Katatonia to mistrzowie nastroju spowitego w melancholię. Przemyślenia zrodzone z fragmentów mroku, owiniętych czarną folią kształtów i form zamieniających się w domeny niepokoju. W smutek znaczony refleksją i delikatnym muśnięciem dłoni. W to wszystko co budzi naszą sferę wrażliwości.
Muzyka Szwedów - to jazda bez świateł po nocnej autostradzie. Intuicyjna i pełna zmysłowego szaleństwa. Muzyka, która jest z nami od tylu lat. Ewoluuje, dostraja się do harmonogramu wewnętrznego świata kreowanego przez wyobraźnię i uczucia. Nie ulega trendom, nie ma w sobie zalążka świata pełnego fajerwerków i mody. To nie kraina tworzona przez celebrytów, lecz prawdziwa sztuka, wymykająca się konwenansom i nurtom. Pionierzy doom metalu potrafili jednak wpaść w czarną dziurę progresywnego blichtru i złagodzić tony, rozbudować myśli sączące się przez bibułę wyobraźni. Dziś są nadal sobą, ale w bogatszym wymiarze i bezkresnej przestrzeni.
A wszystko zaczęło się w Sztokholmie w 1987 roku. Na początku był zespół Melancholium utworzony przez dwóch przyjaciół - Jonasa Renske i Andersa Nystroma. Z niego w 1991 roku wyłoniła się Katatonia i to tych dwóch muzyków stanowi trzon zespołu do chwili obecnej, nadaje mu specyficznego blasku i jedynej w swoim rodzaju niepowtarzalności.
„Sky Void Of Stars” to trzynasty album zespołu i bynajmniej nie ma w sobie znamion „czarnego kota” czy „złowróżbnej maski” Jasona Voorheesa. To jedna z najlepszych pozycji w dyskografii Katatonii. Zawiera dużo indywidualnej tożsamości. Znaku czasu rzuconego w wir sensualności, w korytarz fantazyjnych znaczeń i rytmu regulowanego pulsem mijających pór roku. Twórcy tego znakomitego krążka to: Jonas Renkse (wokal), Anders Nystrom (gitary), Niklas Sandin (bas), Daniel Moilanen (perkusja) i Roger Ojersson (gitary). Premiera płyty miała miejsce 20 stycznia 2023 roku. Okładka albumu jest naznaczona paletą mrocznych barw, kontrastującymi odcieniami oznaczającymi dystans pomiędzy rzeczywistością a fikcją. Przeznaczenie ukazuje się pod postacią kruków zwiastujących to, co nieuchronne. Ten czarny, tajemniczy ptak pojawiał się w wielu kulturach i zawsze stanowił symbol. Uważano, że posiada magiczną moc. O żadnym innym fruwającym stworzeniu nie istniało tak wiele bajek, historii i mitów. Jest on nośnikiem ambiwalentnych sił i uchodzi za towarzysza czarownic i magów. Za zwiastuna śmierci i wojny. Na okładce kruki rozstępują się przed strugą życiodajnej energii spływającej z nieboskłonu. Z nieskończoności i głębiny kosmosu. Czy potęga światła ma zwyciężyć ciemność? Tę zagadkową okładkę zaprojektował Bunker Artworks i Roberto Bordin. Stanowi ona „entree secrete” do krainy narysowanej pędzlem dźwięków przez muzyków Katatonii.
A co mówi zespół o swojej nowej płycie? – „To dynamiczna podróż przez tętniącą życiem ciemność. Zrodzona z tęsknoty za tym, co zagubione i nieodnalezione, peryferia tego, co nieosiągalne (…) Żadnych gwiazd, tylko ulewny deszcz...”. Szwedzi na „Sky Void Of Stars” zapewniają słuchaczom moc atrakcji mrocznego lunaparku, w którym można zobaczyć rzeczywistość w krzywym zwierciadle i przejechać się karuzelą z „czarnymi Madonnami” trzymając w dłoni niezabezpieczonego Glocka 19.
Utwór „Austerity” to początek wędrówki przez nastrojowe brzmienia, których autorem jest Jonas Renkse. Muzyka jest uzbrojona w świetne teksty, niczym samuraj w ostrą katanę. Jest tu czas i miejsce na filozofię, melancholię i refleksję nad życiem, przemijaniem i sensem tworzenia. Nad zdobywaniem kolejnych stopni wtajemniczenia w pojedynku z własnym przeznaczeniem: „You Fail back to aged ideals. Controlled by thunder, ruled by dishonor. Come feel. I am not real. Woe is always on your mind. You drag me back in for a breath of comfort. No longer telling wrong from right…”. Głębokie, nisko osadzone riffy tworzą klimatyczne podłoże tego utworu. Niesamowita jets gitara - początkowo „schowana” za wokalem, potem wybijająca się na pierwszy plan i rozwijająca skrzydła w solówce. Dynamika scala się z bijącym sercem zespołu, jakim jest praca sekcji rytmicznej. Ten utwór po prostu płynie, jednoczy się z mijającymi w pędzie urywkami rzeczywistości, fragmentami kadrów tworzących mozaikę z czasem i przestrzenią.
