Lubię takie chwile, gdy rozpakowuję paczuszkę z nadesłaną płytą zupełnie nieznanego mi wykonawcy i kompletnie nie wiem czego się spodziewać. Rozdzieram kopertę, zdzieram folię naciągnięta na digipak, wyjmuję srebrny krążek, wkładam go do odtwarzacza i słyszę, że… dobrze grają!
W tym przypadku nie grają, a gra. Bo to płyta jednego człowieka. Mike Ian sam skomponował cały materiał wypełniający program albumu „The Learning Tree”, sam go wyprodukował, zmiksował i sam zagrał na wszystkich (!) instrumentach. Jedynie w warstwie literackiej częściowo pomagał mu Troy Raleigh.
Program „The Learning Tree” wypełnia 9 utworów o średniej długości (większość z nich trwa około 5 minut), z których każdy jest prawdziwą muzyczną przygodą samą w sobie. Ten materiał to ambitny i melodyjny pop/prog rock, taki, w którym znajdzie się liczne odniesienia do brzmienia późnego Marillion, Boston, Styx, a także ELO, a nawet The Beatles. Tej trwającej 50 minut całości słucha się płynnie i łagodnie, jakby żeglując po niezmąconej tafli oceanu, by dotrzeć na spokojną wyspę i spędzić tam kojące chwile ze swoimi myślami…
…oraz z muzyką. No bo to marynistyczne porównanie nie wzięło się z niczego. Płytę otwiera przebojowy utwór "A Pirate's Dream" z chwytliwą melodią i wpadającym w ucho refrenem oraz tekstem mówiącym o śnie, w którym główny bohater nie może uwolnić się od marzeń związanych z samotną morską wyprawą wśród burz i niesprzyjających wiatrów. Wszystko brzmi tu płynnie i niesamowicie harmonijne, wokal zręcznie miksuje się z gitarą akustyczną, czystymi akordami i przewijającym się motywem zagranym na Hammondzie. Jest dobrze, a za chwilę robi się jeszcze lepiej. Utwór nr 2 to sympatyczna ballada "Happily Ever After", podkręcona małą orkiestrą i soczystym gitarowym solo, co czyni z tej piosenki prawdziwy… okręt flagowy całej płyty.
Utwór nr 3, „Cast In Stone”, czaruje klimatem oraz przyjemną melodią i jest kolejnym mocnym punktem programu tej płyty. To trzeci już plusik postawiony przeze mnie przy trzecim utworze. Trzy na trzy możliwe! Jak ja lubię takie albumy! Zresztą tych plusików będzie na tej płycie znacznie więcej.
Weźmy taki song, jak „Hereafter”. Dużo się w nim dzieje. Delikatne zwrotki przeplatają się z potężnym refrenem, melodyjne frazy od razu zapadają w pamięć. Podobnie jest zresztą z utworem „Next Stop Anywhere”.
Intymny nastrój przewija się w osnowach dźwięków gitary akustycznej we wstępie do „Letter From Home”, by po chwili rozpędzić się do pompatycznej piosenki osadzonej w dobrej klasyczno-rockowej tradycji, w dodatku wypełnionej świetnymi pociągnięciami smyczków.
Ciekawie prezentuje się też „Something More Nothing Less” – przedostatnia kompozycja na płycie. Mogłaby śmiało uchodzić za jakiś zaginiony numer Electric Light Orchestry. To mocny utwór i prawdziwy punkt kulminacyjny tego krążka. Po nim mamy jeszcze pompatyczną piosenkę „Shine On”, wypełnioną spokojnym szumem fal i kojącym brzmieniem orkiestry, lecz służy ona temu, by w finale niespodzianie eksplodować, niczym erupcja wulkanu, nagromadzonymi podczas słuchania tej płyty licznymi pozytywnymi emocjami.
Tak, „The Learning Tree” to płyta z dużym ładunkiem emocjonalnym. Nie przyglądałem się bliżej tekstom poszczególnych utworów, ale po sposobie wokalnej ekspresji Mike’a wiem, że śpiewa on o sprawach, które wiele dla niego znaczą. Moja rada dla wszystkich, którzy po przeczytaniu tej recenzji zastanawiają się nad zakupem tego albumu: nie myślcie zbyt długo, nie zastanawiajcie się, a już co gorsza, nie rezygnujcie. Kupcie tę płytę teraz, a nie będziecie żałować. Gwarantuję Wam, że odkryjecie ocean wspaniałych dźwięków ubranych w bardzo ładne, wyraziste i miłe dla ucha piosenki z pogranicza melodyjnego rocka i ambitnej muzyki artrockowej.