Seven Impale - Summit

Artur Chachlowski

Długo, bo prawie 7 lat czekaliśmy na powrót norweskiej grupy Seven Impale. Nic dziwnego, w tym czasie wydarzyło się naprawdę wiele. Abstrahując już od pandemicznej przerwy, członkowie zespołu naprawdę nie próżnowali. Zajęci byli życiem… Wokalista/gitarzysta Stian Økland ukończył Akademię Griega jako śpiewak operowy i rozpoczął w tej dziedzinie międzynarodową karierę. Klawiszowiec Håkon Mikkelsen Vinje dołączył do grupy Enslaved. Niektórym urodziły się dzieci, inni kończyli ważne etapy w swoim życiu. Po prostu się działo. Wreszcie teraz, siedem lat po albumie „Contrapasso”, nakładem wytwórni Karisma Records ukazał się wreszcie długo oczekiwany trzeci album zespołu zatytułowany „Summit”.

Kontynuuje on obrany przed laty charakterystyczny styl Seven Impale, łączący w sobie jazz i rock progresywny z wpływami ciężkiego rocka. Wszystko zawarte jest w zaledwie w czterech utworach, w których słychać i czuć przestrzeń oraz wolność tworzenia tak bardzo potrzebną, by urzekać i olśniewać słuchaczy o otwartych uszach. Na „Summit” norwescy muzycy zapuszczają się jeszcze dalej w rejony psychodelicznego/progresywnego rocka, zachowując jednak nienaruszoną własną tożsamość muzyczną zainspirowaną latami 70., analogowym ciepłem i żywą atmosferą. Pod pewnymi względami produkcje Seven Impale mogą kojarzyć się z dorobkiem Jaga Jazzist, Van Der Graaf Generator czy Meshuggah, ale nie jest to na pewno zwykłe naśladownictwo.

Poszczególne fragmenty płyty są konsekwentnie napędzane przez groove’ową sekcję rytmiczną (Tormod Fosso - bas, Fredrik Mekki Widerøe – perkusja), podczas gdy gitary (Erlend Vottvik Olsen) i wokale (wspomniany już Stian Økland) dodają muzyce interesujących tekstur i kuszących przejść do awangardowych brzmień, w których splatają się ze sobą rock progresywny, jazz i psychodeliczny rock, uzyskując dzięki temu wielce przekonywujący, by nie rzec, że oszałamiający efekt. Na osobne wyróżnienie zasługują partie saksofonu (Benjamin Mekki Widerøe), które wyraźnie nadają muzyce Seven Impale jazzowego sznytu. „Summit” wydaje się dziełem do końca przemyślanym, a przy tym wypełniony raz szalonymi, a raz uroczymi pomysłami, które składają się na ekscytujące wrażenia podczas słuchania tego albumu.

Jeżeli na albumie „Summit” („Szczyt”) muzycy Seven Impale osiągnęli wyżyny, to powstaje pytanie: dokąd się teraz wybiorą?

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!