Euphorizone - Invictus

Olga Walkiewicz

Noc inspiruje tajemnicą wieczności, milionem lat świetlnych, które otwierają się nad nami w niebiańskich przestrzeniach. Noc jest zagadką trudną do rozwikłania. Pochłania zmysły złaknione snu lawirującego pomiędzy szparami powiek.

Nie pamiętam o której wyjechałam z Torunia po wybrzmieniu ostatniego dźwięku na scenie Muzeum Etnograficznego. Festiwal im. Tomka Beksińskiego dobiegł końca. Muzyka umilkła już dawno. Pozostały słodkie wspomnienia, wijąca się jak wilgotny wąż szosa numer 15 i stosik płyt czekających na zagoszczenie w samochodowym odtwarzaczu. Prawdę mówiąc, wiedziałam którą z nich wybiorę. Kilka dni wcześniej przesłuchałam ją na Spotify’u i niesamowicie mnie poruszyła. Teraz miała zabrzmieć z fizycznego nośnika w jeszcze lepszej jakości.

Asfaltowa dżungla wchłaniała szum silnika, światła reflektorów wydobywały z nicości szereg współgrających, małych wszechświatów, ożywiały stare drzewa zastygłe niczym mędrcy nad rozwartą księgą ziemi. W ten zmieniający się jak kadry filmowe krajobraz nocy, zaczęła się wplatać muzyka zespołu Euphorizone z debiutanckiego krążka pt. „Invictus”.

Grupa powstała w 2016 roku w Gniewkowie. Byli wtedy formacją instrumentalną, którą tworzyło czterech muzyków: Tomasz Piwecki (gitara), Adam Majewski (bas), Mariusz Tomaszewski (instrumenty klawiszowe) i Robert Wojewódka (perkusja). Obecnie zespół stacjonuje w Bydgoszczy. Nastąpiło kilka zmian personalnych. Na stanowisku gitarzysty jest teraz Krzysztof Mistur, za perkusją zasiadł Maciej Gańczak, a mikrofon dzierży w swoich dłoniach Michał Gawroński. Na płycie w dwóch utworach wystąpił też gościnnie Leszek Mulorz (trąbka).

Muszę przyznać, że to właśnie spotkanie z Maćkiem Gańczakiem w Brześciu Kujawskim (koncert Lifesigns) oraz na Festiwalu Rocka Progresywnego w Gniewkowie i Toruniu, dało efekt domina. Wpierw rozmowa, wizytówka, potem pierwsze przesłuchanie w streamingu i płyta, która wypełniła mi wiele wieczorów i nocy. Może dlatego kojarzy mi się z hebanową barwą nieba. „Invictus” w formie fizycznej zadziwia grafiką. Tu też króluje sklepienie niebieskie w różnych odcieniach, naznaczone piętnem tajemnic, tryskające pastelową głębiną barw od lazurów po mgliste oranże. Góry, cienie drzew i ludzi, Ziemia rozdarta pęknięciami czasu - wszelkie formy enigmy zagrzebane w pyle zadumy. Koncepcja plastyczna jest dziełem muzyków zespołu i Michała Mielewczyka.

Album osadzony jest w melancholijnej atmosferze. Dwanaście utworów spiętych ze sobą klamrą refleksji to podróż, w którą wyruszamy na czarodziejskim dywanie, z lampą Aladyna przy boku i niepokojem w sercu. Znakomite teksty autorstwa Michała Gawrońskiego wydają się wrośnięte w ścieżkę muzyczną, są komplementarne z każdym dźwiękiem i poruszają najgłębsze pokłady uczuć.

                                                                   PROLOG

Niebo otwierało nade mną swoje krucze skrzydła, galaktyki przenikały przez dziurawe sito kosmosu, wszechświat tańczył w takt obłędnej muzyki, wysypując pobrzękujące monety gwiazd. Noc zamykała w akcie miłości każdy najmniejszy atom naszego bytu łącząc go z muzyką. Droga rozmywała się w czarnym tunelu wyobraźni. Znaki ograniczenia prędkości zmieniały się w nieme posągi, drzewa potrząsały ramionami gałęzi, a ptaki odlatywały z krzykiem w ciemność. Cudownie instrumentalna etiuda - wielowątkowa opowieść bez słów, narysowana bogactwem środków. Wzniesiona ze stubarwnych „themes electroniques”, gitarowych kwiecistości, oszałamiającego dźwięku trąbki i fragmentów czarnego obsydianu.

