Ozul - Provenance

Maciek Lewandowski

W chwilach kiedy w bezustannym wręcz nawale nowych płyt natrafiam na taki muzyczny skarb, czuję przeogromną radość. Nie potrafię się uwolnić od tego typu albumów przez dłuższy czas. Dosłownie zapętlam je, aby nie stracić, żadnej nuty, aby zrozumieć i delektować się każdym dźwiękiem i słowem. A tego właśnie typu wydawnictwem jest album pochodzącego z norweskiego Bergen projektu Ozul – „Provenance” - udostępniony niestety, jak na razie, tylko w formie cyfrowej.

Już sama okładka przyciąga uwagę, intryguje i zachęca do wkroczenia w ten zagadkowy muzyczny świat. A tajemnic, zapewniam, jest tu sporo do zgłębienia i co najważniejsze, trzeba je koniecznie poznać, aby już z tą wiedzą, łatwiej okrywać każdy niezwykły utwór tej intrygującej, mądrej i wręcz mistycznej płyty.

Ozul to oczywiście pseudonim. Za tą nazwą kryje się muzyczny projekt człowieka, który, okazuje się, miał do tej pory o wiele więcej wspólnego z… filmem, niż z samą muzyką. Jego założycielem oraz głównym twórcą jest Paulo Chavarría. Paulo urodził się w 1979 roku w… Kostaryce. Tam też ukończył z wyróżnieniem studia w zakresie nauk o komunikacji społecznej na Universidad de Costa Rica. Później jego życiowe losy związały się z Norwegią, gdzie uzyskał tytuł magistra scenariopisarstwa na Uniwersytecie w Bergen. Od tego czasu Paulo jako freelancer realizuje się w wielu dziedzinach sztuki, takich jak scenopisarstwo, rozwój projektów medialnych, reżyseria, fotografia, montaż i realizacja dźwięku. Od 2007 roku pracuje głównie w Norwegii, gdzie napisał i wyreżyserował bardzo ważne serie dokumentalne - "Forgotten Heroes" i "Death - a series about life", które to były emitowane przez NRK – norweską publiczną instytucję telewizyjną i radiową.

Ale debiutem Paulo w pełnometrażowym filmie dokumentalnym był obraz „The bothersome father” (Uciążliwy ojciec). To w dużej mierze inspirowana własnymi doświadczeniami próba analizy problemu utraty więzi rodzicielskich po rozwodzie, po tym jak jego własny ojciec w Kostaryce stracił kontakt ze swoimi dwoma synami z poprzedniego małżeństwa. Obecnie kiedy Paulo mieszka w Norwegii, uznawanym za kraj równości, i kiedy, niestety, jest także po rozwodzie, próbuje w tym dokumencie odpowiedzieć na niełatwe pytania: dlaczego dzieci wciąż tracą większość kontaktów przeważnie ze swoimi ojcami? Jaki to ma wpływ na ich dzieciństwo i jak w perspektywie przekłada się to na ich dorosłe życie? A także, czy nie stanowi to potencjalnego naruszenia praw człowieka? Filmowa podróż Paulo prowadzi go z powrotem do ojczyzny – do Kostaryki, aby spróbować zrozumieć, co stało się z jego ojcem. W Norwegii natomiast Paulo spotyka się z ojcami, rodzinami, aktywistami i ekspertami, którzy chcą zmiany prawa. Ale kto i dlaczego jest przeciwny reformie prawa?

Jak mówi sam reżyser: „Ten film opowiada moją własną historię o tym, jak szukam odpowiedzi w jednym z tak zwanych "najbardziej równych płciowo krajów" na świecie - Norwegii. Film jest międzykulturowy, o tożsamości i prawach człowieka. Na pograniczu biografii, śledztwa i aktywizmu”.

To niezwykła opowieść, jak imigrant pochodzący z Kostaryki, zwykle postrzeganej jako kraj "macho", osiedlił się w Norwegii. A po wielu latach mieszkania w Norwegii i po własnym rozwodzie, zaczyna porównywać oba te kraje. Reżyser opowiada historię dorastania z ojcem w Kostaryce, który padł ofiarą utraty więzi z nim, przez co dobitnie pokazuje, że problem ten wykracza poza jakiekolwiek bariery kulturowe i geograficzne. Obraz ten ma również rzucić światło na problemy, z jakimi boryka się taki kraj jak Norwegia, znany ze swojego zaangażowania na rzecz praw człowieka i równości, w świetle kwestii rozwodów, rodzicielstwa i ról płciowych. I nasuwa się tu kluczowe pytanie: jeśli tak jest w Norwegii, jak tragiczna jest sytuacja w innych krajach na całym świecie? Paradoks w kraju równości?...

