Eloy - Echoes From The Past

Tomasz Dudkowski

„Echoes From The Past” - taki tytuł nosi najnowsze dzieło niemieckich weteranów progrockowej sceny z grupy Eloy. To jubileuszowe, dwudzieste studyjne wydawnictwo zespołu w trakcie ponad 50-letniej kariery. Od początku na jej czele stoi gitarzysta i wokalista Frank Bornemann. Już w trakcie prac nad albumem „Visionary” (2009) zapowiadał on wydanie swojego opus magnum, czyli rock-opery poświęconej życiu Joanny d’Arc. Od dawna nie ukrywał on swojej fascynacji postacią tej francuskiej bohaterki, czemu dał wyraz na płytach „Destination” (1992, utwór „Jeanne d’Arc”) i „The Tides Return Forever” (1994, nagranie „Company Of Angels”). Z różnych względów realizacja tego ambitnego (planowana była wielka prezentacja sceniczna tego materiału) zamierzenia musiała zostać odłożona w czasie, a następnie uległa pewnej modyfikacji. Lider zdecydował, że podzieli prace na 3 etapy. I tak w roku 2017 ukazał się album „The Vision, the Sword and the Pyre (Part 1)”, a dwa lata później jego druga część. Wydany 23 czerwca tego roku album „Echoes From The Past” jest domknięciem tryptyku.

Tak na temat całości wypowiada się jej autor: „Ta trylogia albumowa została pomyślana i zaprojektowana od samego początku nie tylko jako utwór czysto muzyczny, ale także jako „muzyczny spektakl”. Jest to bardziej podobne do opery rockowej, chociaż zrezygnowałem ze śpiewanych dialogów używanych w klasycznej operze czy musicalu. Słowa wypowiadane są przez aktorów jak w spektaklu teatralnym.

Tematycznie moja praca jest poświęcona brzemiennemu w skutki życiu i czynom Joanny d'Arc. Legendarna młoda francuska bohaterka średniowiecza walczyła o wolność swojego kraju, poprowadziła armię do boju i zginęła tragicznie na stosie. Obecnie jest czczona jako święta i reprezentuje wyjątkową postać historyczną, która wciąż fascynuje ludzi i mnie także urzekła”.

Nowy album przynosi 9 utworów trwających razem niespełna 49 minut. Został nagrany w lekko odświeżonym składzie – lider, Frank Bornemann tradycyjnie odpowiada za ścieżki wokalne oraz partie gitar, na basie gra (jak na większości płyt wydanych po 1976 roku) Klaus-Peter Matziol, a na bębnach, znany z poprzedniego wydawnictwa, Stephan Emig oraz nowa twarz w grupie – klawiszowiec Steve Mann. Oprócz nich w nagraniach wzięli gościnnie udział Tobias Reckfort, Nic Knoll, Artur Kühfuss i Finn MacCormac, którzy dograli swoje ścieżki instrumentów klawiszowych, a także wokaliści Carinha, Laila Nysten, Elin Bell, Anke Renner i Kim Baette.

W porównaniu z dwiema pierwszymi częściami trylogii, tym razem mamy mniej partii mówionych, a jeśli już występują, to wyłącznie w wykonaniu Bornemanna. Opowieść prezentowana jest z perspektywy towarzysza Joanny – Jeana de Metza. On (głosem Baumanna) wypowiada rozpoczynające wydawnictwo słowa wprowadzenia: „Significant moments pierce the darkness of oblivion. They return to our memory, riding on the wings of eternal, infinite light, and remain within us as everlasting echoes from the past”.

Towarzyszą im ścieżki syntezatorów tworząc wstęp do pierwszego nagrania – „Conspiracy”. Mamy tu sporą dawkę klawiszowych brzmień, głębokie dźwięki basu, efektowną grę na perkusji, a wszystko to ubarwione jest oszczędnymi partiami gitary oraz charakterystycznym, nieco zmęczonym, głosem lidera. Na kolejnej ścieżce dostajemy utrzymaną w folkowym klimacie balladę „Compassion For Misery” z ciekawym motywem klawiszowym. Indeksem 3 oznaczone jest nagranie tytułowe, które jest jednym z silniejszych punktów wydawnictwa. Mamy tu mocniejszy wstęp gitarowo-klawiszowy, ciekawe rozwiązanie ścieżek perkusyjnych – trochę brzmień i przejść rodem z „Time” Pink Floyd, a także wspaniałe solo w stylu gitarzysty wspomnianego zespołu. Całości dopełnia śpiewany w refrenie przez żeński chórek tytułowy wers. Kolejny utwór to „Danger” z wyrazistym basem, syntezatorowymi orkiestracjami, mocniejszą gitarą i interesującymi ścieżkami wokalnymi (mamy tu i naturalny śpiew, szept, a także schowany gdzieś w tle chór). W podobnym stylu utrzymany jest „Deceptive Glory”, z delikatną bluesową nutą i wspaniałymi solami na syntezatorze i gitarze. Stronę B winylowej edycji rozpoczyna mocno floydowskie nagranie „Warning Sings”, z wstępem będącym echem (z przeszłości) początkowej części „Shine On You Crazy Diamond”. Są też podobne perkusyjne rozwiązania jak w „Echoes From The Past” i fragmenty śpiewane głosem łudząco podobnym do Rogera Watersa:

“Why have we not seen a warning sign? / Have never Seen the dirty game on time / Fateful signs so close before our eyes /But we were so blind

Why have never seen the dirty game on time / We ignored the danger of a fatal end”

Na uwagę zasługuje też solo na minimoogu, schowane gdzieś w tle wokalizy oraz wyraziste orkiestracje. To także jeden z ciekawszych fragmentów albumu.

„Fate” rozpoczyna duet sekcji rytmicznej, do których dołączają po chwili instrumenty klawiszowe. Towarzyszy im bardziej zdecydowana partia śpiewana, wzbogacona wyrazistą wokalizą w stylu lat 70. Najbardziej rozbudowaną częścią płyty jest ponad dziwięciominutowe nagranie „The Pyre”, które oczywiście nawiązuje do tragicznego końca życia Joanny d’Arc:

“The pyre in the market square

The memory tears me apart

Only one consolation remains

She inhabits now the world of light

 

I think she resigned to her fate

And she walked at the end her last journey alone

In firm belief, escorted by angels

Protected in a loving embrace

For at the end to find

Her place in paradise”.

Ze śpiewu Franka bije smutek, podbudowany delikatnym klawiszowo – gitarowym tłem. Potem dołącza werbel, a nastrój chwili grozy dodatkowo budują mocne orkiestrowe akordy. Po pełnym zadumy wyciszeniu z pobrzmiewającą gdzieś głęboko gitarą przychodzi ożywienie z narastającym motywem gitarowym i brzmieniami Hammondów, by na sam koniec ponownie przenieść się w bardzo delikatne rejony za sprawą subtelnego klawiszowego podkładu. I tak dochodzimy do finału w postaci delikatnej pieśni „Farewell”. To ballada zbudowana na partii gitary akustycznej otoczonej syntezatorowym fletem, zwiewnymi orkiestracjami i delikatnym podkładem perkusyjnym. Całości dopełnia warstwa liryczna, będąca pożegnaniem Jeana ze swoją towarzyszką:

“It's seems your way was predetermined

Sterred by a higher force

Had you been aware of your fate?

Or did you trust false promises

Made in hopeless plight

Did you have still the hope deep inside to ecsape your fate?

Your sacrifice was not in vain

Will till the end of time remain

Hope you found redemption

In a better place … but

I will never hear your voice again,

Never see your lovely smile

Never again ride at your side

Only meet you in my memory,

Only in my deepest dreams

But you will forever stay in my heart,

Take leave of you now,

Farewell Jeanne”.

Album został wydany przez wytwórnię Drakkar na płycie kompaktowej zapakowanej w digipack, a także na winylu w kilku wariantach kolorystycznych.

Ten kto polubił poprzednie dwie części tej opowieści wysłucha „Echoes From The Past” z dużą przyjemnością. Nie ma tu ewidentnie słabych utworów, co w przeszłości miewało miejsce. Wszystkie nagrania trzymają równy poziom i stanowią w moim odczuciu najciekawszą część trylogii o Dziewicy Orleańskiej. Płyta przynosi dawkę solidnego grania w stylu… Eloy, który może nie osiąga takiego poziomu jak choćby na „Ocean”, ale słucha się jej bardzo dobrze.

Frank Bornemann domknął swój największy muzyczny projekt, nad którym pracował wiele lat. Teraz wypada poczekać na wersję sceniczną opowieści o Joannie d’Arc. Niestety przypuszczam, że jest to już ostatni rozdział studyjnego wcielenia tej niezwykle zasłużonej dla muzyki rockowej grupy. I jeśli tak będzie to jest to pożegnanie w naprawdę dobrym stylu!

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!