Z największą przyjemnością informuję, że współcześni twórcy rockowi potrafią udanie nawiązywać do najlepszych tradycji gatunku i podobnie jak to było pół wieku temu tworzą wybitne dzieła łączące w sobie rockową ekspresję z symfoniczno–orkiestrowym rozmachem.
Znany z grupy Vanden Plas pianista Günter Werno, postanowił pójść w ślady legendarnych tuzów progresywnej klawiatury i skomponował koncert na orkiestrę symfoniczną. 13 maja 2022 roku wykonał go na żywo wspólnie z filharmonikami z Kaiserslautern oraz kolegami z Vanden Plas. Günter, który nad tym wielkim muzycznym przedsięwzięciem pracował przez kilka ostatnich lat, nigdy nie ukrywał tego, że zarejestrowanie tego występu oraz wydanie go na płycie CD i DVD będzie spełnieniem jego ambicji i marzeń. Marzenia są po to, by je spełniać. I Günter zrealizował je w bardzo spektakularny sposób.
Jak zrodził się pomysł na ten gigantyczny w swoim rozmachu i ambitny projekt? W styczniu 2019 roku zespół Vanden Plas wykonywał słynny „Koncert na grupę i orkiestrę” Jona Lorda w sali Fruchthalle w Kaiserslautern. Występ okazał się wielkim sukcesem, muzycy zastanawiali się jak najlepiej go zdyskontować i czy nie powtórzyć tego koncertu w kilku innych miejscach. Günter wspomina to tak: „W trakcie rozmowy bezpośrednio po koncercie kierownik artystyczny obiektu, w którym graliśmy, Christoph Dammann, zapytał mnie czy moglibyśmy zrobić coś podobnego jeszcze raz, ale zamiast wykonać dzieło innego kompozytora, czy mógłbym stworzyć oryginalną symfoniczno-rockową kompozycję? Od pierwszej chwili pomysł zaczął kiełkować mi w głowie, choć czułem, że staję przed nie lada wyzwaniem. Wprawdzie pisałem już wcześniej orkiestracje do rockowych i poprockowych piosenek, ale nigdy nie komponowałem muzyki na klasyczną orkiestrę. Ale zanim jeszcze opuściłem budynek opery, dosłownie kilka godzin po naszej rozmowie, miałem już w głowie pierwszą melodię, która ostatecznie stała się wstępem do pierwszej części. Potem poszło zaskakująco gładko. Swobodnie bawiłem się melodiami i motywami i w końcu znalazłem odpowiednią dla siebie drogę do przodu.
Po skomponowaniu muzyki na fortepianie i programie sekwencerowym, rozpisałem wszystko na nuty część po części. Obserwowanie, jak to wszystko się rozwija, dało mi kolejny pomysł na nowe sekcje oraz dodatkowe instrumenty, więc dokonałem kilku końcowych poprawek podczas tego procesu”.
Symfoniczny koncert autorstwa Werno zatytułowany jest „Anima One” i składa się z trzech części – „Animabilis”, „Animosus” i „Animato”. To trwające blisko godzinę dzieło jest wzorcowym przykładem tego, jak doskonale mogą przenikać się dwa muzyczne światy – rockowy i symfoniczny. W dwóch pierwszych częściach występuje tylko orkiestra oraz autor grający na fortepianie i organach. Sekcja moderato zaczyna się w tonacji molowej, z powoli rozwijającym się, złowieszczym klimatem. Fale smyczków są przerywane dźwięcznymi bębnami, a muzycy grający na smyczkach wydają się niemal toczyć ze sobą pojedynek na śmierć i życie. Po chwili wszystko przeradza się w pewnego rodzaju crescendo. Naprawdę czujemy się jak byśmy siedzieli w filharmonii i chłonęli dźwięki muzyki klasycznej. Kompozycja Werno w pełni wykorzystuje kontrastujące ze sobą dźwięki i tekstury, ze smyczkami pizzicato, z modulowaną dynamiką i licznymi zmianami tempa. Chociaż w całym utworze pojawiają się też prostsze i melodyjne fragmenty, sama aranżacja ma znamiona epickiej złożoności. W części trzeciej pojawia się zespół rockowy oraz kilkuminutowy wokalny fragment zaśpiewany w duecie przez Andy Kuntza oraz Astrid Vossberg (oraz kilkuosobowy chór), który na kilka minut przechyla ciężar w stronę muzyki nie-klasycznej i tworzy efektowne grand finale zaakcentowane piękną frazą fortepianu stawiającą puentę w tym niesamowitym utworze.
Wydany przez Frontiers Records na płytach CD oraz DVD „Symphonic Concert No. 1” to prawdziwa rzecz bez precedensu. Choć dzieło to ma nieco inny, bo oryginalny i stricte symfoniczny charakter, to należy postawić je tuż przy symfonicznych albumach Tony’ego Banksa, ubiegłorocznej płycie Magenty "The White Witch: A Symphonic Trilogy", a także – uwaga, to nie przesada! – przy pamiętnych kamieniach milowych w historii rocka, którymi są dzieła autorstwa niezapomnianych muzyków: Johna Lorda, Keitha Emersona, Ricka Wakemana czy grupy The Moody Blues.
I wydawałoby się, że mógłby to być już koniec tej, skądinąd ciekawej, historii. Ale nie. Bo życie samo pisze scenariusze. Najczęściej słodko-gorzkie. Otóż na początku tego roku, a więc jeszcze przed premierą omawianej dzisiaj płyty, grupa Vanden Plas zakomunikowała, że po 30 latach wspólnej pracy, Günter Werno opuszcza jej szeregi. W lapidarnym poście napisano: „Zespół Vanden Plas istnieje i nadal będziemy wydawać płyty i grać koncerty. Ponadto Günter i Vanden Plas będą nadal współpracować w teatrach i filharmoniach, grając własne opery rockowe, a także wykonując inne produkcje teatralne. Z ogromna satysfakcją spoglądamy wstecz na ponad trzy dekady wspólnej udanej pracy. Jednocześnie zarówno Günter, jak i Vanden Plas nie mogą się doczekać nowych, ekscytujących rzeczy, które pojawią się w przyszłości. Gdy tylko będziemy mogli w naszych szeregach oficjalnie powitać nowego członka zespołu, poinformujemy was o tym niezwłocznie”.
Na dowód tego, że współpraca aktualnych i byłego członka Vanden Plas ma się dobrze, warto wiedzieć, że w lutym swoją sceniczną premierę miała nowa rockowa opera, której autorami są Günter Werno, Andy Kuntz, Stephan Lill i Johannes Reitmeier. Fabuła rock opery „Last Paradise Lost” oparta jest na poemacie Johna Miltona z 1667 roku. Ta wielka koprodukcja z Pfalztheater Kaiserslautern oraz Münster Theater opowiada o aniołach ciemności, ich drodze do piekła, ich buncie pod wodzą Lucyfera przeciwko boskiemu porządkowi, o tym, jak grzech pojawił się na świecie, o kuszeniu Adama i Ewy i o ich wypędzeniu z rajskiego ogrodu.
Już teraz można „Ostatni raj utracony” oglądać na teatralnych deskach Austrii i Niemiec, a zapewne już niedługo będziemy mogli posłuchać i podziwiać to widowisko na płycie DVD/Blueray.