                                                                 PROMIEŃ

„Promień” - szalony w treści wzmocnionej żarem emocji. Warstwa liryczna każdego z utworów tej płyty jest precyzyjnie połączona z muzyką, jak szlachetne trybiki szwajcarskiego zegarka. Klawisze budują klimatyczne struktury. Gitarowy motyw stapia się z wyrazistym głosem Michała Gawrońskiego. Tembr, głębia wokalu, opalizujące lekko tło kreowane przez Mariusza Tomaszewskiego, melodyjne sekwencje rysowane przez Krzysztofa Mistura i przepiękna praca sekcji rytmicznej określają styl zespołu, są ich wizytówką. Warstwa liryczna jest bajkowa, podobnie jak muzyka. Każde słowo wdziera się w serce z siłą petardy, zamyka w sobie światło, daje siły i wiarę w to, że życie to potęga.

„I gdybyś wtedy dostrzegł, że deszcz w promieniach słońca pobudza w tobie cząstki od dawna gdzieś ukryte, to zerwałbyś się z kolan i te początki końca strząsnąłbyś ze swych skroni podlawszy nimi życie...”.

                                                                      ZA MAŁO

To kolejna refleksyjna opowieść w barwach przeszłości, która daje nam bagaż doświadczeń dobrych i złych, pozwala wyciągać wnioski. Zawsze jednak pozostają zasuszone niczym jesienne liście drobiny naszych wspomnień, tych pełnych iskier i tych splamionych bólem. Muzyka jest pędzlem nanoszącym kolory na płótno pamięci, miękkie tła harmonizują z ekspresyjnym riffem gitary. Bębny wtapiają się w rytm serca, puls scala się z drżeniem powietrza na brzegach talerzy. Smutek wdziera się pomiędzy wersy i głęboką zadumę nad tym co było.

„Znów czuję, że czegoś brakło, że czegoś było mało. Coś było niewłaściwe, stało się coś, co nie miało. Choć upływ czasu bielą pokrywa cienie - czuję, że więcej mogłem dać przed ostatnim tchnieniem...”.

                                                                       INVICTUS

Dynamiczny utwór tytułowy o dużej dawce ekspresji zarówno w wokalu, jak i zmysłowej solówce gitarowej czy energicznej pracy teamu Gańczak - Majewski. Bohaterem opowieści jest człowiek ze swoimi słabościami, samotnością, ale mający w sobie siłę zdobywania zakamarków świata, nadawania kształtu wszystkiemu, z czym się styka. Jego nie można ujarzmić, okiełznać, jest jak ogień – niezwyciężony. Znakomity tekst pełen mądrości i filozofii odzianej w uczucia i chłodną refleksję:

„Lecz choć po morzach pływa, jak ptak nad ziemią się unosi, choć wyrywają się ku gwiazdom bohaterowie i herosi. Choć wszędzie pełno jego śladów, do wszystkich puka drzwi i bram, gdy patrzy nocą w niebo wie, że może w tym być całkiem… sam...”.

                                                                       MUTANCI

Fantastyczny utwór. Od samego początku zadziwia melancholijnym, Gilmourowym intro, które zgrabnie przechodzi w żywiołową zwrotkę i refren pozostający w pamięci. Świetny tekst - ujmujący inny wymiar naszego człowieczeństwa otulonego w blichtr teatralnych gestów, z zatkniętą celebrycką czapką na czole. To kraina pozornych wartości, słów bez pokrycia w czynach i fałszywego uśmiechu.

„I możni władcy świata, i dumni z ciał i twarzy, i wzorce cnót wszelakich bez żadnej bodaj skazy. Tak godni, tak wspaniali, każdy pięknym blaskiem świeci, a jak przyjrzeć im się bliżej to mutanci i kaleki...”.

                                                                        OGRÓD

Delikatny, intrygujący wstęp prowadzi do zwrotki budzącej aurę nokturnowej nastrojowości. Muzycy tworzą misterną, wielowarstwową strukturę tej kompozycji. Prowadzą słuchacza przez ogród dźwięków, przez gęstwinę dni, zagajniki kwitnących jaśminów i zarośla cierni. To podróż alejami życia, na których zostawiamy nasze milczące ślady spowite mgłą zapomnienia.

„Choć nawet nieznaczny, choć czasem mimochodem - to ślad swój zostawiamy, żar ognia mrozi chłodem. Złamana gałąź uschnie, krople zamienią się w łzy, kwiaty przestana pachnieć, ogród okryją mgły...”.

