Brother Ape - III

Artur Chachlowski

ImageSwoje zdanie o muzyce grupy Brother Ape wyraziłem przy okazji recenzowania dwóch poprzednich płyt tego zespołu: „On The Other Side” (2005) i „Shangri-La” (2006). Ci, którzy czytali te teksty wiedzą, że produkcje tej szwedzkiej grupy niezbyt przypadły mi do gustu (choć Forethowi podobają się bardzo). Po wysłuchaniu najnowszego albumu grupy Brother Ape niestety nie mam nic pozytywnego do dodania. Jeżeli nawet, to jest tego tak niewiele, że nie wpływa na sporą rezerwę (by nie powiedzieć dosadniej), z jaką odnoszę się do dokonań tego zespołu.

Płyta „III” to, zgodnie z tytułem, trzeci album w dorobku tej formacji. Trwa on 54 minuty i składa się z dziewięciu utworów. A właściwie to z ośmiu, bo nagranie tytułowe to zaledwie 54 sekundy eksperymentalnych, wyjętych jakby z zupełnie innej bajki, dźwięków schowanych gdzieś na samym końcu albumu. Czyżby był to mały promyk  nadziei na zmianę stylistyczną na następnym krążku? Nie ukrywam, że życzyłbym tego sobie oraz samemu zespołowi.

Tak więc na „III” mamy dziewięć, przepraszam, osiem utworów, z których co najmniej dwa to muzyczne knoty, następne trzy praktycznie niewiele różnią się między sobą, dwa kolejne utrzymane są na w miarę przyzwoitym poziomie, a jedno... no tak, muszę to oddać grupie Brother Ape, to prawdziwa muzyczna perełka. Jest nią utwór nr 7 na płycie i powiem szczerze, że warto jest na niego czekać przez długie 40, dość nijakich minut. Ale po kolei…

Jedną z największych słabości tej płyty (jak i całej muzyki Brother Ape) są wokale. Stefan Damicolas przez cały czas śpiewa na jedną nutę. Śpiewa nudno i bez emocji. Gdy na pierwszej płycie zespołu większość partii wokalnych wykonywał jeszcze Peter Dahlgren i wnosił w muzykę Brother Ape brzmieniowy powiew dokonań grup Styx, Journey i Kansas, ten obszar twórczości naszych bohaterów nie wypadał jeszcze najgorzej. Teraz pod tym względem jest naprawdę słabiutko. Stefan (jest zdecydowanie lepszym gitarzystą i pianistą niż wokalistą) nie potrafi jakoś dźwignąć zespołu na wysoki pułap. Zamiast tego swoimi bezbarwnymi partiami wokalnymi często ściąga muzykę swojego zespołu w dół i to w momencie, gdy aż prosiłoby się rozwinąć skrzydła i lecieć wysoko, wysoko, wysoko… Bo niewątpliwie takie ambicje posiadają muzycy tworzący Brother Ape (oprócz Damicolasa grupy tworzą Gunnar Maxen (bg, o) i Max Bergman (dr)). Co więcej, oprócz słabego śpiewu w większości utworów daje się zauważyć totalną mizerię pod względem ciekawych linii melodycznych, a refreny wołają niekiedy o pomstę do nieba. Cienizna. Wykonanie też nienadzwyczajne. Cały zespół, ot po prostu, gra. Gra jakby grać musiał. Jakby granie prog rockowej muzyki było przyjemnością porównywalną z wizytą u dentysty. Wygląda to tak, że panowie jakimś cudem uzbierali nowy materiał, poczuli więc, że trzeba wydać płytę. Weszli więc do studia i rutynowo zarejestrowali to, z czym przyszli, ale żeby w tych wszystkich działaniach była jakaś iskra boża… Zdecydowanie jej brak.

Kolejna słabość tej płyty to fakt, że większość utworów niewiele różni się między sobą. I to aż do tego stopnia, że nie tylko po jednokrotnym przesłuchaniu, ale i po wielu próbach nic wyrazistego nie zostaje z nich w głowie. Na tle wątłej całości wyróżniają się jedynie utwory „Universal Eye” i „Monday Breakfast”. No, może jeszcze dwie instrumentalne sekcje kompozycji „No Answer” nadają jej nieco ambitniejszgo charakteru, ale to zaledwie kilkadziesiąt sekund na tle sześciu nudnych minut, jakie trwa ten utwór. Niestety o większości nagrań, które słyszymy na płycie „III” można powiedzieć, że nudzą jak flaki z olejem, że ciągną się one niemiłosiernie i że ich jakość jest taka, że pożal się Boże…

Lecz na szczęście jest też na płycie „III” pewien mały pozytyw. Wszystko to, co napisałem powyżej nie dotyczy utworu zatytułowanego „All I Really Want”. Tak tak, to ta wspomniana już powyżej kompozycja nr 7 na płycie, która rozpoczyna się mniej więcej po czterdziestu, trudnych do przebrnięcia bez zgrzytania zębami, minutach. Mamy w tym nagraniu sensowną melodię, bardziej akustyczne (fortepian + gitara) i nie grane wreszcie na jedną modłę nuty oraz fajne „bożonarodzeniowe” (hi – low) harmonie wokalne. Świetnie gra łkająca gitara, która w środkowej części utworu rozpoczyna przecudowną solóweczkę. Lecz najbardziej wyróżnia się w tym utworze bardzo długa część instrumentalna, która stanowi najwspanialsze 4 minuty na tej płycie. Paradoksalnie powiem (bo naprawdę album „III” podoba mi się... średnio), że wszystko to sprawia, że jest to jedno z najpiękniejszych nagrań, jakie słyszałem w trakcie ostatnich kilku miesięcy.

Nie przestając być bardzo krytycznym w stosunku do całej płyty biję grupie Brother Ape duże brawa za ten utwór. I nie wiem czy nie z powodu lepszego samopoczucia, w które wprawiło mnie nagranie „All A Really Want” z radością wysłuchałem też następującego bezpośrednio po nim utworu „Human Equation”. Muszę przyznać, że też fajny. A już w swojej końcowej części instrumentalnej taki, że palce lizać. Szkoda, że zaraz po nim następuje koniec tego albumu. No, po prawdzie są jeszcze 54 sekundy niezrozumiałych dźwiękowych eksperymentów w postaci nagrania „III”, ale mam wrażenie, że im bliżej końca płyty, zespół Brother Ape zaczyna się coraz bardziej rozkręcać. Może faktycznie na następnym krążku będzie lepiej?...

www.progressrec.com

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!