Z kolei "Death - a series about life", czyli „Śmierć - serial o życiu”, został nakręcony przez Paulo w 25 krajach i sprzedany do ponad 15 państw. Był on również nominowany do prestiżowej nagrody AiB Awards w Londynie, w kategorii dla najlepszego serialu opartego na faktach. Jest to zabawna i inspirująca seria o jednej rzeczy, którą wiemy na pewno - że jest koniec! Obecność śmierci w naszym życiu jest znacznie większa niż nam się często wydaje i ma fascynujący wpływ na to, jak prowadzimy codziennie to nasze życie. Paulo podjął się badania tak często bardzo trudnych tematów, jakie niosą ze sobą śmierć, szczególnie bliskich nam osób, ale, co najważniejsze, sprostał, aby cały ten aspekt ukazać z humorem, ciekawością, otwartością i z należytym szacunkiem.

W 2020 roku Paulo wyreżyserował swój pierwszy serial dokumentalny, tym razem dla dzieci - "Jonahs animal world", który został wyprodukowany dla NRK Super. Ten niezwykle kreatywny artysta jest również wykładowcą na Uniwersytecie w Bergen.

Biorąc pod uwagę wszystkie powyższe doświadczenia, próby poszukiwań na niełatwe, a wręcz często traumatyczne pytania, nie dziwi fakt, ze tak utalentowany twórca zapragnął znaleźć ujście także w muzyce. I choć nie jest ona wcale łatwa, lekka i przyjemna, to fantastycznie oddaje ducha tych wszystkich nurtujących Paula problemów, będąc jednocześnie ich rozwinięciem, próbą ukojenia, a także, co najważniejsze, rodzajem osobistego katharsis.

Muzycznie oblicze Ozula to szeroko rozumiany rock progresywny, który wydaje się wręcz idealny do przedstawienia tych kinowych i eterycznych opisów. To bardzo nowoczesna odmiana rocka progresywnego łącząca znakomicie jego elektryczne, ale i akustyczne walory. Album trwa ponad 45 minut i ułożony jest z dziewięciu utworów, trwających średnio w okolicach 5 minut. Nie ma wiec tu przesadnie rozbudowanych kolosów, ale to właśnie taki układ stanowi, że muzyka i słowa stanowią wspaniałą, nierozerwalną więź. Godna podziwu jest także dramaturgia tego albumu. Poszczególne kompozycje idealnie się uzupełniają, następują po sobie niczym w perfekcyjnie napisanej książce trzymającej czytelnika od początku do końca w dużym skupieniu i napięciu, co będzie dalej. Tak samo jak w idealnie wyreżyserowanym filmie, od którego nie można oderwać wzroku, aż do końcowych napisów, a po których i często, trudno wstać z fotela, będąc pod wpływem przekazu, refleksji i zadumy. Z tym albumem jest dokładnie tak samo. Muzyka stanowi ujście do zmagań codziennego życia, jest też pełna egzystencjonalnego niepokoju. Do tego wszystko jest bardzo intymne i osobiste, co sprawia, że bardzo łatwo możemy odnaleźć w niej nie tylko historie z życia samego artysty, ale i spore fragmenty własnych przeżyć, doświadczeń i refleksji. A jeśli dodamy to tego wszystkiego sporo inspiracji tą niezwykłą norweską, jakże szlachetną naturą, to otrzymujemy dzieło naprawdę najwyższej próby.

Tytuł płyty „Provenance” w tłumaczeniu na język polski to proweniencja. To dziś wyraz praktycznie zapomniany, choć kiedyś był podobno bardzo popularny w mowie potocznej. Słowo „proweniencja” jest w języku polskim prawie identyczne, jak w łacińskim i oznacza pochodzenie jakichś zjawisk, rzeczy lub osób. Kiedy wiec go używamy, to chodzi nam o fakt, że ktoś lub coś wywodzi się z jakiegoś konkretnie określonego miejsca lub środowiska. Proweniencja jest zatem tym, co dziś oznacza pochodzenie, rodowód, a także genezę, korzenie i źródło.

Aby to wszystko odnaleźć Ozul kieruje się szeregiem wpływów i gatunków. Tak jak wspomniałem, rock progresywny wiedzie tu prym, ale sporo tu także wpływów muzyki klasycznej, psychodelicznej, postrockowej, metalowej czy kojarzącej się, a jakże by inaczej, z muzyką filmową. Świadomie i z premedytacją chciałbym tym razem uniknąć szczegółowej analizy poszczególnych kompozycji, gdyż uważam, że może to odebrać potencjalnemu słuchaczowi radość z odkrywania tego niezwykłego, spójnego dzieła, które w całości stanowi niezwykłą muzyczną przygodę. Jeśli koniecznie, tak już dla zachęty, miałbym wskazać muzyczny drogowskaz inspiracji, to z pewnością sporo tu klimatów znanych z Porcupine Tree czy chociażby The Pineapple Thief. Ale zapewniam, że paleta muzycznych barw jest naprawdę o wiele bardziej szeroka.

