Czy pamiętacie „Alicję w Krainie Czarów” - pełną fantazji i kolorów bajkę z dzieciństwa? Historia wymyślona przez Lewisa Carrolla towarzyszyła mi w wielu momentach, gdy chciałam się zanurzyć w pięknie świata władanego przez wróżki o lazurowych włosach i siwobrodych czarnoksiężników. Od tamtych czasów „sporo” urosłam, lecz w chwilach zmęczenia i nostalgii, lubię odkurzać ślady baśniowych opowieści. W muzyce grupy Seventh Crystal nie można spotkać Kapelusznika i Białego Królika pijących popołudniową herbatkę, lecz linie papilarne „Alicji” można wykryć detektorem nastroju w każdym takcie i nucie. Każdy dźwięk ma bajeczną lekkość, niekończące się pokłady afirmacji życia i maleńkie opiłki słońca. Okazuje się, że tkwiące w tych niesfornych frazach potencjał i ciepło, mogą stanowić rodzaj muzycznej terapii, stanowić iskrę rozpalającą lont dobrego nastroju i rozjaśnić uśmiechem twarz każdego fana.
Zaczęło się wszystko dawno temu w Gothenburgu. Pod koniec lat 90. to drugie co do wielkości miasto Szwecji, jak większość europejskich metropolii, rozkwitało muzyką od klasyki, poprzez pop i wszelkie odmiany rocka. W rodzinach o silnych inklinacjach artystycznych było rzeczą naturalną zrozumienie faktu wpływu muzyki na rozwój dziecięcej wyobraźni i wrażliwości. Młodzi ludzie sami garnęli się do krainy sztuki, jak pszczoły do miodu. Artystyczny temperament wielu z nich trudny był do okiełznania. Jednym z takich szalonych nastolatków był Krystian Fyhr. Lekcje gry na fortepianie, przygoda z perkusją w bluesowej kapeli - to zaledwie początek jego fascynacji światem dźwięków. Pierwsze przyjaźnie zrodziły zalążek, z którego wyrósł coverowy zespół – 5 & A Half Men. Seventh Crystal to osobny rozdział - zespół, który spełnił jego marzenia. Warto jednak wspomnieć, że Kristian komponuje też dla wielu znanych bandów, chociażby Giant, House Of Lords czy Revolution Saints.
Koledzy z Seventh Crystal też mieli dzieciństwo naznaczone muzyką. Emil Dornerus rozpoczął swoją edukację w siódmym roku życia od nauki gry na wiolonczeli. Gdy zaczął poznawać muzykę Iron Maiden, Europe, Toto czy In Flames, jego fascynacja gitarą zwyciężyła, ukończył szkołę muzyczną z tytułem magistra sztuki. Zainteresował się też produkcją muzyczną, co zaowocowało rocznymi studiami w Los Angeles. Po powrocie z L.A. ostał zaproszony przez Kristiana i jest członkiem zespołu od 2019 roku.
Gustav Linde miał podobne inspiracje jak Emil, a fala NWOBHM miała ogromny wpływ na wybór instrumentu, którym była gitara. Naukę na niej rozpoczął gdy miał dziewięć lat, chociaż utwory Iron Maiden nucił pod nosem od piątego roku życia. Nie stronił od jazzu, reggae, hip hopu, melodyjnego death metalu i alternatywnego rocka. Próbował też swoich sił jako wokalista. Wziął udział w w koncertowej wersji szwedzkiego musicalu „Kristina fran Duvemala”. Do Seventh Crystal dołączył w 2021 roku przed wydaniem ich debiutanckiego albumu „Delirium”.
Olof Gadd i jego gitara basowa, stali się małżeństwem z dwóch powodów. Po pierwsze jego ojciec był basistą, po drugie w pierwszym zespole w jakim się pojawił, brakowało właśnie basisty. Młodzieńcza decyzja rozwinęła się w pasję, a dalsze pomysły realizował w takich zespołach, jak ExTas, Seven Am i Oh Jollity. Studiował w Folk High School. W późniejszym czasie był członkiem grup Human Habit, BoA i The Diamond Man Clan. Dołączenie do grupy Osukaru i Festiwal w Gothenburgu doprowadziło do spotkania z Kristianem i powstania Seventh Crystal.
