Szwajcaria przez wiele lat kojarzyła mi się z lodem trzeszczącym pod stopami, srogą zimą, szczytami Alp otulonymi śniegiem i stokami narciarskimi. Letnie wcielenie tego kraju jest nieco inne. Bardziej pogodne i szalone. Wystarczy znaleźć się w południowo-wschodniej części graniczącej z Italią, chociażby w kantonie Ticino. Włoskojęzyczne Lugano to największe miasto tego rejonu. Ulokowane nad jeziorem o tej samej nazwie i barwie szmaragdu, pomiędzy potężnymi masywami trzech gór: Monte Bre, Monte San Salvadore i Monte Sighignola. To miasto pełne czaru i kontrastów. Jest połączeniem szwajcarskiego porządku z włoskim temperamentem, nuty powściągliwości z iskrą ognia.
Zauroczył mnie zespół pochodzący z tego urokliwego miejsca - swoją muzyką pełną przeciwieństw, nieprzewidywalnością i perfekcyjną harmonią, techniczną precyzją i dawką fantazji. Lubię dźwięki, które pozostają w głowie, są substratem, z którego powstają obrazy malowane pędzlem fraz i interwałów, alfabetem niepokornych tonacji i rytmów. I nie trzeba być rybakiem, żeby wyłowić z niekończącej się głębiny prawdziwą perłę. Grupa Virtual Symmetry została założona w 2009 roku przez pochodzącego z Mediolanu gitarzystę Valerio Aesir Villę. Początkowo był to projekt solowy, który z czasem przekształcił się w zespół. Po kilku zmianach personalnych, już jako czteroosobowa formacja, opublikowali debiutancki album „Message From Eternity” (2016). Za perkusją zasiadał wtedy Davide Perpignano, natomiast pozostali muzycy są w zespole do chwili obecnej: lider i gitarzysta Valerio Villa, grajacy na instrumentach klawiszowych Mark Bravi, wokalista Marco Pastorino i basista Alessandro Poppale. Jak na debiut zgromadzono tu całkiem pokaźne grono znakomitych gości, jak Jordan Rudess, Alessandro del Vacchio czy saksofonista Ruben Poganelli. Był też i akcent polski w postaci zaproszonej orkiestry symfonicznej Sinfonietta Consonsus pod batutą Michała Mierzejewskiego. Rok 2017 to EP-ka „Gate Suite” z udziałem wokalistki Diane Lee Balzari. Drugi album studyjny pojawił się trzy lata później. Na perkusji zagrał na nim Alfonso Mocerino. Ponadto zespół ubarwił płytę ponowną obecnością artystów z debiutanckiego krążka. Spotykamy na nim też nazwiska Thomasa Langa oraz dwa nieprawdopodobne głosy należące do Toma Englunda i Jennifer Vargas.
Virtual Symmetry słynie z rewelacyjnych koncertów. Niestety, jak dotychczas doczekaliśmy się tylko jednego wydawnictwa fonograficznego live, „XLive Premiere”, za to urozmaiconego występem znanych tancerzy baletu klasycznego (Zvetomira Todorova) i hiphopowych (Amos Guastella). Mam ogromną nadzieję, że tegoroczna europejska trasa z grupą Evergrey zaowocuje albumem koncertowym. Oby tak się stało.
Na razie mamy przepyszną nową płytę studyjną, która jest ukoronowaniem wytrwałej pracy przez ostatnie dwa lata. Jest piękna, epicka i potrafi przenieść słuchacza do innego wymiaru. Virtual Symmetry to trzy w jednym: nazwa zespołu, tytuł nowego albumu, a także utworu, który go otwiera - dwudziestominutowego poematu ognia, stali, ciemności i światła. Eposu zrodzonego z muzyki szalonej w swojej sile i miękkiej nonszalancji. Dźwięk fortepianu jest jak furtka do raju pełnego fantazji, szczypta elektroniki i atmosfera zagęszcza się, rośnie napięcie generowane przez sekcję rytmiczną. Przepiękna współpraca Marka Bravi z Alessandro Poppale i Alfonso Mocerino. Tym utworem kupili mnie od samego początku. Ciężar gitarowych riffów równoważy patos wokalu Marco Pastorino. Muszę przyznać, że ma świetny głos, barwę i skalę. W muzyce średniowiecznej mógłby wykonywać partie „cantus firmus” należące do najlepszych tenorów. Uwielbiam takie głosy pełne światła, nadające muzyce skrzydeł i kosmicznej siły. „Virtual Symmetry” to utwór, który mówi wszystko o zespole, jest jak fragment pamiętnika, głęboka myśl czy cytat. Jest kawałkiem ich wnętrza wyrażonego dźwiękiem i emocjami.
W „My Story Unfolds” czuje się pieszczotliwą rękę Simone Mularoniego, który jest odpowiedzialny za miks i mastering albumu. To kompozycja bardziej ‘surowa’ w swojej formie. Virtual Symmetry eksploruje tu rejony bliskie klimatom Dream Theater i Symphony X. „Paradise Of Lies” to kamień milowy przebojowości i arcyciekawej melodii. Valerio Aesir Villa bryluje w zmysłowych solówkach i karkołomnych, gitarowych ewolucjach. „Now remember who you are. You can defy both time and space across the universe. A New Beginning...” - to wspaniały refren, porywający swoim szaleństwem.
Kontynuacją niespożytej pasji jest następny utwór - „Come Alive”. Zaś „Butterfly Effect” to kolejna kompozycja, która promowała to wydawnictwo. Autorem wideo do tego utworu jest Stefano Mastronicola. Potężne riffy ścierają się z bębnami, by za chwilę zapaść się w otchłań klawiszowych sepii i brązów. W głębinę tężejącą mrokiem. Pastorino potrafi wznosić się o oktawę w górę z niebywałą łatwością i finezją, jakby to było układanie kolorowych puzzli. Wszystkie kawałki tego tortu są smakowite i kuszące.
„Fantase di Verita” to energia i urok w jednym, przemyślane w swoich proporcjach i formie. Podobnie „Rising”, który emanuje ogniem i żywiołowością. Instrumentalna demokracja i ekspresyjny wokal - to domeny tych kompozycji.
Zakończenie płyty jest subtelne i balladowe. W końcu to „Insomnia” - bezsenność odziana w szaty zmierzchu. Tło zmysłowo utkane przez orkiestrę. Na pierwszym planie wokal i klawisze Marka Braviego. To jak świetliki w wieczornej mgle. Miękkoskrzydłe, przezroczyste i lekkie. To jak zaśnięcie przed świtem pełnym obietnic. Symetria w świecie bez granic. Wirtualna… Lub prawdziwa… do końca.