Dziś będzie nieco treściwiej i krócej, bo i też płyta, o której napiszę nie należy do jakiś spektakularnych osiągnięć. Ot, po prostu fajny album sprzed lat. Już jakiś czas temu ogłoszono, że rocznicowej edycji doczeka się piąty studyjny longplay Eltona Johna „Honky Château” z 1972 roku. Ci którzy nieco uważniej czytają mój blog wiedzą, że jestem ogromnym wielbicielem najwcześniejszej twórczości Eltona (lata 1967-1969). No, ale mniej więcej od połowy drugiej płyty stał się on mniej rockowy, za to zaczął zasypywać nas całą masą znakomitych, obłędnych komercyjnie singli. Oczywiście i na dużych płytach trafiało się sporo perełek, ale jako całość albumy te nigdy nie powalały mnie na kolana. Podobnie jest z omawianym krążkiem. W sumie nie ma się specjalnie do czego przyczepić: dobre melodie, produkcja, profesjonalna gra zespołu. Ale nie jest też to jakaś wielka muzyka. Na pewno wyróżnia się genialny „Rocket Man”, w którym Elton wznosi się na najwyższe szczyty muzyczne, łącząc cudownie natchnioną melodykę z przebojowością i swobodą wykonawczą. Czemu już nikt nie pisze takich piosenek? Album był pierwszym krążkiem wykonawcy, który trafił na szczyt amerykańskiej listy przebojów (pod którą został nieco skrojony zawierając lekkie, nielubiane przeze mnie elementy country czy funky).
A cóż zawiera rocznicowa wersja? Na pierwszym krążku otrzymujemy oczywiście zasadniczy (prawdopodobnie zremasterowany) album i pierwszą porcję studyjnych outtake’ów (idealnej jakości), których jest tu w sumie dziewięć. Ich druga porcja otwiera CD numer 2, zaś całość uzupełnia znakomity występ z Royal Festival Hall z lutego 1972 roku. Elton śpiewa na żywo tak swobodnie i czysto, że 99% dzisiejszych tzw. ‘piosenkarzy’ po przesłuchaniu tego materiału powinna popełnić co najmniej zbiorowe seppuku. Całość dopełnia 40-stronicowa książeczka. Trochę szkoda, że do zestawu nie dodano trzeciego dysku z mixem 5.1, który ukazał się w 2004 roku na hybrydowym SACD i po prostu zwalił mnie z nóg swoją dynamiką i jakością.
Album ma także dwupłytową wersję winylową z wszystkimi outtake’ami na drugim krążku. Chociaż ja w miejsce zasadniczej płyty (która jest bardzo łatwo dostępna jako oryginał) wolałbym posłuchać z winyla koncert (pewnie wydadzą go oddzielnie z okazji któregoś Record Store Day). Wersja LP ma także limitowany wariant na złotych krążkach. Nowa edycja ukaże się 24 marca i z czystym sumieniem mogę ją polecić wszystkim wielbicielom starej, dobrej muzyki.
Polecamy blog autora: https://rockowaplytoteka.pl