Arena - The Theory Of Molecular Inheritance

Olga Walkiewicz

Są różne granice, które trzeba przekroczyć, aby wejść do nowego, nieznanego świata - granice czasu, wyobraźni i potęgi ludzkiego umysłu, który może stworzyć eliksir młodości i narzędzia śmierci. Droga, jaką przebywamy prowadzi nas do różnych drzwi. Niektóre z nich stoją otworem i czekają kusząc tajemnicą, inne trzeba wyłamać twardym wytrychem uporu i cierpliwości. Pytania rodzą się same – wyłaniają się z kokonów ciekawości i dzikiej żądzy wiedzy. Namnażają się z szybkością dzielących się komórek, z prędkością światła przeszywającego bezmiar kosmosu. Życie jest nierozwikłaną zagadką, a człowiek to zbiór atomów naładowanych energią istnienia. Niepokorny. Poszukujący odpowiedzi. Świadomy swojej słabości. Obsesyjnie walczący o tożsamość. Zmagający się z potęgą natury, niczym Herkules z mitycznym centaurem. Czy jesteśmy strumieniem energii, czym jest materia, czy istnieje wyższa świadomość? Czy po drugiej stronie lustra są sny czy rzeczywistość? Gdy patrzę w czerń nocnego nieba czuję nieskończoność wszechświata otwartego jak wielka, niezbadana księga pełna wiedzy. Kluczem do niej jest czas.

Październikowy wiatr przyniósł nam kolejne czarowne dźwięki zgromadzone na nowym albumie zespołu Arena - „The Theory of Molecular Inheritance”. Czekałam z wielką niecierpliwością na to wydawnictwo. Dodatkowym smaczkiem była ogromna ciekawość jak zespół zabrzmi z Damianem Wilsonem - fantastycznym wokalistą, lecz tak odmiennym od Roba Sowdena czy Paula Manzi. Teraz, gdy już rozsmakowałam się w brzmieniu albumu, wiem, że był to strzał w dziesiątkę. Damian wniósł powiew świeżości, jego cudowna barwa głosu nadaje inny wymiar kompozycjom. A są one bajeczne pod każdym względem. Muzyka jest efektem wspólnej pracy członków zespołu, oczywiście pod czujnym okiem Clive’a Nolana, który jest też autorem historii ubranej w przepiękne liryki tworzące razem koncept pełen tajemnic i czaru. O czym jest ta niesamowita muzyczna opowieść, najlepiej wyjaśnia sam Clive: „Materia nigdy tak naprawdę nie znika - gdy ktoś umiera, cząsteczki wracają do gwiezdnego pyłu i unoszą się po całym świecie, czekając na ponowne zintegrowanie ze źdźbłem trawy lub drzewem, a może z nowym ludzkim życiem. Co by było, gdyby istniały molekuły przenoszące cechy dawno już nieistniejących ludzi. Na przykład molekuły Beethovena stają się częścią dziecka kilkaset lat później i to dziecko wykazuje muzyczny geniusz bez wyraźnego powodu. Album „The Theory Of Molecular Inheritance” przedstawia teorię konkretnego naukowca, który postanawia okiełznać takie molekuły - jest tam też pewien twist, ale to już słuchacze muszą wysłuchać sami”.

Clive lubi nie odkrywać kart do końca. Uchyla wrota, lecz świat, który tworzy musimy poznać sami, poczuć jego siłę, otworzyć serce na tysiące doznań, barw i emocji. Zapalić pochodnię w labiryncie ozdobionym równaniami, wzorami i symbolami - zsyntetyzowanymi z substratu ludzkiej wiedzy i metafizyki. Poddać się burzy przenoszącej elektrony na sąsiednie orbity, skumulować energię cząsteczek, uchwycić to, co niewidoczne dla zmysłów.

Album jest ukryty w przepięknym opakowaniu - barwnym niczym skrzydła tropikalnego motyla. Autorem grafiki jest David Wyatt - artysta który umie żonglować przenikającymi się barwami, światłem i cieniem pełnym niepokoju. Zagadkowe wnętrze, tajemniczy naukowiec, tablica pełna niezrozumiałych zapisków, opary nieznanych substancji i wyładowania elektryczne. Narodziny nowej myśli, teorii, która ma wiele zamienić, być nowym początkiem, rozwikłać tajniki życia i śmierci.