„Colossal Shade” jest jeszcze bardziej sugestywny w swoim przesłaniu wyrytym na płycie nagrobnej mrocznej części ludzkiego wnętrza. Człowiek „odklejony od rzeczywistości”, spoglądający na wszystko przez „czarne okulary”, zagubiony w tłumie, nieobecny w swojej przeźroczystej zbroi milczenia i izolacji - czy potrafi obronić to, co zostało z wolności, czy umie podnieść głowę i spojrzeć w otwarte źrenice przyszłości? „I’ll give up my final piece of freedom. Collapse my mind. I’m readyfor crowning blow. Come what may. I’m ready to enjoy the treason. Satellite star. My future watching me, transmitting scars...”. Gitary rozkołysane w eterycznym transie, rytmicznym jak marsz orków na pole bitwy, przeplatają się z melodią. Nie ma tu skomplikowanych zawiłości, jest prostota i kropla cięższych brzmień ukrytych w niższych rejestrach. Taki ukłon w stronę starszych kompozycji.
Smutek i refleksja znaczą tekst kolejnego utworu - dynamicznego, wręcz przebojowego „Opaline”: „See my scars, they come from the other half. The drowing god. My words are bouncing off the ground. I see them all around but my back was turned...”. Klawiszowy początek może kojarzyć się nieco dyskotekowo, ale przechodzi on w spokojną zwrotkę. Dopiero w refrenie gitary i perkusja wybuchają energią. Niemniej jednak jest tu spory posmak gotyku, podobnie jak w „Impermanence”.
Singlowy „Birds” to żywa energia, wulkan ekspresji, żonglerka rytmami i pojedynek słowo kontra gitary. Bębny nadają prawdziwego chilli torując ścieżkę lawinom nut wyrzucanym strumieniem fajerwerków. Trzeba przyznać, że wszystkie utwory są bardzo zmyślnie ułożone pod kątem zmieniających się temp i nastroju. Muzycznie dzieje się tu bardzo dużo i do tego dochodzą bardzo poetyckie teksty.
„Drab Moon” robi niemałe wrażenie i pięknie kontrastuje z rozhulanym „Birds” przez swoje wyciszenie, melancholijny charakter i halucynogenny potencjał.
Z podobnym spokojem jest nakreślony „Author” - kawałek o orientalizującym refrenie. Liryczny przekaz jest tu ponownie zwrócony w stronę pełną cieni i mroku, bagażu doświadczeń pozostawiających w głębi duszy niegojące się blizny: „Author of scars, I see your hands upon my epitaph. Then you shift into looking glass, a void of stars, touch the concrete placed on my chest and chain the songbirds to your argent dome”.
Bardzo ładna solówka gitarowa w „Impermanence” dodaje pikanterii temu nazbyt zadumanemu utworowi, przywraca mu życie i wigor utracone wraz z pierwszymi taktami. Ciekawą koncepcją jest wplecenie progresywnych wątków w „doomowe mroczności” kolejnej kompozycji, „Sclera”. Jest ona interesującym przykładem łączenia stylistyki pochodzącej z różnych, skrajnie odmiennych rejonów.
„Atrium” to jeden z moich ulubionych kawałków - wyważony pod względem przebojowości i mroku. Mocne wejście wokalu Jonasa zostaje otulone dźwięcznymi riffami gitary i żywiołowym pulsem sekcji rytmicznej. Piękna linia refrenu nadaje określony kierunek brzmieniowy kompozycji. Pomimo nostalgicznego tekstu, którego autorem, jak i pozostałych, jest Renkse - muzyka płynie tu jak rzeka wartkim nurtem, nie zwalnia i nabiera rozpędu. Jest jak jacht na pełnych żaglach opierający się wiatrom i nawałnicom.
Na zakończenie mamy diamencik w platynie, czyli „No Beacon Iliuminate Our Fall”. Jest balladowo i romantycznie w sferze dźwięków i słychać tu typową dla Katatonii powagę w tekstach. Jak już wcześniej wspomniałam, za teksty odpowiedzialny jest Jonas Renkse, natomiast wszystkie kompozycje wyszły spod pióra Andersa Nystroma.
„Sky Void of Stars” to album, który może się spodobać nie tylko wielbicielom spacerów w świetle księżyca w towarzystwie Vlada Draculi. Ma on sobie koronkową zwiewność wróżki i potęgę demonicznych zaklęć, posiada blask tlący się pośród czerni i posępność deszczowego poranka. Nade wszystko jest rzeką słów i dźwięków, która porywa nas ze sobą, niesie w nieznane. Jest rzeką urokliwych tajemnic. Do nas należy ich zgłębienie. Rozszyfrowanie tego, co czai się na dnie. Bo to wszystko, co w muzyce jest najpiękniejsze, musimy sami odkryć pomiędzy nutami – to wszystko, niedopowiedziane, tlące się nieśmiało na granicy ciszy, w naszej wyobraźni…