotografiom?

To prześliczny album. Muzyka, która wyrosła jak biały, niewinny kwiat na ziemi zroszonej łzami – szczęścia i smutku, uczuć i emocji – tym wszystkim, co stanowi o naszym człowieczeństwie.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!