Christmas 9

Redemption - I Am The Storm

Olga Walkiewicz

Burza - potęga natury zaklęta w gniewie niebios. Noc przecięta maczetami błyskawic zatapia blask w niewidomych źrenicach. Nieruchoma postać na granicy światła i ciemności…

To okładka nowego albumu Redemption „I Am The Storm”. Jej autorem jest amerykański artysta Travis Smith. Potrafi on tworzyć treści zakamuflowane barwami, kontrastem i kształtem. Treści pełne ukrytych mocy, jak każda nuta tej płyty. Mocna i eteryczna, pachnąca enigmą skrytą w każdej frazie i słowie wykutym z emocji i uczuć. Naszym życiem rządzą siły większe od żywiołów. Życie prowadzi batalię ze śmiercią, miłość pokrywają popioły złudzeń, a przyjaźń zamienia się w emocjonalną pustkę. Niezależnie od tego, trzeba podążać dalej. Rozczarowania stają się kolejną monetą w puli doświadczeń. Nawet smutek i gorycz da się przekuć w coś pozytywnego. Trzeba przejść przez ocean burz, by zbliżyć się do światła. Trzeba stać się burzą…

„I Am The Storm” - nowa odsłona Redemption. Album, który zasiewa ziarno niepokoju zarówno muzyką, jak i warstwą liryczną. Piękny, zmysłowy, rozpalający ogień w czeluściach niebios i piekieł. Wstrząsający swoją mocą, niczym erupcja wulkanu. Nagrany w tym samym składzie personalnym co „Long Night’s Journey Into Day” z 2018 roku: Nick van Dyk (gitara, produkcja), Tom Englund (wokal), Vikram Shankar (instrumenty klawiszowe, wokal, produkcja), Sean Andrews (bas) i Chris Quirarte (perkusja). Mamy tu też zacnych gości: Simone Mularoni - gitara, mix i mastering (DGM), Chris Poland - gitara (ex-Megadeth) oraz Henrik Danhage - gitara (Evergrey). Kompozytorem i autorem tekstów jest Nick van Dyk, który sprawuje pieczę nad poczynaniami zespołu od chwili jego założenia w 2001 roku. Vikram Shankar jest współautorem dwóch utworów: „The Emotional Depiction Of Light” oraz „All This Time (And Not Enough)”. Muszę przyznać, że bardzo się ucieszyłam, gdy pojawił się na poprzedniej płycie jako oficjalny członek zespołu. Podobne odczucia miałam w stosunku do Toma Englunda, którego niezmiernie cenię zarówno jako muzyka grupy Evergrey, jak i współtwórcę (wraz z Vikramem) projektu Silent Skies (w ubiegłym roku ukazała się płyta „Nectar”). Obaj wnieśli do muzyki Redemption nowy, niepowtarzalny pierwiastek, nutę niezwykłej świeżości i żaru. Niemniej nie byłoby albumu „I Am The Storm”, gdyby nie geniusz kompozytorski i gitarowy Nicka. To właśnie on jest motorem napędowym ognistej maszyny o nazwie Redemption.

Album rozpoczyna się płynną energią, która wypływa z oka cyklonu - „I Am The Storm” to metalowe serce bijące z niepokojem. Burza zaprzęga piekielne ogiery do swoich rydwanów. Gitary płoną śmiertelnym ogniem, bas kołysze niebem tężejącym deszczem, klawisze przemykają pomiędzy kolumnami błyskawic, łomot bębnów rozrywa ciszę na strzępy - niebo pęka jak dojrzały orzech. Lubię to żywiołowe wcielenie Redemption, które jak pocisk wbija słuchacza w ziemię. Wszystko jest w równowadze - bezustanny pęd z enigmatyczną ciszą pomiędzy oddechem a krzykiem, światło i mrok podają sobie ręce, konie mają płonące grzywy i podkowy z zimnego alabastru. Ażeby wygrać bitwę ze światłem, trzeba stać się pochodnią.

„You say that I won’t survive but once it’s passed you will recognize. I’m only one remaining. You don’t understand. I AM the storm...”.  

„Seven Minutes From Sunset” ukazuje porażkę, którą pomimo nieuchronności, może być otwartą księgą, z której czerpiemy siłę, kierunkowskazem na przyszłość. Pytanie, czy mamy w sobie na tyle siły by pójść pod wiatr, zmierzyć się z tym co zapisał nam los, skrzyżować miecze z własnymi demonami? Muzycy posługują się tu całą baterią środków wyrażających emocje - rącze pasaże gitar, twarde riffy, klawiszowe eskapady, energiczny wokal i podkreślająca żwawe tempo - sekcja rytmiczna.

„Can I anticipate what’s coming enough to save me. Dies have been cast, outcomes preordained. Still I count it down - seven minutes from sunset...”. 

„Remember The Dawn” to kolejne stopnie wtajemniczenia w metalowej precyzji, z jaką brzmi każde muśnięcie struny wyczarowane przez Nicka. Gitara stanowi tu przeciwwagę do głosu Toma Englunda. Jej pęd podkreśla melodyjność linii wokalnej, a solówki zaostrzają apetyt na kolejne kadry muzycznego filmu. Klawisze stanowią tło wraz z wybijającą się niczym wąż ze skorupy sekcją rytmiczną. Smakowite połączenie mocy z subtelnością tematu. Akrylowy szkic emanujący ostrymi barwami wtarty w miękkość płótna. Brutalne przebudzenie po zmysłowym śnie, z którego trzeba wyciągnąć wnioski:

„Soaring through the heavens, feet and heads above the clouds, never thinking much about how hard we’ll land till we crash into the earth and rise again disoriented, wondering how much more of that that we can stand...”.

„The Emotional Depiction Of Light” to wspólna kompozycja Nicka van Dyka i Vikrama Shankara. Czuje się tu jednak wyraźną przewagę „pióra” klawiszowca - jego styl i koronkową delikatność. Głos Toma nakłada woal spokoju na instrumentalne tło utkane przez dźwięki fortepianu i szepty gitary. Jest tu mistycyzm i zaduma. Jest szafirowe piękno kawałków nieba przenikających przez środek serca z kryształu. Emocje narastają sprzęgając się z riffami, by dojść do refrenu. Subtelne chórki, perkusja przyspieszająca tętno, królewskie frazy ocierające się o trajektorie komet. Deszcz spływający po policzkach, albo łzy wycierane ukradkiem - wszystko zapisane alfabetem tęsknoty, dotykiem penetrującym miękkość platynowych włosów, niechcianym pocałunkiem…

„I have the impression that your heart will beat the same as mine. You have the impression what’s constructed could be genuine enough with time, enough with time. We each had form and then we had collision. I can see you. Can you see me?...”.

Warstwa liryczna odsłania pokłady smutku, nostalgia wydłuża cienie kładące się w pustym, hotelowym pokoju. Urwane spojrzenia, słony smak na wargach, pył ze skrzydeł martwego motyla - bezimiennego jak wieczorny zmierzch. To niezmiernie piękny utwór - osobisty i pełen bólu.

„Resilience” opiera się na jednostajnych, agresywnych riffach tworzących całość z rytmem nadawanym przez Chrisa Quirarte. Całość ozdobiona jest efektownymi solówkami, w których zawarta jest esencja gitarowej techniki i finezyjnych, podkręconych pasaży. Ponownie bardzo sensualny jest tekst autorstwa Nicka - zmuszający do refleksji, dotykający sfery uczuć.

Samotność potrafi doskwierać jak rozogniona rana. Trzeba parę chwil, by ją zagoić. Czas potrafi wskrzesić Feniksa z popiołów. Cierpienie przeistoczyć w niespożytą siłę. Ostatnia walka Achillesa otwiera drogę do nowego życia. Nowej, odpornej na ciosy - tożsamości.

