Statystyki bywają bezduszne – cztery do dziewięciu tysięcy zabitych po stronie okupanta, dwanaście tysięcy – po stronie aliantów. Liczby nie pokazują jednak całego okrucieństwa wojny, bólu i tragedii. Ludzkich dramatów. Koszmaru umierania, które trwa czasem bardzo długo - w cierpieniu i samotności. Tak naprawdę jesteśmy pokoleniem, które zna wojnę z kart historii, z opowieści naszych rodziców i dziadków. Lądowanie w Normandii, największa pod względem użytych sił i środków operacja desantowa w historii, rozpoczęła się 6 czerwca 1944 roku. Ten dzień został nazwany przez aliantów D - Day. To fragment przeszłości, który został uwieczniony na albumie grupy Knight Area - „D - Day” z 2019 roku. Teraz nadszedł czas na dalszy ciąg tej opowieści, pełnej huku dział i wybuchu bomb. Pełen emocji, które pozostały głęboko w sercach ludzi biorących udział w tej ofensywie.
Historia jest tu pretekstem do przekazania muzycznego rachunku sumienia i przeżyć zwyczajnych żołnierzy. Czterdzieści pięć minut, w czasie których rozgrywa się kawałek historii odziany w najlepszą muzykę i teksty. Muszę się przyznać, że uwielbiam Holendrów odkąd ich poznałam i z zapałem kibicuję każdej ich płycie oraz projektom solowym członków zespołu. Album miał premierę 4 marca 2022 roku, więc można powiedzieć, że to jeszcze świeże wrażenia. Przesłuchałam go jednak tak wiele razy, że nie mam wątpliwości co do tego, co przedstawia pod względem muzycznym. Dla mnie to kolejna znakomita pozycja w dyskografii grupy. Klimatyczna, niesamowicie emocjonalna i piękna. Esencja muzyki, która mogłaby posłużyć budowaniu artystycznego wyobrażenia wojennego pejzażu przepełnionego bezmiarem uczuć, aurą niepokoju i wewnętrznego napięcia.
Strach, ból, niepewność, obawa i utrata nadziei towarzyszyły ludziom od zarania dziejów. Zwykłe, pierwotne uczucia - świadczące o naszym człowieczeństwie, wrażliwości i poczuciu śmiertelności - to prawda o istocie ludzkiej, która jest bytem kruchym i delikatnym. Wojna potrafi jednak wykrzesać w ludziach skrajne zachowania. Nie tylko strach i okrucieństwo. Także odwagę, szlachetność i siłę. Dlatego pośród pyłu pól bitewnych rodzą się bohaterowie. To oni często zmieniają puls zdarzeń i bieg historii. Często pozostają bezimienni i martwi.
Knight Area w cudowny sposób maluje karty przeszłości pędzlem dźwięków, farbami melodii plastycznych w swojej ekspresji. Chłopcy nagrali nowa płytę w takim samym składzie jak poprzedni album: Gerben Klazinga – instrumenty klawiszowe, Jan Willem Ketelaers – wokal, Mark Bogert – gitary, Peter Vink – bas i Pieter Van Hoorn – perkusja. Znakomici muzycy i to się czuje na każdym kroku.
Album otwiera „The Enemy Within” – kompozycja, w której zachwyca każdy takt i fraza. Bogactwo harmonii, ciekawe rozwiązania brzmieniowe. Dzieje się tu co chwila coś nowego, począwszy od fantastycznej linii wokalnej, przez klawiszowe budowanie nastroju przez Gerbena, niesamowitą sekcję rytmiczną, aż po pełną napięcia solówkę gitarową w wykonaniu Marka Bogerta. „Peace Of Mind” ma w sobie spokój i pamięć chwil pełnych grozy. Nostalgia jest tu wyrażona minorową tonacją i liryką. „I Believe” mógłby być fragmentem soundtracku ze swoim marszowym, patetycznym początkiem i pełnym żaru rozwinięciem. „For Those Who Fell” jest instrumentalnym obrazem rozpiętym pomiędzy drganiami strun gitary i rytmem narzucanym przez werble. Niesamowita jest malarskość każdego kadru filmu stworzonego przez muzyków Knight Area. W nomenklaturze fachowej jest to nazwane muzyką programową. Ja nadałabym nazwę temu, co tworzą - „muzyka wyobraźni”. Taka jest właśnie dynamiczna kompozycja „The Dream” i pełen wyciszenia utwór „The Journey Home”. Ten ostatni pokazuje kolejną odsłonę piękna, jakie kreślą na pajęczynie pięciolinii kawalkady dźwięków. Po nim jest mój ukochany utwór - „Crossroads”. Tak, to bezsprzecznie mój faworyt, aby zostać jednym z najpiękniejszych utworów roku. Ma w sobie ogromny potencjał i pozostaje w pamięci, niczym senne marzenie. Opowiada o wyjątkowym braterstwie pomiędzy towarzyszami broni - jednym z najenniejszych aspektów bycia żołnierzem.
Są na tym krążku jeszcze dwa nagrania bonusowe. Najpierw akustyczny „Freedom For Everyone” - to wolność wyśpiewana przez niesamowity głos Jana Willema Ketelaersa. Co za skala i barwa! W tym kawałku słychać wyraźnie jak ogromne są jego możliwości. No i wreszcie, na samym końcu umieszczono transfer wszystkich odcieni tej płyty w formie sześciominutowej orkiestrowej kompilacji, stąd jej tytuł - „Orchestra Compilation”. To przepiękne zakończenie tego albumu. Jest jak kropka nad „i”, jak ostatnie słowo na pożegnanie, ruch warg, szept czy pocałunek. Trudno po takim zakończeniu nie mieć ochoty, żeby włączyć tą płytę po raz drugi i trzeci… a może jeszcze więcej?...