Johan Alvsang dotknął po raz pierwszy czarno-białych klawiszy, gdy miał zaledwie sześć lat. Dwa lata później miał swój pierwszy keyboard i rozpoczął profesjonalną naukę gry na tym instrumencie w Musikanten w Kungalv. Pod koniec lat 90. zafascynowała go gitara i bas. Te dwa instrumenty oraz fortepian, perkusja i teoria muzyki stały się przedmiotem jego studiów w Gothenburgu w 2009 roku. Chęć zakupu instrumentu, jakim był Hammond P-100 stał się początkiem znajomości z Kristianem Fyhrem. Tak oto kolejny członek Seventh Crystal dołączył do zespołu.
Anton Roos już jako ośmiolatek podążał ścieżką muzyki. Jego pierwszym instrumentem była trąbka, której pozostał wierny do czternastego roku życia. Zafascynowany talentem Nicko McBraina z Iron Maiden porzucił trąbkę (dosłownie - wyrzucił ją przez okno) i zaczął spędzać czas ćwicząc na perkusji. W 2007 roku wygrał Swedish Drum Solo Champion-Competition, co dało mu możliwość zasiąść przy bębnach w zespole Saffire (2008-2019). Niezależnie od związku z tą kapelą, brał udział w innych projektach takich, jak Elevener, Signs & Streetlights i VNTER. Pełnoprawnym członkiem Seventh Crystal jest od ponad trzech lat.
Zespół powstał w 2019 roku. Adresatem ich muzyki są fani złaknieni świetnych melodii i odrobiny fantazji, a takich jest niemało. Album „Wonderland” ukazał się 10 marca 2023. Zawiera dziesięć piosenek - bardzo ciepłych i nieco szalonych, dotykających tematyki uczuć, relacji pomiędzy dwojgiem osób, rozczarowań i nadziei na lepsze jutro.
Album otwiera tytułowa kompozycja - „Wonderland” - bardzo dynamiczna, ze świetną pracą sekcji rytmicznej i melodyjnym rozbudowywaniem tematu, który gładko przechodzi w refren. Życie jest impulsem do tworzenia i wyścigiem, który nie zawsze mamy okazję wygrać, ale trzeba mieć cel, który nas prowadzi do przodu, które daje nam siłę.
„Can you tell who we are - a fairtale from the wonderland. Can you prove that all we do is fairtale from the wonderland. It’s all about uncovering the reason why we live to die - stop avoding the signals the habit. Pushing far from reality a challenge, which you can’t win...”.
Wokal jest tutaj jak myśl przewodnia, gitara stanowi tło wraz z perkusją, muska delikatnie melodię, by ostatecznie przerodzić się w krótką, lecz soczystą solówkę. Panowie postawili największy nacisk na brzmienie, ciekawe układy harmoniczne i energię, która rozsadza każdy utwór.
„Higher Ground” jest niesamowicie przebojowy, potrafi wyrywać swoim wartkim rytmem wióry z podłogi. Cudownie oddaje gorący temperament muzyków, ich afirmację życia i młodość wrzącą w sercach jak rozgrzany wulkan. Świetny wokal Krystiana Fyhra wspierają w chórkach pozostali członkowie zespołu. Ognisty refren ewoluuje w gitarową solówkę przechodzącą zgrabnie w klawiszową improwizację Johana Alvsanga. Jak ważne jest poszukiwanie swojej tożsamości, własnej ścieżki, którą chcemy podążać i ile można zrobić aby zostać zauważonym? Czy ważniejsze jest co myślimy sami o sobie, czy to co o nas sądzą inni? Samoocena i akceptacja są mottem tego utworu.
„Hollow”, podobnie jak „Higher Ground”, łączy w sobie znamiona dobrego rockowego przeboju o ogromnej witalności i piosenki refleksyjnej w swojej warstwie lirycznej. Świetna relacja na linii Linde - Dornerus nadaje pędu i wigoru, umiejscowiona na drugim planie sekcja rytmiczna delikatnie buduje klimat dla wokalu.
Życie jest pełne chwil, gdy coś tracimy, niespełnionej miłości, odtrąconej przyjaźni i niedokończonych opowieści. Wiesz, że możesz zadzwonić, lecz nie podnosisz słuchawki telefonu, bo i tak nikt nie czeka po drugiej stronie. Czujesz wtedy ogromną pustkę. Ale mimo wszystko starasz się robić to co kochasz…
„Don’t ever stop doing the things you love. Honey, I know it’s only gonna mess you up and turn its way. I feel its in the air tonight. I can’t breath… When someone points a direction instead of just follow. I’m feeling so hollow ‘til I die. Here’s my chance to win, chance to win...”.
„Million Times” i „My Own Way” mają w sobie dużo nawiązań do pierwszego albumu zespołu, głównie przez aurę tych kompozycji. Są tu też wątki osobiste, szczególnie w tym ostatnim utworze, który jest rodzajem deklaracji nowego życia i dojrzałych wyborów:
„This time I’m going my own way. Forgive me father for I have sinned. I want you to know I’m going my own way. It’s time to find some peace of mind until I do. I’m going my own way...”.
„Imperfection” to jeden z moich ulubionych utworów z „Wonderland”. Marzycielsko natchniony dźwięk klawiszy, taki prześliczny ornament przystrojony wiatrem układającym poetycko litery tekstu, otwiera wrota piosenki. Zadziwia jej lotność i głęboki romantyzm, pomimo smutku, którym naznaczone są wersy. Szepcąca gitara, miękki dotyk bębnów, atłasowe pociągnięcia pędzlem po palecie pastelowych barw. Perełka liryki ukryta w oceanie dźwięków.
„I have watched the wind chase the clouds through this empty space of mine. All these hours I have spent, I’ll probably sing this one alone. About perfection, something you measure, not a fault. Our imperfection is what defines us who we are...”.
Na płycie nie brakuje ballad, chociażby „In The Mirror”. Smyczki i fortepian otwierają wrota do sali pełnej lustrzanych odbić własnych złudzeń i bolesnych wspomnień. Alicja musi tu wydorośleć, zrozumieć, że nie wszystkie marzenia się spełniają, a po drugiej stronie zwierciadła nie ma fantazyjnych ogrodów, tylko twarda, betonowa ściana. Chwile szczęścia kupione za garść srebrników skończyły się raz na zawsze.
„Take a good look in the mirror, what else do you see than a brokenhearted soul in there. Every morning I look in there thinking how the hell did I end up here...”.
Muzyka jest poprzetykana promieniami księżyca, szeptem nocy i fenomenalnym brzmieniem wokalu Kristiana. Pobrzmiewają tu echa dawnego Foreigner i Kansas.
Nie można jednak pozwolić, by Alicja zasnęła uwiedziona hipnotyzującym zapachem nocy w różanym ogrodzie Królowej Kier. Przeszkodzi temu żywiołowy utwór „Next Generation”. To plan działania, rękawicę losu trzeba podjąć i stanąć do walki. Trzeba działać nie oglądając się za siebie.
„One of these days we have to realize. We all need a chance. Time to let the oldthings go. Don’t be afraid. Follow me lead and embrace it all...”.
Świetne tempa, ogień drzemiący pomiędzy strunami gitary, ozdobne chórki i te piękne wysokie rejestry, w których tak swobodnie porusza się Krystian Fyhr - to atrybuty tego utworu.
Do samego końca płyty towarzyszy nam niespożyta energia i radość życia. „Someday” i „Rodeo” włączają czwarty bieg i w wyścigowym szaleństwie dojeżdżamy do mety. Kraina Czarów nie ma jednak granic i zawsze można posłuchać albumu od początku. Bo taki jest ten świat pełen cudów i marzeń. Muzyka spełni je wszystkie. Alicja może spać spokojnie na łożu z płatków róż i czekać na pocałunek swojego księcia...