To czego na pewno nie brakuje na tym zjawiskowym albumie to emocje. One praktycznie ustawiają i kształtują każdy utwór. Czy to za pomocą poetyckich, ale i bardzo życiowych, osobistych tekstów, czy też idealnie zaaranżowanych dźwięków. Podkreślanych często przez wspaniałe partie gitar, których nie powstydziliby się najwięksi w tej dziedzinie wyrażania ekspresji, jak chociażby Andy Latimer, David Glimour, Steve Rothery czy Steven Wilson.

Choć jest to debiut, to zdecydowanie cały album prezentuje solidne melodyjne motywy z wieloma odniesieniami do atmosferycznej muzyki pełnej ekspresji, która kiedy tylko istnieje taka potrzeba, idealnie ociera się także o subtelność.

Już w otwierającym płytę nagraniu „Lønahorgi” słuchacz otrzymuje dokładnie to, o czym mowa powyżej. A dalej jest tylko lepiej. Nieoczekiwane zwroty muzycznej akcji, chwile kiedy elektronika jest wyborną kontrą w stosunku do klasycznego i nowoczesnego prog rocka, opartego na gitarach. Są też na tym albumie prawie industrialne, melancholijne akcenty, które dodają nieziemskiego smaku, niczym najlepsze przyprawy w kuchni wykwintnej restauracji. Wokal Ozula jest do tego wszystkiego stonowany, pełny kontroli nad ekspresją i powagą tych wszystkich ważnych słów. Ale w odpowiednim czasie potrafi tworzyć i uwydatnić napięcie wkraczając w bajkowy świat nut. Co najważniejsze, jest bardzo klarowny i stanowi perfekcyjne uzupełnienie wszystkich wykorzystywanych instrumentów.

Moim skromnym zdaniem esencja muzyki Ozula została idealnie uchwycona szczególnie w dwóch kompozycjach, które literacko są bardzo mocno powiązane z filmową twórczością Paulo Chavarría. Pierwszy to „Will You?” - pełny tak wielu emocji, uczuć i pasji, że nie sposób tego opisać. Te nuty, te słowa trzeba chłonąć i delektować się nimi w nieskończoność.

Drugi to wieńcząca płytę kompozycja „Father's Day" z tekstem tak przejmującym, że łzy same napływają do oczu… Zdaje się ona być najważniejszym utworem, a wręcz osobistą rozprawą z traumą związaną z ciążącym niczym balast, relacją z ojcem, który opuszcza syna… To pieśń pełna smutku, wzajemnych pretensji, będąca jednocześnie niezwykłym dialogiem pomiędzy synem i ojcem, a także… tytułową „laurką” na Dzień Ojca.

I was expecting so much more

Of all the days this seemed just perfect

The greyness and routine it could all stop

A minute breath, it was neglected

 

This egoist in me wanted as much:

A gest, your hand, I sat and waited

Such thing was not, its my own fault

I should have known, you could not lift a finger

 

A silent rage grow in my ribcage

Dark juices flow thick deep inside

This was my day or so I thought

Instead I gasp at this indifference

 

Happy fathers day

 

I was expecting something more (why are you silent)

But it all was a stillborn baby (what is the matter?)

This lethargy run all through you (why are you angry?)

Even today its omnipresent

 

Delivered all at once (I need to leave)

Your apathy, your negligence (let me out)

builds up as a stone (I can’t breathe)

Wonder in darkness what I still have

 

Happy fathers day…

Nie mogę uwolnić się od tego albumu od pierwszego przesłuchania. Wszystko wydaje się być tu perfekcyjne i uzależniające. Choć znam go już prawie na pamięć, to wciąż odkrywam jego piękno. Czai się w poszczególnych słowach, głosie Paulo, w zakamarkach i szlakach nut, które wydają się już tak znajome, a które jednak nadal ukazują swoją nieprzeciętną magię i wciąż zaskakują czymś, co jest pełne szczerego i często jakże znajomego, z własnego życia, uczucia i doświadczania…

Spróbujcie z należytym i stosownym skupieniem poznać ten album. Jestem pewien, że odnajdziecie w nim ogrom prawdy o nas samych w tych niełatwych czasach, ale także i o śmierci, która jak twierdzi sam autor „obecna jest w naszym życiu i znaczy więcej, niż nam się często wydaje”.

To progresywny rock z niespotykaną na co dzień pasją i perfekcyjnie wplecionymi wątkami autobiograficznymi, w wykonaniu niezwykłego, wszechstronnego artysty, który postanowił ukryć się w muzycznym świecie pod pseudonimem Ozul… Cudowna płyta! Niecodzienny debiut… i już dziś, jak dla mnie, murowany kandydat do zwycięstwa w tej kategorii w 2023 roku!

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok