„ForeverAndEverNoMore” - dziesięć utworów afirmujących ciszę i delikatne światło… Brian Eno jest bez wątpienia jednym z najważniejszych i najbardziej wpływowych muzyków związanych ze światem szeroko rozumianego rocka oraz jego bliższych i dalszych okolic (skutecznie zacierającym różnice między muzyką rozrywkową i tzw. poważną). Kompozytor, instrumentalista, wokalista, producent muzyczny, muzykolog, eksperymentator, wizjoner, demiurg i filozof dźwięku. W mojej pamięci trwałe miejsce znalazły jego słowa umieszczone w komentarzu do płyty „Angels in the Architecture” (1987), gustownej kompilacji utworów twórców współpracujących w latach 80. XX w. z wytwórnią EG Records: „Las widziany z powietrza to jedna interesująca całość. Pojedyncze drzewo to także całość. Pojedynczy liść, nawet atom jest nieskończenie fascynujący. Właśnie taka powinna być muzyka”. I taka w samej istocie jest, gdy opiekę nad nią sprawuje Brian Eno w najrozmaitszych odsłonach – czy to gdy odnajdujemy go jako dawnego muzyka Roxy Music, czy też artystę łączącego siły z Danielem Lanois (chociażby „Apollo: Atmospheres and Soundtracks” z udziałem jeszcze Rogera Eno czy albumy grupy U2), współpracującego z Dawidem Bowie, Robertem Frippem, Talking Heads, Laurie Anderson i dziesiątkami innych twórców, czy gdy powołuje do życia płyty solowe i w końcu tworzy zręby ambient music. Grał w eksperymentujących orkiestrach Scratch Orchestra Corneliusa Cardewa i Portsmouth Sinfonia Gavina Bryarsa. Słusznie uważa się go za cenionego reprezentanta sound artu i wideo artu.
Na „ForeverAndEverNoMore” (22. solowym albumie artysty) jest niespiesznie, tajemnie, intymnie, onirycznie, czasem rozedrganie i jakby wysoko w przestrzeni, w eterze, między gwiazdami…, a czasem mam wrażenie, że jestem z artystą sam na sam w niewielkim pomieszczeniu. Bywa że odczuwam, jakby ktoś zwracał się do mnie muzycznym szeptem. Niespełna 45 minut muzyki i słów układa się w spokojny nurt dźwięków zdobnych kunsztem talentu lidera i zaproszonych gości: Mariny Moore (skrzypce, wiolonczela), Leo Abrahamsa (gitara), Jona Hopkinsa (instrumenty klawiszowe), Petera Chilversa (klawisze) oraz rodzinnie: brata Rogera (akordeon), bratanicy Cecily Loris (śpiew) oraz córki Darli (śpiew). Usłyszeć możemy także poruszający głos Clodagh Simonds oraz japońskiej wokalistki z Amsterdamu Kyoko Inatome.
To, czego doświadczam, słuchając tego albumu, to powrót do chwil, w których odkrywałem ambient. Próbując opisać umieszczone na „ForeverAndForeverNoMore” utwory, odwołam się raz jeszcze do słów samego autora, które onegdaj znalazłem w tomie Kultura dźwięku. Teksty o muzyce nowoczesnej (red. Christoph Cox i Daniel Warner, Gdańsk 2010). Brian Eno w niedługiej wypowiedzi zatytułowanej „Ambient” napisał o wydarzeniu, które miało miejsce w jego domu, gdy po wypadku przykuty był do łóżka: „Odwiedziła mnie przyjaciółka, Judy Nylon, i przyniosła ze sobą płytę z siedemnastowieczną muzyką harfową. Kiedy wychodziła, poprosiłem, żeby puściła płytę, co zrobiła. Dopiero jednak po jej wyjściu zdałem sobie sprawę, że wieża gra zbyt cicho, a jeden z głośników w ogóle nie działa. Na zewnątrz mocno padało, a ja prawie nie słyszałem muzyki – tylko najgłośniej zagrane nuty, niczym małe kryształki, dźwiękowe góry lodowe wydobywające się z burzy. Nie mogłem wstać i tego zmienić, więc po prostu leżałem, czekając na kolejnego gościa, który to naprawi. Stopniowo jednak uwiodło mnie to doświadczenie słuchowe. Zdałem sobie sprawę, że takiej właśnie muzyki chciałem – żeby była miejscem, poczuciem. Chciałem muzyki nadającej barwę całemu mojemu otoczeniu dźwiękowemu”. Zdarzenie to miało miejsce w 1975 r. Wkrótce powstała płyta „Discreet Music”, czwarty solowy, jakże odmienny od poprzednich, album artysty. Narodził się ambient… A Eno wciąż eksperymentował i wzbogacał świat współczesnej muzyki.
„ForeverAndEverNoMore” nie przynosi ekstrawagancji czy szczególnych zaskoczeń (może w pewnym sensie jest takim wokal artysty – zaśpiewał tu po raz pierwszy od 17 lat). To raczej kojące łagodnymi melodiami i tchnieniem ducha dojrzałości wciąż narastające rozkochanie w tajemnicach muzyki.