O niektórych muzykach zwykło się mówić, że są jak wino... Resztę powiedzonka, musicie sobie dopowiedzieć sami, bo nie chcemy podpaść Mirkowi Gilowi zaglądając w jego PESEL, ale prawda jest taka, że popularny Gilu, wyraźnie czuje się wciąż młodo i pomysłów na muzykę ma bez liku. Jeden z kilku jego projektów, Mr. Gil, zawsze był swego rodzaju odskocznią dla tego warszawskiego gitarzysty. Za każdym razem muzyka nagrana pod tym szyldem nieco zaskakiwała słuchaczy. Czasem było jej bliżej do muzyki akustycznej, innym razem bywało poetycko... Nie inaczej jest na najnowszym krążku zatytułowanym „Love Will Never Come” wydanym przez poznańską firmę Oskar i dostępnym na www.independentmusicmarket.com.
Wystarczy rzucić okiem na okładkę: jesienny obraz ukazujący drzewo zatopione w szarej, wczesno wieczornej atmosferze, wzbudza ciekawość i przykuwa wzrok. Czas więc zajrzeć do środka i pozna muzyczną zawartość płyty. A ta znów zaskakuje! Nieco mglista, pozornie mroczna i przybrudzona, a jednak ciepła, wzbudzająca rozmazany optymizm. Można rzec, że niektóre fragmenty „marudzą” sobie w głośnikach, ale to jest właśnie ten ukryty smaczek płyty „Love Will Never Come”. Nawet solówki gitarowe Mirka, które zwykle wychodzą przed szereg, tutaj są ukryte, stonowane, zupełnie jakby płynęły gdzieś z oddali.
W sumie najgłośniejszym instrumentarium na płycie jest sekcja rytmiczna, za która stoją: Przemek Zawadzki (bas) oraz Robert „Qba” Kubajek (perkusja). Ma ona za zadanie prowadzić tę tajemniczą muzykę, a robi to naprawdę znakomicie! Przemek bardzo ciekawe przesterował bas, a Robert gra bardzo ciepło i miękko, wyraźnie stosując sztabki i miotełki, typowe dla gry akustycznej.
Czas na kilka słów o wokalu. I tutaj dwa razy sprawdzałem czy chodzi o „tego samego” Karola Wróblewskiego! Bo głos Karola zmienił się bardzo na przestrzeni kilku ostatnich lat. Jest dziś bardzo dojrzały, kiedy potrzeba – tajemniczy, a za chwilę ciepły i mocny. Wspaniale snuje historie i potęguje emocje, zawarte w tekstach. Karola wspomaga też w dwóch utworach („Without You” oraz ”Be For Me (Like A Tree)” niezawodna Gosia Kościelniak, której ciepły głos już nie jeden raz słyszeliśmy w muzyce Mirka Gila. Pojawia się on dokładnie wtedy, kiedy potrzeba, rozświetlając ten pozorny mrok.
Reasumując, „Love Will Never Come” to płyta idealnie wpisująca się w ciężkie czasy, w jakich przyszło nam żyć. To muzyka, która z łatwością może stać się przyjacielem każdego z nas, rozświetlając szarobure spektrum barw, w których zatopiony jest nasz współczesny, jesienno-zimowy świat. To wreszcie bateria ciepła i delikatnego światełka, przepięknie rozpalającego mrok. Bardzo dobrze się stało, że została wydana właśnie teraz, tuż przed świętami, bo może nas wprawić w pozytywny nastrój, torując drogę przez szarzyznę codzienności.
Brawo, Mr. Gil! Czapki z głów!
Tekst opublikowany gościnnie na podstawie materiałów informacyjnych agencji Oskar.