Grupa Marquis De Sade powstała w południowym Londynie w 1979 roku w okresie rozkwitu Nowej Fali Brytyjskiego Heavy Metalu (NWOBHM). Jej filarami od początku były dwie pary braci: Kevin (gitara) i Gary Pope (perkusja), którzy wcześniej grali w zespole Mixdix, a Pete (gitara basowa) i Kriss Gordelier (wokal) w tamtym czasie aktywnie szukali możliwości dołączenia do oryginalnego zespołu rockowego. Pewnego dnia Kriss przeczytał ogłoszenie w Melody Maker (poszukiwano basisty i wokalisty) i jak zwykle takich razach reszta okazała się historią. Wraz z grającym dla klawiszach San Remo, już jako Marquis De Sade, zaczęli pracować nad własnym materiałem i wydali pierwsze demo (w 1981 roku) oraz dwa single „Somewhere up in the Mountains” i „Black Angel”, które dzisiaj są przedmiotem pożądania licznych kolekcjonerów i fanów gatunku. Niestety, niedługo po opublikowaniu tych nagrań zespół rozpadł się, a jego członkowie dołączyli do innych formacji, takich jak Angel Witch, Sanctus czy Blind Fury.
W 2015 roku wytwórnia High Roller Records skontaktował się z zespołem, prosząc o pozwolenie na wydanie nagranych w 1981 roku demówek na winylu. Sukces tych tłoczeń wywołał nowe zainteresowanie zespołem i okazało się, że grono starych i nowych fanów jest liczniejsze niż komukolwiek się wcześniej wydawało. Marquis De Sade był już tylko o krok od odrodzenia się. W nowym wcieleniu grupy pojawił się brat Pete’a i Krissa, Pauly Gordelier (gitara prowadząca), który zajął miejsce przedwcześnie zmarłego Kevina Pope'a, a także Giles „Doc” Holland, który gra (i to jak!) na klawiszach. Nowy skład ożywił oryginalny materiał sprzed lat oraz stworzył świeże podwaliny pod nowe piosenki, które razem z nagranym na nowo i przearanżowanym starszym materiałem wypełniają program planowanej do wydania pod koniec lipca br. płyty adekwatnie zatytułowanej „Chapter II”.
To pierwszy album z premierowym materiałem tego nieco zapomnianego dziś zespołu od ponad 40 lat. Muzyka, którą na nim słyszymy łączy w sobie ducha tradycyjnego metalu z klasycznym rockiem, z elementami progresywnymi, wnosi doń subtelną nutę doomu oraz hard rocka. Tak, klasyczny hard rock wydaje się trafnym wskaźnikiem jednoznacznie określającym stylistykę, w jakiej utrzymana jest płyta „Chapter II”. Jest ona mocno zakorzeniona w klimacie brytyjskiego hard/heavy rocka lat 80. XX wieku. Oprócz finezyjnej pracy gitar i licznych efektownych solówek, nienagannej pracy sekcji rytmicznej, ciekawego wokalu (Kriss Gordelier swego czasu był przesłuchiwany jako potencjalny następca Bruce’a Dickinsona w Iron Maiden) szczególną uwagę zwracają na siebie klawisze. Giles „Doc’ Holland wniósł wiele dobrego do brzmienia grupy Marquis De Sade, niemal w każdym utworze nadając mu kolorytu poprzez partie grane na organach Hammonda i na fortepianie. Być może jego rola na tym albumie nie jest aż tak bardzo wyeksponowana, jak na przykład było to w przypadku Jona Lorda i zespołu Deep Purple, ale jego popisowe zagrywki w utworach „Now I Lay Me Down”, „Border Wall” czy „Last Survivor” aż proszą się by zawołać: „czapki z głów!”.
Większość materiału tego trwającego blisko godzinę albumu wypełniają nowe kompozycje. Jest jednak kilka wyjątków. Utwór „Suspended Animation” pamięta jeszcze czasy grupy Mixdix, ale opatrzony jest całkowicie nowym aranżem. Podobnie sprawa ma się z „Living In The Ice Age” czy nagraniem będącym wizytówką grupy – „Marquis De Sade”. To jedna z najstarszych kompozycji zespołu, choć nigdy wcześniej nie opublikowana ani też nie wykonywana na żywo.
Generalnie na „Chapter II” zespół Marquis De Sade przedstawia mnóstwo wielce satysfakcjonującego materiału, a do najlepszych momentów na płycie należą utwory „Last Survivor”, „Border Wall”, „Belvedere” i balladowy „Fortress Of Solitude”. Marquis De Sade wrócił silniejszy niż kiedykolwiek, a jego nowy materiał tchnął nowe życie w historię NWOBHM.