VLMV - Sing With Abandon

Artur Chachlowski

Shoegaze, electronica, muzyka ciszy… Jak zwał jak zwał, ale z taką właśnie muzyką mamy do czynienia na płycie „Sing With Abandon” projektu o nazwie VLMV (czytaj: ‘Alma’). To już trzeci album wydany pod tym szyldem, a stoi za nim brytyjski producent, autor muzyki elektronicznej i reklamowej, właściciel renomowanego studia nagraniowego, Pete Lambrou.

„Sing With Abandon” to muzyka do poduszki. Albo jeszcze lepiej: do słuchania głęboką nocą… Zjawiskowa w swoim pięknie, kapryśna i tęskna w przekazie. Urzekająca. A przy tym bardzo klimatyczna. Są na niej chwile oszałamiającego, eterycznego blasku, jak ten słodki lament wylewający się z pierwszego utworu „There Are Mountains Underneath Us” - uderzająco eleganckiej piosenki, która sprawiła, że od pierwszych taktów tego albumu wezbrały mnie potężne emocje i poczułem się na tyle zaintrygowany, że wiedziałem, że zaczynam słuchać płyty niezwykłej.

Chwilę potem rozpoczyna się instrumentalny i bardzo mocno osadzony w elektronicznych loopach utwór „If I Could See Your Life Reverse, Pt.1” i bezpośrednio po nim kolejny wokalny fragment – „For Empire”. Piękny, dostojny, szlachetnie brzmiący. Nokturnowy. I zaraz po nim kolejny instrumental – pełen gracji „We Were Landed, We Were Landing Genty We Landed”. I jako piąta pojawia się jeszcze jedna wzruszająca piosenka, tym razem zaśpiewana praz Pete’a z gościnnym udziałem Anji Madhvani – „The Navigator”. Autentyczne cudeńko.

I tak jest na tej płycie na zmianę: raz utwór wokalny, raz instrumentalny. Ale za każdym razem jest pięknie, cudownie, wspaniale. Nostalgicznie, refleksyjnie, melancholijnie. A intensywność dźwięków wyczarowywanych przez Pete’a Lambrou jest tak duża, że nie sposób przestać zachwycać się tym tak bardzo wysublimowanym przekazem.

Oznaczony indeksem 8 „DearFearHere” z finezyjnie wykonaną przez Pete’a ścieżką wokalną burzy nieco dotychczasową przeplatankę: utwór wokalny/utwór instrumentalny. W swoim wyrazie nagranie to jest tak delikatne, że wydaje się jakby śpiewały w nim anioły. I to prosto z nieba. Zaraz po nim następuje prześliczny, instrumentalny, oparty na dźwiękach fortepianu i intensywnych motywach smyczków, temat zatytułowany „Steady, Thyself”, który stanowi idealne przygotowanie pod wielki finał. Bo teraz nadchodzi właśnie czas na zakończencie albumu. A zamyka go wyrafinowany temat „Our Corners (Reprise)”. To jeszcze jedna instrumentalna kompozycja, która swoją soniczną przenikliwością prowadzi słuchacza za rękę do wyimaginowanego miejsca pełnego spokoju i refleksji.

Album „Sing For Abandon” tekstowo skoncentrowany jest na uczuciach izolacji i separacji, od wspólnego zbiorowego ludzkiego doświadczenia po przeżycia głęboko osobiste. „Sing With Abandon” dotyka problemu pustki i totalnego opuszczenia, jakiego można doświadczyć w samotności. Teksty wzmagają jeszcze poczucie depresji dominujące przez cały czas trwania tego albumu. Nic dziwnego, ta muzyka powstała w dobie totalnego lockdownu spowodowanego koronawirusem.

Kiedy po raz pierwszy usłyszałem płytę „Sing With Abandon” byłem oszołomiony. Ale też zauroczony. To album, który potrafi trafić w punkt. Oczywiście jeżeli jesteś w odpowiednim nastroju, gdy wokół ciebie krążą myśli nastrajające cię na potrzebę ciszy, zadumy i refleksji. Najwidoczniej tego właśnie ostatnio potrzebowałem. I pomyślałem sobie, że takie albumy są czymś więcej niż tylko muzyką. Przenikają twoją duszę, przejmują kontrolę nad twoimi myślami i nawet nie wiesz kiedy potrafią wywołać łzy wzruszenia. A to nieczęsto się zdarza. Najwidoczniej Pete Lambrou znalazł na to jakiś przedziwny patent. Przygotował i przedstawił album, wobec którego nie sposób przejść obojętnie.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!