Ghostlight to nowy szyld na mapie polskiej muzyki rockowej, jednak muzycy tworzący skład grupy debiutantami nie są. W latach 2014-2017 działał w Warszawie zespół Soundforged, który wydał płytę „Chapter One: Arise” (2016). W jego szeregach znaleźli się m.in. Paweł Hinc (śpiew, skrzypce), Mirosław Skorupski (instrumenty klawiszowe) i Paweł Woliński (bas). Dwaj ostatni muzycy znani są też z formacji Pinn Dropp, która cieszy się już sporym uznaniem w kręgach odbiorców szeroko pojmowanej muzyki progrockowej. Już po rozpadzie Soundforged, podczas spotkań i różnych jam sessions, w sali prób należącej do Skorupskiego, Hinc spotkał m.in. gitarzystę Macieja Snowackiego oraz perkusistę Rafała Nycza, którzy potem mieli znaleźć się w składzie Ghostlight.
Na przełomie 2019 i 2020 roku Hinc, Woliński i Skorupski wpadli na pomysł, żeby zrobić ”lockdownowy” projekt muzyczny i spróbować stworzyć kilka piosenek współpracując online. Wtedy powstały pierwsze zarysy utworów, które znalazły się potem na płycie „From Above”. W międzyczasie także Snowacki zaproponował współpracę wokaliście i w duecie stworzyli oni kolejne kilka kompozycji. Niedługo potem, po dogadaniu szczegółów doszło do połączenia obu składów uzupełnionych o Nycza i w ten sposób powstała nowa formacja. Po wielu pomysłach (zazwyczaj zajętych już przez kogoś innego) ostatecznie przyjęła nazwę Ghostlight oznaczającą światło, które używane jest w teatrze wyłącznie w czasie, gdy na scenie i widowni nikogo nie ma, co koresponduje z klimatem muzyki zawartej na „From Above”.
Po połączeniu sił muzycy mieli już gotowych 7 numerów, a pozostałe 4, które znalazły się na płycie stworzył Paweł Hinc, który był bardzo zainspirowany faktem, że w końcu ma jeden zdefiniowany projekt muzyczny, któremu może się poświęcić. Dostał on przypływu weny twórczej i w ekspresowym tempie stworzył (zarówno muzykę i teksty, które praktycznie powstawały równolegle i, co warte podkreślenia, niemalże w swojej ostatecznej formie) brakujące elementy układanki mające złożyć się debiutanckie wydawnictwo grupy. Jego rejestracja zajęła niemal rok, a ciężar realizacji pomysłów wzięli na siebie Paweł Hinc i Mirek Skorupski, którzy samodzielnie nagrali i zmiksowali materiał oraz poddali go masteringowi w studiu tego drugiego. Powstał w ten sposób krążek, który rozrósł się do całkiem pokaźnych rozmiarów, bo trwa on 74 minuty. To sporo jak na debiutantów, częściej praktykowane jest wydawanie na pierwszy ogień jakiejś EP-ki lub albumu w „winylowym” standardzie długości. Tu panowie poszli na całość i przedstawili się muzycznemu światu jako muzycy nie uznający kompromisów, bo jak można inaczej traktować opublikowanie prawie pięciu kwadransów muzyki i tekstów, które tworzą pewien koncept. W warstwie lirycznej Paweł Hinc, który jest autorem wszystkich tekstów, opowiada o swoich doświadczeniach z radzeniem sobie z depresją, do której przyczynił się lockdown i rządowe restrykcje, które miały wpływ na wymuszone zakończenie działalności biznesowej. To także opowieść o rozstaniach, żałobie i wszystkim co doprowadza do mało wesołych myśli. Paweł mógł spróbować radzić sobie z przytłaczającymi problemami udając się na terapię, ale zamiast tego przelał swoje myśli na papier a następnie stanął przed mikrofonem i podzielił się swoimi refleksjami ze światem.
Pisałem, że to odważny album, zatem niech nie dziwi fakt, że zaczyna się on od najdłuższej, prawie 10-minutowej, kompozycji „In The Ashes”. Stanowi ona swoiste wprowadzenie, w formie snu, do świata przedstawionego w dalszej części płyty:
“Welcome to my world
With no reflection on its own
It is somber and cold
Like my dreams
I’m their architect
With no connection to this masquerade
So please take a seat if you wish
Close your eyes and wait
As the story about love and hate
Of once innocent
Takes its course
Hold your breath and see
As the passion’s slowly turning into grief
Feel the heat as it burns”.
Mamy tu zmiany tempa, wyrazisty bas i perkusję, przewijający się przez cały utwór fortepian, piękne partie solowe gitary, skrzypiec, syntezatora czy właśnie fortepianu. Tak po prawdzie, każdy instrument przynajmniej na chwilę wysuwa się do przodu. A jako, że mamy do czynienia z konceptem, to już tu możemy usłyszeć pewne motywy, które pojawiają się także w dalszej części wydawnictwa. Doprawdy mocne rozpoczęcie!
Na drugiej ścieżce znajduje się nagranie „Outcast” zainspirowane wydarzeniami za naszą wschodnią granicą i wyrażającą bunt przeciwko tej sytuacji. Spokojne z wybijającym się na czoło basem i ciekawym perkusyjnym groovem i delikatnym śpiewem. Uwagę zwraca fragment z melorecytacją oraz wirtuozerskie solo gitarowe.
Fortepian, łagodny wokal i po chwili dołączająca perkusja to otwarcie nagrania „Ultimatum” opowiadającego o radzeniu sobie po zerwaniu:
“I still remember
All the good times we shared
I still remember
And it was worth it despite the later hurt
I still remember
But I no longer miss you every day
The pain has gone away
After all
The pain has gone away
After all
The pain has gone away
After all
The pain has gone away”.
Indeksem numer 4 oznaczony jest utwór „The Reason For My Pain”, który przykuł moją uwagę elektronicznym wstępem, mocniejszym gitarowym riffem obudowanym klawiszowym tłem (z wrzynającą się w pamięć melodią), fragmentem z quasi-rapowanym tekstem, fantastycznym duetem fortepian – skrzypce, po którym przychodzi czas na gitarę akustyczną, na której Maciej Snowacki czaruje niczym kiedyś Szymon Brzeziński w „Pokuszeniu”. W pamięć zapada też końcówka z wielokrotnie powtarzanym wersem „Get away and disappear” na tle mocnej perkusji i płynących gdzieś z tyłu dźwięków gitary. Warstwa liryczna kontynuuje wątek z „Ultimatum”, choć tym razem jest to bardziej rozliczenie z dawnymi miłościami, „powodami cierpienia”:
“This scene is always playing in my dreams
I cannot hide or run away
It is the sickness of my every night and every day
You are the reason for my pain
This scene is always playing in my mind
Through every night and every day
You were the sickness of my very life
I cut you out
You are the reason for my pain
So get away and disappear”.
Było dużo gniewu, bólu, więc pora na zmianę nastroju. „Tomorrow” to liryczna ballada o miłości skomponowana przez duet Snowacki – Hinc. Tym razem dominują brzmienia fortepianu, skrzypiec, choć i tu nie zabrakło miejsca na melodyjny popis gitarzysty, który zamyka pieśń.
Część utworów powstawała w trakcie pandemii. Jednym z nich jest „Colorblind”, który oddaje szarość i beznadzieję życia podczas lockdownu – jeden dzień przypominał drugi, pozbawiony barw, normalności. Bez wątpienia ten czas miał wpływ na psychikę większości z nas:
“Day after day it feels like drifting
Every day’s the same
Ripping the pages from
The calendar of life
Month after month it gets no different
On and on again
A groundhog year that has been
Shot in black and white
Weeks of staring at these walls
The routine of every single choice
Sets in
And yet somehow we don’t feel that gifted
Hit the repeat again
Disappear in another day
Keeping the pain away”.
Tym razem muzyka jest dziełem tria Woliński – Skorupski – Hinc. Rozpoczyna się transową pętlą basową na syntezatorowym tle z przewijającymi się z tyłu skrzypcami, ciekawym podkładem perkusyjnym i następującym po wyciszeniu ognistym duetem gitarowo – klawiszowym oraz wybrzmiewającymi w końcówce skrzypcami. Tu, podobnie jak w „Outcast” i „Ultimatum” możemy usłyszeć pewne fragmenty, które wcześniej pojawiły się w „In The Ashes”.
„Eternal Rain” to próba stworzenia bardziej zwartej (choć i tak trwa 5 i pół minuty) kompozycji, pozbawionej zmian metrum. Początkowo dominuje śpiew na tle elektronicznego podkładu perkusyjnego, potem robi się zdecydowanie ostrzej, wręcz hardrockowo, głównie dzięki wysunięcia do przodu brzmień Hammondów podpartych mocniejszą gitarą i pewną pracą sekcji rytmicznej. Oczywiście w takim utworze nie mogło zabraknąć miejsca dla ognistego sola Snowackiego. Utwór został zilustrowany teledyskiem, a opowiada o radzeniu sobie z uczuciem pustki, bezsensu, odrzuceniem, dyskryminacją…
Kolejny jest „A.M.O.C.”, czyli „A Matter Of Crime”. Powstał on jeszcze w czasach Soundforged i mówi o odcinaniu się od traum przeszłości, pogodzeniu się ze stratą i żałobą oraz o tym jak iść naprzód nie oglądając się za siebie:
“Even with low expectations
It's worth a try
As there are so many places
So many people, all
Deserve to be kept in your heart
And with this final confession
Remember that
Grief is an unstable foundation
For building a future
For building a much better life
It’s just A Matter Of Crime”.
Fortepian, organy i skrzypce rządzą na początku tworząc podniosły podkład pod śpiew Pawła H., który naprzemiennie prezentuje liryczną i bardziej mocną stronę swojego wokalu, jest też miejsce na krótką wokalizę pod koniec nagrania. Potem wchodzi intensywna sekcja rytmiczna, a gitara prezentuje ostrzejszy riff i wspaniałe solo. Jest też fragment z iście symfonicznym rozmachem, z popisem Pawła na skrzypcach, a w samej końcówce na scenie zostaje Mirek i jego fortepian.
W kompozycji Wolińskiego i Hinca „Unfortunate” mamy w warstwie lirycznej powrót do „The Reason From My Pain”, choć tym razem tekst zahacza o dziecięce i nastoletnie traumy, relacje z ojcem i innymi bliskimi osobami, które odeszły z tego świata:
“There is yet another story left to tell
How it began
How it leads to a heartbreaking end
Picture an abandoned, lonely broken soul
Unfortunate
Like a diamond turned into coal
In the midst of all the issues unresolved
Fallen from grace
Longing one day to be loved
Left with nothing but the ashes, all alone
Unfortunate
Hoping one day to belong”.
To osiem minut, w którym naprzemiennie na czoło wysuwają się fortepian, skrzypce i gitara, a całość podbudowana jest niebanalnym podkładem rytmicznym. Ponownie brawa należą się wokaliście za szeroki wachlarz środków wyrazu – od szeptu po bardzo mocny śpiew. Nie brak tu także solowych prezentacji Skorupskiego, Snowackiego i Hinca oraz zmian tempa i nastroju, gdzie subtelność walczy z potęgą brzmienia.
Gitara i potężne wejście perkusji rozpoczyna przedostatni utwór na płycie – „Evolved”. Zaraz potem dołączają skrzypce i robi się symfonicznie, by po chwili oddać miejsce klawiszom i lekko przetworzonemu wokalowi. Po drugim refrenie otrzymujemy fragment z mocnym basem i narastającą perkusją, które robią preludium do fantastycznego sola na skrzypcach. W końcówce wokalista prezentuje także melodyjną wokalizę na tle gitarowego popisu. W warstwie lirycznej jest to swoiste zamknięcie płyty, jej podsumowanie, wezwanie do tego by się nie poddawać, bo zawsze może być lepiej:
“And if this is our chance
To explore and to inspire
To become the very best
To engulf the world in fire
Well if this is our chance
To fulfill our own desire
Maybe we will pass this test
And redeem ourselves
And redeem ourselves”.
Pozostaje jeszcze epilog w postaci nagrania tytułowego. Oparty na przetworzonym marszu żałobnym Chopina przedstawia podmiot lityczny stojący na dachu wieżowca spoglądającego w dół zastanawiającego się co i w jaki sposób doprowadziło go do tego miejsca… Powraca temat snu z pierwszego utworu, a my do końca nie wiemy, czy bohater zrobił krok w przód, czy tylko to rozważa…
“Dreaming of
Taking a leap and flying
An easy choice
And yet so terrifying
One deep breath
A stirring new sensation
One step back
A sudden hesitation
From above
From above
From above now
I am whole now at last
It all keeps me going
From above
From above
From above now
Now accepting my past
By changing my story”.
To chyba najbardziej przebojowy fragment wydawnictwa, z nośnym refrenem, niebanalnymi propozycjami wszystkich muzyków, ze szczególnym naciskiem na ścieżki skrzypiec i fortepianu, choć i tu nie brak popisów solowych Maćka Snowackiego. Powracają niektóre tematy z „Tomorrow” i „Outcast”. Jest też fragment z odgłosami wiadomości czytanych przez lektorów, a w samej końcówce słyszymy niski dźwięk wygenerowany na klawiszach, który można odczytać jako odgłos spadania… Czyli jednak skoczył… Albo tylko miał taką myśl? To pytanie pozostaje bez odpowiedzi.
Nie napiszę, że debiut warszawskiej grupy rzucił mnie na kolana przy pierwszym przesłuchaniu. Ma jednak w sobie to coś, które spowodowało, że chciałem do niego wracać i stopniowo dałem się porwać jego zawartości. Materiał od początku do końca został zrealizowany przez samych muzyków i choć zdają oni sobie sprawę, że ostateczne brzmienie mogłoby być nieco bardziej dopracowane, to chcieli by płyta była jak najbardziej „ich”. Paradoksalnie tkwi w tym także siła wydawnictwa, bo dzięki temu z każdym przesłuchaniem można odkrywać nowe smaczki, niuanse, a jakość kompozycji zachęca do wielokrotnych powrotów do krążka. Należy pochwalić wszystkich muzyków za wykreowanie świata intrygujących dźwięków. To, w połączeniu z niebanalnymi, mocno ekshibicjonistycznymi tekstami i równie interesującą ich interpretacją przez grającego, dosłownie, pierwsze skrzypce w grupie Pawła Hinca, daje wielce interesujący efekt. Płyta, ze względu na budowę utworów, zmiany tempa i użyte środki wyrazu z pewnością zainteresuje miłośników rocka progresywnego, który łączy wpływy klasyków, takich jak choćby Pink Floyd, U.K. czy Marillion, z propozycjami nieco młodszych kolegów – Pain Of Salvation, Haken, TesseracT, czy naszego Believe. Album jest stosunkowo długi, ale naprawdę nie umiałbym podjąć się wyzwania i podać o które nagrania można byłoby go uszczuplić bez straty dla jego jakości, bo to bardzo równy koncept. Ciekawe czy zespół pójdzie w stronę jeszcze bardziej rozbudowanych form, czy też kolejne wydawnictwa przyjmą bardziej zwięzły kształt. Jedno jest pewne – ja będę na nie czekał, gdyż płytę „From Above” zaliczam do najciekawszych tegorocznych propozycji, szczególnie w kategorii „Debiut”.
Póki co album dostępny jest w wersji cyfrowej oraz w streamingu, ale w połowie maja ukaże się także na płycie kompaktowej umieszczonej w gustownym digibooku z frapującą okładką idealnie korespondującą z zawartością krążka. Będzie ją można nabyć podczas koncertów oraz za pośrednictwem profilu grupy na Facebooku (https://www.facebook.com/GhostlightPL). Planowana jest także ściśle limitowana edycja winylowa.