                                                                   WYSTARCZY

„Wystarczy” zwraca uwagę agresywną gitarą budującą mocne wejście, Zwolnienie tempa działa niczym balsam, chwilowy oddech przed energizującym środkiem utworu. Tekst jest jak cios nożem prosto w ludzkie serce. To rachunek sumienia bez konieczności odbycia pokuty. Ponura atmosfera, refleksja i prawda obnażona bezwstydnie, jak gwałt pod sklepieniem kaplicy. Błyskotliwa gitara, teatralny wokal przechodzący od szeptu do krzyku, szemrząca niczym wiatr perkusja - cudowne środki wyrazu budujące spektakularną całość.

„Wystarczy, że ktoś zamknie oczy, że żadna kara ci nie grozi i nagle ty przestajesz widzieć, nagle nikt cię nie obchodzi. A choć za wzór się miałeś dla całego świata, możesz się zdziwić kim się stałeś, gdy zgasły światła...”.

                                                               POWRÓT

Kolejny mocny tekst z dużą dawką zamyślenia i melancholii. Muzycznie to ogromna wszechobecna pajęczyna wzajemnych zależności brzmieniowych, linii równoległych i spiral, skomplikowanych figur i zawiłości na poziomie wokalu i klawiszy. Ale może dlatego wciska słuchacza w fotel, kto wie? Ujmujący dźwięk fortepianu nadaje eteryczności i podkreśla wagę słowa:

„Ile razy patrząc w górę nie widzimy gwiazd, coś za często światła miast tłumią nasze zmysły. Źle patrzymy w przeszłość, za mało w czas przyszły z kulą u nogi, którą jest nasz świat...”.

                                                        CHOĆ JEGO CIEŃ

Kolejna udana kompozycja. Choć tak naprawdę nie ma na tym albumie słabego utworu. Można co najwyżej mieć swoich faworytów. Misterne klawiszowe wojaże, wirtuozeria gitar i dużo niespodziewanych zwrotów akcji. Czasem wydaje się, że przez całe otoczenie przechodzi kolisty ruch, jakby podnosiła się w górę jakaś nierzeczywista kurtyna. Za nią czai się światło. Za nią rozgrywa się życie.

„Kto nosi w sobie obraz piękna, kto zasmakował go choć raz, u tego serce będzie pękać i słychać będzie duży trzask. I ten szarpiący się w okowach, i ten gaszący innym dzień spróbuje znaleźć swoją drogę by znów ujrzeć choć jego cień...”.

                                                                 UKRYTY LĘK

To ostatni kawałek na płycie z wokalem. Może najmniej przykuł moja uwagę, lecz nie oznacza to, że nie ma tu ciekawej linii gitary czy dopracowanych sekwencji rytmicznych. Bo wraz z muzyką słowa nabierają ogromnej, magicznej siły:

„Zgubionym w gąszczu myśli i kroków, czas nieustannie napełnia kielich, z którego trunku wypić nie chcemy. Bo choć kielich pełny, pustym się zdaje - przez to błąkanie. I trunek nie poi, nie ma w nim mocy ni weny...”.

                                                                       POINTA

Są takie myśli, których nie sposób zamknąć w klatkach, jak ptaki. W niewoli skonają, zamienią się w popiół. Są dźwięki wolne i nieśmiertelne. Podobne Feniksom o płonących skrzydłach. Szept perkusji, daleka trąbka, miękka orkiestracja, klawisze sączące się lekko przez sito nocy…

                                                               POST SCRIPTUM

Przedziwną moc ma muzyka Euphorizone, gdy słucha się jej przebijając ciemność nocy. Jest bardziej wyrazista, opleciona gitarowym ornamentem ostatniego utworu. Nieboskłon odlany z czarnego marmuru przesuwa się wraz z Ziemią krążącą wokół Słońca. Kiedy zamilkną dźwięki, zostanie tylko cisza - odpowiedź na miliony pytań. Kim jesteśmy? Do czego dążymy? Ile mamy w sobie siły?...

„Człowiek to brzmi dumnie”… Czy możemy być „niezwyciężeni”?… Może trzeba po raz kolejny umieścić w odtwarzaczu płytę „Invictus”?

Panowie z Euphorizone to pięć wielkich osobowości muzycznych, tworzących harmonijną całość. Jeszcze nie raz o nich usłyszymy. Jeszcze nie raz zaskoczą swoich słuchaczy. A może to właśnie oni są niepokonani? Wierzę w to bezgranicznie.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!