Oblivion Protocol - The Fall Of The Shires

Artur Chachlowski

Richard West. Muzyk, kompozytor, klawiszowiec, jeden z głównych filarów grupy Threshold. Pamiętacie wydaną w 2017 roku rewelacyjnie przyjętą płytę „Legends Of The Shires”? Podobno bardzo szybko powstał zalążek jej sequela. Jednak koledzy Westa z zespołu Threshold woleli nie nagrywać kontynuacji tej historii (zamiast tego w ubiegłym roku Threshold wypuścił nieco rozczarowujący album „Dividing Lines” – przyp. ACh). Cóż było robić? West wziął sprawy w swoje ręce, skomponował nowy materiał, założył własny zespół, nadal mu nazwę Oblivion Protocol i wraz z nim wydał płytę „The Fall Of The Shires”, na której nie tylko zagrał na instrumentach klawiszowych ale i… zaśpiewał, co jest sporym ewenementem w jego dotychczasowej karierze.

Wszystko to wcale nie oznacza, że Richard West jest niezadowolony z roli, jaką pełni w grupie Threshold. Wręcz przeciwnie. Mówi on tak: „Uwielbiam pracować z Threshold, To wspaniali ludzie, robię to od 30 lat i mam to we krwi. Ale czasami łatwiej jest samodzielnie zrealizować pewną wizję, gdy ma się dobry pomysł i determinację, by go skutecznie sfinalizować”.

Oprócz Richarda Westa w skład grupy Oblivon Protocol weszli: gitarzysta Within Temptation, Ruud Jolie, basista zespołu Darkwater, Simon Andersson oraz perkusista, bliski współpracownik Devina Townsenda, Darby Todd. Razem stworzyli rzecz niebywałą: pod przewodnictwem Westa nagrali rzecz, którą można określić mianem ‘najlepszej płyty nigdy nie nagranej przez grupę Threshold’. Wszystkie walory brzmienia, specyficznej melodyki i, generalnie, stylistyki tej czołowej brytyjskiej progrockowej formacji zostały na niej zachowane. Mało tego, o zagranie kilku gitarowych solówek poproszono Karla Grooma. Można powiedzieć, że dzięki jego obecności na tym albumie jesteśmy w thresholdowym domu. Albo – by być bardziej precyzyjnym – w thresholdowym hrabstwie (‘shire’ – przyp. ACh). A właściwie to, zgodnie z tytułem płyty, stajemy się świadkami upadku pewnego hrabstwa, bo tego właśnie dotyczy ten sequel. Podczas gdy album „Legends Of The Shires” opowiadał o narodzie próbującym odnaleźć swoją tożsamość, to na „The Fall Of The Shires” w centrum uwagi znajduje się jednostka, a właściwie przyszłość głównego bohatera. Kontynuacja opowiada o tym, jak został on królem i o wszelkich konsekwencjach tego wyboru. Już w piosence otwierającej płytę – „The Fall (Part 1)” - decyduje się on rządzić twardą ręką i uważa, że jedynym sposobem na kontrolowanie populacji jest jej ucisk i terror. Jego hrabstwo staje się teraz coraz bardziej mrocznym miejscem, co musi prowadzić do tytułowego upadku…

8 kompozycji, ponad 40 minut muzyki. Wspaniały, rewelacyjny i – tak, nie boję się tego stwierdzenia – ponadczasowy to album. Każdy utwór z osobna to muzyczna perła. Ale i tak najlepiej brzmią one gdy słucha się ich po kolei, w jednej całości. Jest na tym albumie wszystko – epickie kompozycje, orkiestrowe szaleństwo, rozmach, melodie, głosy z interkomu, wpadające w ucho refreny, precyzyjna konstrukcja poszczególnych piosenek, niebotyczne umiejętności techniczne muzyków, prawdziwe mistrzostwo wykonawcze, a w połączeniu z dającymi do myślenia tekstami otrzymujemy wspaniały muzyczny pakiet, wobec którego nie sposób przejść obojętnie. Jego najlepsze momenty? „The Fall (Part 1)”, „Tormented”, „Public Safety Broadcast”, „This Is Not A Test”, „Storm Warning”, „Vertigo”, „Forests In The Fallout” i „The Fall (Part 2)”… Co? Wymieniłem wszystkie utwory? Tak! Bo taka jest ta płyta. Doskonała. W każdym pojedynczym elemencie, jak i w jednej ośmioczęściowej całości! I jestem pewien, że docenią ją nie tylko oddani fani muzyki Threshold.

Jest jeszcze jeden link łączący to wydawnictwo z grupą Threshold. Wystarczy spojrzeć na okładkę. Autorem apokaliptycznego projektu szaty graficznej obrazującej opisywany na „The Fall Of The Shires” upadek jest Thomas Ewerhard, który w przeszłości był już zaangażowany w tworzenie okładek płyt grupy Threshold, takich jak np. „Hypothetical” czy „Subsurface”.

Nie chcę rozpływać się nad szczegółami, którymi urzekł mnie ten album - ochów i achów nie byłoby końca. Dość powiedzieć, że już teraz, zaledwie kilka dni po premierze, jestem pewien kilku rzeczy. Po pierwsze, o ile muzyczne (czy szerzej: filmowe/książkowe) sequele rzadko dorównują oryginałom, to w tym przypadku eksperyment powiódł się w stu procentach. Po drugie, determinacja Richarda Westa w zaprezentowaniu tego materiału zakończyła się sukcesem i zaowocowała powołaniem do życia nowego zespołu, który pewnie nie powstałby nigdy, gdyby to Threshold zechciał nagrać ten materiał. Swoją drogą ciekawe czy Oblivion Protocol okaże się jednorazową efemerydą, czy też pójdzie za ciosem i w przyszłości pojawią się kolejne płytowe ‘sequele’? Wreszcie po trzecie i najważniejsze, piszę to jak zawsze subiektywnie, ale jestem pewien, że znajdzie się całkiem spore grono słuchaczy, którzy podzielą moją opinię, że w postaci płyty „The Fall Of The Shires” objawił się bardzo mocny kandydat do miana najlepszego albumu 2023 roku. I proszę mi wierzyć: nie ma w tym stwierdzeniu ani krzty przesady!

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!