„You walked away and left me bleeding on the ground, underestimating my return and then you went about your pretty little life never thinking of the bridge you burned ...(…) You and life will knock me down. I will shake it off like nothing. I will rise up from the ground. I am resilience...”.

Niesamowicie progresywny jest kolejny utwór. Rozbudowane, ekwilibrystyczne „odloty” w klimatach Dream Theater potęgują specyficzną aurę. Miękkość zderza się z twardym prowadzeniem gitar, orkiestracje zestrajają się z metalowym blichtrem, solowe popisy gitary fascynują świeżością i polotem. Trwający blisko kwadrans „Action At A Distant” ma w sobie ogrom pomysłów, nietuzinkowych rozwiązań i nowych ścieżek brzmieniowych wbudowanych w chóralne tło i symfoniczny rozmach.

Wspaniała jest sfera liryczna, filozoficznie podchodząca do bytu jednostki w zagmatwanej cyfrowej rzeczywistości. Relacje na odległość, samookreślenie i poczucie własnych wartości, odnalezienie drogi do zrozumienia świata i drugiego człowieka - to treści ubrane w poetyckie słowa, w poemat znaczeń i symboli:

„We move through time and space - almost without thought, as though we know it all. Entities in motion watching the apple fall. Thinking what we know is everything there is „cause it’s all the eye can see. Maybe something hidden from sight. Can teach us a new reality?...”.

Album ubarwiony jest coverami. W ostatnich latach zrobiła się swego rodzaju moda na umieszczanie ich na płytach. Muzycy Redemption zawiesili wysoko poprzeczkę, bo wybrane utwory nie są łatwe do interpretacji, niemniej efekt jest znakomity. „Turn It On Again: to kompozycja autorstwa Rutherforda, Banksa i Collinsa. Pochodzi z albumu „Duke” z 1980 roku. Nowa wersja w interpretacji wokalnej Toma Englunda brzmi bardzo przekonująco. Jeszcze ciekawiej brzmi znajdujący się na końcu płyty „Red Rain” - cover z repertuaru Petera Gabriela.

Nie można zapomnieć o kolejnym owocu wspólnej pracy Nicka i Vikrama, jakim jest kilkunastominutowa kompozycja „All This Time (And Not Enough)”. Subtelne brzmienie gitary klasycznej przechodzi w drapieżne riffy, zmiany tempa, soczyste dialogi pomiędzy „śpiewem gitary”, a wartkim nurtem budowanym przez tandem Chris Quirarte - Sean Andrews. To epicka walka na brzmienia i instrumenty. Czas przepływa szybciej, niż można się tego spodziewać. Zanim zdążymy spojrzeć wstecz, kolejny kadr filmu pod tytułem „Życie” mija bezpowrotnie. Puste pokoje rodzą wspomnienia i świadomość naszej śmiertelności.

„Time buries the day, everything skies take the sun away, at the stillest point of the turning earth. We feel the moment when movement slows but god only knows how much is left...”.

Na płycie „I Am The Storm” znalazł się jeszcze raz utwór - „The Emotional Depiction Of Light”, tym razem zmiksowany przez Vikrama Shankara. Warto wspomnieć o wersji winylowej, która jest wzbogacona o dwa bonusowe utwory: „The Pearl Clutchers” z gościnnym udziałem Chrisa Polanda na gitarze prowadzącej oraz „The Far Side Of The Cloud”. W tym ostatnim możemy usłyszeć Henrika Danhage.

Pora na końcową refleksję nad tym magicznym albumem. „I Am The Storm” jest burzą w krainie niespokojnych myśli, emocjonalnym tsunami rozrywającym serce na strzępy, cudowną perłą… Były chwile, gdy po zamknięciu oczu pod powiekami rodziła się łza. Łza prawdziwego wzruszenia. I chyba nie muszę pisać nic więcej...

MLWZ album na 15-lecie Weather Systems w 2025 roku na dwóch koncertach w Polsce Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok