Słuchając najnowszej płyty PRoPoRTIoNS pamięcią sięgam do odległych młodzieńczych wzruszeń, które rodziły się i rozkwitały, gdy poznawałem muzykę zespołów Happy The Man, Brand X czy formacji spod znaku Canterbury (np. National Health albo Bruford) i odkrywałem mniej emocjonalny, bardziej intelektualny wymiar muzyki z pogranicza rocka, jazzu czy nawet klasyki rozumianej w horyzoncie nie tyle nasycającego rock progresywny romantyzmu czy baroku, ile raczej tej z początków XX w. i potem międzywojnia. A było to już po moich chłopięcych, ale nigdy przecież niewygasłych, zachwytach nad twórczością King Crimson, Yes, Genesis, Jethro Tull czy Emerson, Lake and Palmer
Słucham z uwagą najnowszej, tegorocznej płyty „The Odd Land Of Nod”, a myśli moje biegną dalej…, ku progresywnym subtelnościom, które nigdy nie osiągnęły ani milionowych, ani nawet liczących setki czy nawet dziesiątki tysięcy nakładów płyt, za to sprawiały ogromną satysfakcję tym, którzy je odkrywali. Uświadamiam sobie, że emocje przychodziły także z muzyką, od której zrazu nie spodziewałem się ich wywołania, a pojawiały się i pojawiają, gdy jej bliskość przynosi ukojenie będące odpowiedzią na palącą potrzebę wytchnienia. Subtelnym blaskiem tej pełnej czaru propozycji zespołu PRoPoRTIoNS są gustownie dobrane barwy, ujmujące melodie, zarazem skromność i wyobraźnia, erudycja i wszechstronność.
O poprzednim albumie tego „internetowego” wybornego zespołu „After All These Years” w superlatywach pisał Artur Chachlowski w kwietniu 2022 roku. Pod tamtym omówieniem całym sercem się podpisuję, a teraz czas na ciąg dalszy… Stosunkowo niedawno poznałem płytę PRoPoRTIoNS z 2019 r. „Visions From A Distant Past”, która do mnie dotarła z Las Vegas pocztą. Teraz w przesyłce wysłanej z Kanady otrzymałem „The Odd Land Of Nod”. I tak sobie myślę, jak dobrze, że pofrunęła ta muzyka do środkowej Europy (skądinąd wiem, że przecież nie tylko na mój adres), bo jest u nas, w moim przekonaniu, zbyt mało znana.
Ten międzynarodowy, zafascynowany muzyką fusion i estetyką progresywną zespół tworzą: Amerykanin (najpewniej polskiego pochodzenia) Andy Kubicki grający na gitarze basowej i instrumentach klawiszowych, Szwedzi: multiinstrumentalista Lennard Ståhle odpowiadający za brzmienie instrumentów klawiszowych, gitar, kontrabasu, fletu, mandoliny i penny whistle oraz Tomas Stark (również klawisze, gitara akustyczna i elektryczna), który jest też twórcą projektu baśniowej okładki. Cała ta trójka to autorzy wszystkich kompozycji oraz tekstów (ponadto przy jednym utworze „Copenhagen 2003” pojawia się jako współautor, obok Starka, nazwisko El-Hani). Składu dopełniają Kanadyjczyk Denis Boucher grający na perkusji i instrumentach perkusyjnych oraz Amerykanin i gitarzysta Glenn Liljeblad. Śpiewa, podobnie jak na wcześniejszych płytach, pochodzący z Wielkiej Brytanii, John Eyre. I jeszcze saksofon… gościnnie zagrał na nim Danny Ward. W wymienionym The Props Choir obok Eyrego, Starka i Kubickiego znalazł się jeszcze Jeff McCartney. Przywołuję wszystkich, bo jestem zdania, że bez wątpienia na to zasłużyli…
Jak wspomniałem, zespół tworzy w przestrzeni Internetu i opracował pewną metodę interaktywnej współpracy. Otóż każdy autor wysyła pozostałym demo, pozostawiając je do dyspozycji. Kolejni włączają własne intuicje, a na końcu wszyscy pochyleni nad materiałem wyczarowują całość. Jak przyznają sami artyści, czerpią z tej współpracy radość, co jest bardzo wyczuwalne podczas „lektury” tej nieprzesłodzonej, inteligentnej, pełnej pogody i dobrych wibracji muzyki. Musi też być dla nich ekscytujące, gdy przesłany pomysł ewoluuje i dzięki inwencji partnerów nabiera ostatecznego kształtu,. Ileż tu zaufania, wartości fundamentalnej dla twórców grających w zespole potrafiącym poruszać serca odbiorców. Przy tym w PRoPoRTIionNS działają instrumentaliści o wyrazistych osobowościach, a żaden z nich nie jest przytłoczony przez innego. Stąd nie tylko wyborne improwizacje, ale i niespodzianki, jak na przykład urokliwa, jedna z najkrótszych na płycie, bezpretensjonalna bossa nova Andy’ego Kubickiego („Take The Hit”) z pyszną grą na saksofonie Danny’ego Warda, po której następuje kilka sekund krótszy pomyślany w stylu fusion utwór „A Pack Of Lies” Tomasa Starka. Jest też beztroska, wręcz spacerowa „Farewell Friend” i na koniec pogodna, uśmiechnięta kompozycja „Dream From Dreams”.
Płyta „The Odd Land Of Nod” niezależnie od pewnego dodającego całości uroku i różnorodności eklektyzmu, podobnie zresztą jak poprzednie propozycje zespołu, w samej rzeczy jest wyśmienita. Jak tu na przykład w najlepszym słowa tego znaczeniu nie skojarzyć wysmakowanych harmonii wokalnych w „Abiogenesis” i „Copenhagen 2003” z pamięcią niezrównanej twórczości Gentle Giant?
Dla pełnych urody melodii (vide utwór „Port”) zespół kunsztownie dobiera ramy w postaci improwizacji (najdłuższy na płycie, otwierający ją i trwający blisko 10 minut tytułowy „The Odd Land Of Nod”). Tak oto, obie te muzyczne wartości (melodia i improwizacja), do których dodamy jeszcze smakowite aranżacje, stanowią niezawodny przepis PRoPoRTIoNS na zdobycie serc słuchaczy.