„Co żyje musi umrzeć: dziś tu gości, a jutro w progi przechodzi wieczności; (…) Miłość to moją tak zatwardza duszę; chcąc być łagodnym, okrutnym być muszę. Być uczciwym w dziejach tego świata na jedno wychodzi, co być wybranym pomiędzy tysiącami...”.
(William Shakespeare – Hamlet)
Dania nie jedno ma imię. Jest jak Dziewica Orleańska - potężna w swojej czystości, odziana w zbroję, ujmująca miecz w swoje dłonie. Historia staje w szrankach z teraźniejszością, muzyka nasuwa na ramiona gronostajowe futra i unosi pod niebo symbole władzy wtopione w monolit dziejów.
Grupa Pyramaze lubi nawiązywać do przeszłości. Do tego co było, co ukształtowało nasze postrzeganie świata, w którym żyjemy. A jaka jest jej biografia? Zespół powstał w 2001 roku w Hjordkaer. Jego pomysłodawcą był gitarzysta (i pisarz) - Michael Kammeyer. Wkrótce dołączył do niego perkusista Morten Gade Sorensen (Anubis Gate, Wuthering Heights), basista Niels Kvist oraz amerykański klawiszowiec Jonah Weingarten. Brakowało tylko wokalisty. Po przesłuchaniu wielu demo, wybór padł na kolejnego Amerykanina, Lance’a Kinga. Po znalezieniu się pod opiekuńczymi skrzydłami Massacre Records, zespół zadebiutował albumem „Melancholy Beast” (2004). Skład grupy powiększył się latem tego samego roku o duńskiego gitarzystę Toke Skjonnemanda. Druga płyta zespołu, „Legend Of the Bone Carver”, została wydana w 2006 roku. Niestety po listopadowym Festiwalu w Atlancie decyzję o opuszczeniu grupy podjął Lance. Jego miejsce zajął charyzmatyczny Matt Barlow. Nie na długo. Kolejny wokalista postanowił odejść. Barlow zasilił szeregi Iced Earth tuż po nagraniu z Pyramaze płyty „Immortal”(2008). Chłopcy nie poddali się jednak. Jeszcze w tym samym roku mikrofon dostaje się w dłonie Urbana Breeda (Ted Morose, Bloodbound). Prawdziwy kryzys nastąpił w 2011 roku, kiedy z powodów osobistych odeszli Kammeyer i Kvist, a wkrótce po nich Weingarten. Milczenie zespołu trwało aż do 2015 roku. Powstali wtedy jak Feniks z popiołów i ukazali w pełnej krasie, z odświeżonym line-upem, który utworzyli: Terje Haroy (wokal prowadzący), Jacob Hansen (gitara,bas,wokal), Toke Skjonnemand (gitara), Jonah Weingarten (klawisze) i Morten Gade Sorensen (perkusja). Nagrali razem trzy pełnometrażowe płyty: „Disciples Of the Sun” (2015), „Contingent” (2017) i „Epitaph” (2020).
Na tegorocznej produkcji studyjnej zabrakło Skjonnemanda. Album „Bloodlines” został wyprodukowany pod czujnym okiem Hansena, który był też odpowiedzialny za miks i mastering. Płytę zdobi fantastyczna grafika której autorem jest Giannis Nakos. Fotografia wewnątrz książeczki wyszła spod ręki Niklasa Lau Petersena.
Muzyka i liryki to morze emocji, nasycone barwami życia, kontrastujące odcieniami światła i ciemności. Epicki rozmach zderza się z miękkością. Pyramaze potrafi był rusałką odzianą w żelazną zbroję i Herkulesem walczącym w różanym ogrodzie, maszyną śmierci i pieśnią nuconą przez wędrownego barda.
Rozpoczynający album utwór tytułowy - „Bloodlines” - to instrumentalne intro. Brzmi epicko. Delikatny śpiew syren wkrada się w brzmienie fortepianu i symfoniczne freski.
„Taking What’s Mine” to kompozycja Jacoba Hansena z tekstem Christoffera Stjerne. Znakomita orkiestracja przewija się nie tylko w tym utworze. Jest wszechobecna i kreuje nastrój. Ogromnym walorem zespołu są zgrabne chórki, potęgujące zdecydowany głos Terje i symfoniczny rozmach brzmienia. Przestrzeń ugina się pod dyktando melodii i rytmu.
