Dla kogo ta płyta? Nie wymienię jednego czy kilku artystów, których mi ta płyta przypomina. Nie wymienię też jednego czy dwóch gatunków, które skupia w sobie zamieszczona na tym krążku muzyka. Bo to rzecz dla słuchaczy o szerokich horyzontach, lubiących w muzyce rzeczy nieoczywiste, niejednoznaczne i wymykające się prostym definicjom, a także dla takich, którzy zawsze gotowi są spodziewać się czegoś niespodziewanego… Czy tacy są obecni? To zapraszam do lektury.
The Cassini Projekt to jednoosobowy zespół założony przez Brytyjczyka Alexa McDonnella. Zawsze marzył o tym, aby tworzyć muzykę rockową bez granic, móc eksperymentować z szeroką gamą gatunków przefiltrowanych przez ezoteryczny klimat, w jakim utrzymane są jego kompozycje. Alex bawi się harmoniami, i to zarówno w swoich liniach gitarowych (to jego główny instrument), jak i wokalnych, jest pod silnym wpływem grupy Queen z całą jej olśniewającą pompą i muzycznym zadęciem. Zresztą nie są to jedyne cechy, którymi się inspiruje i inkorporuje do swojej muzyki. Czerpie ile może z Opeth, Meshuggah, Baroness, Led Zeppelin, Pink Floyd, Radiohead i The Mars Volta. Mógłbym chyba jeszcze dorzucić kilka innych nazw i nazwisk…
Co ciekawe, ten duży stylistyczny rozrzut rozlicznych wpływów i inspiracji zasadniczo nie wpływa na spójność płyty „Blue Ocean Event”. Ten krążek to w przeważającej części mocna muzyka rockowa i to bez żadnych stylistycznych granic. Zawiera głównie rockowe brzmienia, ale znajdziemy tu też pierwiastki folkowe, coś dla sympatyków indie, psychodelii (polecam umieszczoną w połowie programu płyty kompozycję „Neurotic Insomniac”), a nawet jedną lub dwie piosenki z wyraźnymi wpływami punk rocka, jak np. otwierający płytę słodko-gorzki (czytaj: melodyjno-hałaśliwy) temat „Exile” czy utwór nr 2 – „Hell’s A Place”. Wiele utworów zawiera chwytliwe i melodyjne elementy, chociaż te utrzymane są najczęściej w smutnej tonacji moll. Szczerze mówiąc, trudno słowami precyzyjnie oddać ten cały muzyczny misz masz przygotowany przez Alexa McDonnella. Właściwie każdy spośród dwunastu utworów oferuje coś, co pobudza wyobraźnię, jak chociażby zaraźliwie chwytliwy i niezwykle intensywny, pełen gitarowego szaleństwa „Roadwave” czy melancholijna serenada „Fight To Believe” z akustycznymi gitarami i smutnym, przepełnionym bólem, wokalem, zawieszona brzmieniowo głęboko w latach 70. XX wieku. To zresztą mój ulubiony fragment tego wydawnictwa. Może na równi z następującym bezpośrednio po nim tematem „The Sacred Song”. Brzmi on niczym powiew ciepłej bryzy w chłodny jesienny wieczór, ożywiająca zmarznięte ciało i powodująca, że krew w żyłach zaczyna płynąć żywiej. Nagranie to posiada bardzo przyjemną, leniwie płynącą gitarową melodię, przy której naprawdę można się ogrzać, odpocząć i zrelaksować.
W ogóle, druga część płyty i jej końcówka wydaje się najmocniejszym fragmentem tej całości trwającej łącznie aż 67 minut. Bo zaraz po wspomnianym już „The Sacred Song” rozpoczyna się „Lightning Tesla” i nagranie to momentalnie, bez żadnych ceregieli, atakuje uszy mocnym beatem, dźwiękową galopadą, przesterowanymi gitarami i mocarną partią basu. Ten rozpędzony instrumental reprezentuje hardrockową, a nawet metalową stronę brzmienia Projektu Cassini.
Na samym końcu płyty znajdujemy jeszcze „Fight To The End”. Ten dziewięciominutowy rocker utrzymany jest w umiarkowanym tempie, który stopniowo uwalnia kolejne kanonady riffów i kończy się niezwykle efektownym crescendo. To ciekawe zakończenie tego ciekawego albumu, będącego w istocie ‘pudełkiem czekoladek’ Foresta Gumpa zawierającym bardzo rozległą paletę gatunkową i, gdy słucha się kolejnych utworów, to właściwie nigdy nie wiesz co ci się trafi.
Nie jest to płyta, który wyląduje w ścisłej czołówce moich tegorocznych ulubieńców, lecz myślę, że każdy fan prog rocka o otwartej głowie powinien poznać tę muzykę i wiedzieć, że ktoś taki jak Alex McDonnelly to młody artysta o niezwykle rozległych muzycznych horyzontach.
No koniec praktyczna uwaga: posłuchajcie tej płyty przynamniej kilka razy. Pierwsze podejście może spowodować pewne zamieszanie i zrodzić spore wątpliwości, ale już drugi i trzeci raz sprawi, że zaczniecie słuchać produkcji The Cassini Projekt z coraz większym uznaniem.