To zdumiewające, jak młodzieńczym wciąż głosem dysponuje ten liczący już przecież prawie 77 lat szkocki artysta. Donovan zadebiutował w 1965 r. aż dwoma płytami „What’s Bin Did And What’s Bin Hit (vel Catch The Wind)” i „Fairytale”. W tym samym roku ukazał się jeszcze w Zachodnich Niemczech kompilacyjny album „Universal Soldier”. Wtedy też nagrał wyjątkowo ważny, wydany rok później krążek „Sunshine Superman” (przypomnijmy, artysta miał wówczas tylko 19 lat!). Wraz z nimi przyszła ogromna, trwająca kilka lat popularność i kolejne wydawane do dziś albumy. W sumie samych studyjnych jest obecnie ze dwa tuziny, do tego kilka koncertowych i blisko 70 kompilacji. Od początku zyskiwał nie tylko rzesze miłośników, ale i licznych muzycznych przyjaciół. Miał niewielki, aczkolwiek sympatyczny wkład do tekstu beatlesowskiej „Yellow Submarine” (jego autorstwa są w piosence słowa „sky of blue, and sea of green”) oraz piosenki „Julia” Johna Lennona. Z kolei Paula McCartneya słyszymy w przeboju Donovana „Mellow Yellow” (pozostaje jednak niewymieniony w składzie, na albumie Macca pojawia się też ze swoją basową gitarą). Donovan towarzyszył Beatlesom w ich słynnej eskapadzie do Indii w 1968 r. Johna, Paula i George'a uczył tam konceptu gitarowego (tzw. fingerstyle lub fingerpicking), który Beatlesi wykorzystali w niektórych piosenkach na Białym Albumie (George Harrison przy okazji wydania „The Beatles Anthology” powiedział znaczące bardzo słowa: „Donovan jest w całym Białym Albumie”). Wiele urody muzyka uśmiechniętego Szkota dodała filmowi Franco Zeffirellego „Brother Sun, Sister Moon” (1972). Nie przepadał (i słusznie) za tym, gdy z uporem godnym lepszej sprawy mówiło się o nim „brytyjski Bob Dylan”. W rzeczywistości, jak zaznaczono na stronie Szkota, podobieństwo „polega na tym, że są poetami najwyższego rzędu”.
Najnowsza płyta Donovana „Gaelia” wypełniona jest urodą, delikatnym i skromnym, zarazem kunsztownym aranżacyjnym ornamentem. Eksploruje folkowe rejony wrażliwości artysty. To zwrot ku gaelickim korzeniom i deklaracja przywiązania do lokalnego świata widzianego w horyzoncie uniwersum. Płyta tchnie kojącą łagodnością, subtelnością, ciepłem i jest bogata w ujmujące melodie. Nie zabrakło też wątku nawiązującego do bolesnych, aktualnych spraw, a mianowicie kierującego myśli przeciw absurdom wojny („Living On Love”) z jednoznaczną aluzją do rozgrywającego się na naszych oczach wojennego dramatu w Ukrainie.
Donovan do współpracy zaprosił wielu gości. Opisuje ich jako „przyjaciół z tradycyjnej muzyki irlandzkiej i dwóch gości z Anglii” w tym Davida Gilmoura, pojawiającego się w utworach „Lover O’ Lover” oraz „Rock Me”. Właśnie za jego sprawą płyta pod koniec nabiera nieco rockowych odcieni. Donovan tłumaczy, że nazwisko gitarzysty Pink Floyd to angielski wariant gaelickich nazwisk MacGille Mhoire (Szkocja) i MacGille Mhuire (Irlandia). Jest także „irlandzkie usprawiedliwienie” dla obecności Nigela Kennedy’ego, którego nazwisko to gaelickie imię. Są obecni na płycie z krwi i kości wyborni praktycy sztuki poruszania się w irlandzkim świecie muzyki i słowa. Za aranżacje oprócz Donovana odpowiada skrzypaczka i znawczyni języka irlandzkiego Máire Bhreatnach. Artystka nagrała kilka solowych płyt i współpracowała z wieloma irlandzkimi muzykami. Jest też wykładowczynią i opracowuje materiały dydaktyczne dla dzieci (najczęściej w języku irlandzkim). Słychać na najnowszej płycie Donovana pełne wyczucia dźwięki akordeonu i skrzypiec Sharon Shannon. Jej debiutancki solowy album z 1991 roku to jedna z najlepiej sprzedających się płyt z tradycyjną muzyką irlandzką w całej historii (wcześniej grała w założonym przez siebie zespole Arcady oraz na półtora roku dołączyła do The Waterboys, nagrywając z zespołem wyborny album „Room To Roam”), współpracowała też z Nigelem Kennedym i oczywiście całą plejadą irlandzkich artystów. Na płycie obecny jest też Steve Conney, Australijczyk pochodzenia irlandzkiego (przez pewien czas mąż Sinéad O’Connor) – gra na aborygeńskim didgeridoo i na basie. Przy perkusji zdążył usiąść zmarły wkrótce (w marcu 2021 r.) Noel Bridgeman współzałożyciel znakomitego irlandzkiego zespołu blues-rockowego Skid Row (tym samym to zatem jedno z ostatnich nagrań, w których możemy go usłyszeć). Z kolei na mandolinie zagrał współzałożyciel wspomnianych The Waterboys, multiinstrumentalista Anthony Thistlethwaite, który potem udzielał się w arcypopularnej w Irlandii grupie The Saw Doctors.
Wymieniam skrupulatnie tych znamienitych artystów (choć to jeszcze nie wszyscy zaproszeni do współpracy przy powstawaniu płyty), bo ich obecność nie jest przypadkowa. Można powiedzieć: wszystko w rodzinie. Owa rodzinna aura jest dla muzyki folkowej wartością wręcz fundamentalną, a płyta Donovana niezbicie tego dowodzi.
Dojrzały twórca, obdarzony talentem do tworzenia subtelnych artystycznych wypowiedzi na najnowszej płycie nie tylko obdarowuje pięknymi piosenkami i uśmiechem, nie tylko składa świadectwo tego, kim jest i że swoich korzeni jest świadomy, ale potwierdza także, że odkąd ktokolwiek w maju 1965 r. położył na talerzu gramofonu pierwszy jego album i odkąd wybrzmiała pierwsza na nim piosenka „Josie”, nic z tego co najważniejsze się nie zmieniło.