„Fortress” jest hymnem sławiącym odwagę, gloryfikującym tych, co bronią swojej ziemi, wolności i niezależności. Na kanwie historii wyrasta tematyka współczesnych konfliktów i wojen. Szum morza jest potężnym akompaniamentem dla energicznej pracy sekcji rytmicznej. Zmysłowe smyczki rozładowują atmosferę ociekającą patosem. To pieśń pełna ognia i tajemnych mocy:
„Somewhere in revolting ways a merciless resistance is taking place. Determined to regain their lost land, no matter what the cost may be - victorious for the human race. Fighting their way into the light, no one gives in without a fight. Perpetual dispute of who’s wrong and who is right...”.
„Broken Arrow” jest odbiciem wnętrza człowieka, który walczy z przeciwieństwami losu, kreśli swoje prawa do miłości i wewnętrznego spokoju. Nawet gdy się czuje jak „złamana strzała”, ogień w jego sercu nie przestaje płonąć.
„I’m like a broken arrow. I don’t know where I end or I begin. I’m heading for a war that I can’t win. I fight for the right side still I’m losing pace and time. I get if its on me but I’m just finding ways to feel alive...”.
I to się czuje. Potężna dawka dźwięków inkrustowanych pozytywną energią jest głównym nurtem tej kompozycji. Nie brak tu smaczków w postaci rozżarzonych do białości talerzy, soczystych bębnów, miękkiego tła i fortepianowych ornamentów.
Podobna dynamika króluje w „Even If You’re Gone”. Kompozytorem tego utworu jest Jonah Weingarten. Dyskretne klawiszowe głębie pokrywa gęsta praca perkusji Mortena Gade Sorensena, gitarowy riff wtapiający się we wnętrze rozgrzanego, muzycznego gejzera i wokal.
To, co jednak ma być najpiękniejsze, sfruwa jak orzeł z błękitu nieba wraz z balladą „Alliance”. To zjawiskowy utwór. Fascynujący duet Terye Haroya z Melissą Bonny. To pieśń miłości, przebaczenia i tęsknoty czarowna i pełna emocji:
„Entwined by the secrets of delight, this lifelong alliance is tight. We’re bound by this mutual energy a stronghold of you and me. We’llgo on… Nothing can change the way we feel. Go on… No one can tear us apart. Go on… Nothing can change the way we feel...”.
„The Midnight Sun” znów emanuje niebywałą energią. Góry się rozstępują, lodowce pękają, a słońce spada z łoskotem na ziemię.
„Stop The Bleeding” nie zwalnia pędu, nabiera przepięknych barw w refrenie i to następuje to, na co czekałam przez całą płytę - solówka Hansena przedzielona dyskretną sekwencją klawiszową. Warto wspomnieć, że zanim Jacob stał się oficjalnym członkiem zespołu, zajmował się produkcją i miksem i to nie tylko albumów Pyramaze. Jako producent jest związany z takimi kapelami jak Anubis Gate, Beyond Twilight, Primal Fear, Arch Enemy, Katatonia, Pretty Maids, Evergrey i wiele innych.
Utwór „The Mystery” budzi refleksję nad światem pełnym tajemnic. Zagadka nieskończoności plącze się z potęgą istnienia. Przestrzeń otwiera swoje wrota zapraszając w podróż do źródeł czasu. Do miejsc, które są lub ich nie ma:
„When I gaze into the sky at night I see a race at the speed of light. Balls of fire, reflections of the past. A lasting glimpse of a big time blast. Has it been forever? How do we fit in?...”.
Na zakończenie mamy filmowy utwór „Wolves Of the Sea”. Mógłby to być soundtrack do któregoś z wielkich obrazów kinowych, jak „Gladiator” czy „Troja”. Przepiękny koniec albumu pełen witalności i dostojeństwa zaprezentowany z elegancją i smakiem.
Zmiany tonacji, transformacje na płaszczyźnie tempa, przeciwieństwa w aurze generowanej przez poszczególne instrumenty i wokal stanowią niemałą atrakcję muzyki Pyramaze. Jest to album, przy którym nie sposób się nudzić. Każdy kadr jest inny, barwny i zaskakujący.
Tak brzmi Pyramaze AD 2023. Szmaragd zamknięty w szkatule czasu. Ogień, który zawsze będzie rozpalać serce - nawet, gdy opadnie kurtyna i zgasną wszystkie światła...