Clive Nolan, Mick Pointer, John Mitchell, Kylan Amos i Damian Wilson – pięciu jeźdzców na czarnych mustangach muzycznego eseju kreślonego dźwiękiem. Otwiera go utwór „Time Capsule”. Twarde gitarowe riffy, klawiszowy fundament scalony z sekcją rytmiczną i świetlisty głos Damiana budują patetyczny nastrój. Mitchellowa solówka niesamowicie ubarwia i nadaje specyficznego blasku tej kompozycji. Kapsuła czasu jest symbolem tego co nieodgadnione, tajemnicy, która zmieni naturę rzeczywistości, spowoduje lawinę zdarzeń: „What research we’re doing here? Some of the books’ idea – That dared to cross the line? Tell me what I’m looking for – Please tell me what I see...”.

„The Equation” prowadzi nas do wnętrza umysłu opętanego chęcią odkryć, stworzenia wzorca nowego bytu, równania, które daje odpowiedź na pytania, jakich boimy się zadać. Doskonałe harmonie równoważy aura, jaką tworzy wokal. To pierwszy krok w przyszłość, to chwila, gdy można ujarzmić pragnienia i żądze. Wszystko jest dopracowane i przemyślane - efektowne zmiany dynamiki i tempa, linie wokalne i praca sekcji rytmicznej.

„21 Grams” - tyle waży ludzka dusza, tylko czy istnieje?… Czy ziemski byt jest tylko fizyczną formą naszego życia, czy też jesteśmy formami złożonymi ze „spiritus et corpus”?… Rytm serca, potem cisza, której wykładnikiem jest płaski wykres na elektrokardiogramie. Cudowny dialog głosu Damiana z basem Kylana i efektownymi bębnami Micka jest domeną tego utworu, jego clue i senną tajemnicą.

„Confession” - jak ja lubię ten utwór. Jest bardzo krótki, lecz szalenie zmysłowy. Nie wyobrażam sobie tutaj innego wokalu, niż Wilsona. Koronkowy akompaniament i głos - wyznanie badacza osamotnionego w swojej obsesji poszukiwania odpowiedzi. Damian lśni utrzymując się w niskich rejestrach, szafirowa delikatność klawiszy wsiąka w orkiestrację stanowiącą tło. Czy osiągnięcie celu da mu wolność, czy stworzy tylko kolejny precedens? Utwór utrzymany jest w konwencji finezyjnej ballady pełnej refleksji i zastanowienia nad tym co będzie.

Jak bardzo można być samotnym w obliczu cierpienia, które chce się ukryć przed światem? Ucieczka w krainę nauki, aby zgłębić to, co niezrozumiałe dla zwykłych śmiertelników, ukrycie się przed ludźmi, by nie zdemaskowano syndromów postępującej choroby, zagłębienie się w świat sztuki wypełniony ciszą. Jak podobny stan ducha można mieć w krainie izolacji będąc geniuszem.

„The Heiligenstadt Legacy” to nawiązanie do listu napisanego przez Ludwiga van Beethovena do swoich braci – Karla i Johanna - 6 października 1802 roku. Kompozytor przebywał wtedy pod Wiedniem w Heiligenstadt, gdzie wyjechał, aby się schronić przed światem. Ten wyjazd doradził mu jego lekarz, profesor Schmidt, widząc zły stan psychiki artysty, wynikający z pogłębiającej się głuchoty i coraz większych trudności w kontaktach towarzyskich. „Testament Heiligenstadzki” to opis przeżyć i cierpienia kompozytora, który tracił wiarę w powrót do normalnego życia, a powód izolacji tłumaczył słowami: „Sam, zupełnie sam. Ze światem zetknąć mi się wolno o tyle tylko, o ile wymaga tego nieodzowna konieczność. Muszę żyć jak wywołaniec. A gdy zbliżam się do jakiegoś towarzystwa, chwyta mnie pożerająca trwoga, że zauważą kalectwo moje...”.

Smutek i samotność wyraża nostalgiczne brzmienie fortepianu Clive’a Nolana - cudowny fresk napisany w tonacji a-moll, cudowna linia wokalna wspinająca się w coraz wyższe rejestry, by wybuchnąć spontanicznym płomieniem w refrenie. Sztuka staje się świętym ogniem i terapią. Tak stało się z Beethovenem. Jedynym ratunkiem była muzyka, którą miał w głowie. Powstała wtedy 18 Sonata Es -dur. W Heiligenstadt dokończył II Symfonię i rozpoczął pracę nad „Eroicą”. A co mogłoby się stać, gdyby jego talent znalazł się w ciele innej osoby - młodej i zdrowej? Czy powstałyby te dzieła?

Początek „Fields Of Sinners” ma w sobie krople aury „Pins And Needles”. Uduchowiony i sensualny głos Damiana przechodzi w fajerwerki rytmu, eksploduje siłą i blaskiem gitary Johna Mitchella, która jest nieco „oddalona”- zawieszona w tle, lecz niezmiernie efektowna i przykuwająca uwagę. Muzyka potrafi ewoluować, zmieniać się niczym kameleon, przesuwać kadry dźwięków zawieszone na pięcioliniach wyobraźni.

„Pure Of Heart” jest wplecione w metaliczne riffy gitary, „rozdzwonione” klawisze i delikatne chórki. Na pierwszym planie znajduje się głos Wilsona przedzielony organową frazą, która tonie w morzu rozmaitości stworzonym przez orkiestrę i gitarę.

To co się dalej dzieje jest prawdziwą ucztą dla zmysłów. Muzykę odkrywa się niczym nową, ekscytującą substancję dającą drugie życie każdej nucie i frazie. Jest tu niezmierzone bogactwo harmonii, cudownych przestrzeni, w których melodia rozkwita czarowną mocą. To nowy wymiar wszechświata widzianego przez soczewkę mikroskopu. Eksperyment i efekt. „Under The Microscope” ukazuje wnętrze laboratorium, w którym niczym w oku cyklonu zachodzą zmiany, reakcje, synteza nowych molekuł, narodziny wiedzy. Prawdziwe dziedzictwo ludzkiej myśli. Gitarowa solówka w piątej minucie poruszyłaby nawet kamień.

„Integration” składa się z dwóch części - bardzo spokojnej balladowej opowieści zamkniętej w dialogu wokalu z fortepianem i części improwizacyjnej - ozdobionej znakomitymi fantazjami klawiszowymi i porywającym solo w wykonaniu Nolana.

„Part Of You” ma podobną budowę. Wpierw smyczki i subtelność wokalu, potem energiczny refren. Rytm bębnów przypomina niespokojną pracę serca, skrzypce i wiolonczela nadają miarowości i ekspresji.

„Life Goes On” to nowe życie i przyszłość. Spełnienie pragnień. Cząsteczka prawdy. Molekuła marzeń. Namiastka urzeczywistnienia tego, co wydaje się niemożliwe. Wspaniałe zakończenie nawiązujące do melodyjnego tematu, jaki jest w „The Equation”. Fortepianowe impresje rzucone jak myśl w głębinę zdarzeń. Gitarowe brzmienia płynące strumieniem wrzącej lawy. Muzyka i pytania. Zrozumienie złożoności świata i moc tego, czym możemy dysponować. Materia zmieniona w energię kreowania istnienia, w boskość cząsteczek, w konglomerat atomów ułożonych w potęgę stworzenia. To ludzka myśl, która się opiera wszelkim przeszkodom. Niebezpieczna i wymykająca się wszelkiej kontroli. Bezwzględna „zabawa w Boga”. Odpowiedź jest sensem wszystkiego. Jak otwarcie oczu na prawdę, na konsekwencje ingerowania w to, co i tak powinno toczyć się własnym torem. John Mitchell dotyka strun krzesając iskry, gwiazdy i konstelacje. „Life goes on…”.

Przepiękny to album. Nieziemski w swoim muzycznym blasku i eterycznej estetyce. Jest drogą do zrozumienia, że życie toczy się dalej… I że nie można go okiełznać… „Now I understand, life goes on…”.

MLWZ album na 15-lecie Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku