Porcupine Tree - Closure/Continuation.Live.Amsterdam 07/11/22

Przemysław Stochmal

Reaktywacja Porcupine Tree przed dwoma laty była sporym wydarzeniem w świecie rocka progresywnego. Po wydaniu solidnego albumu „Closure/Continuation” zespół wyruszył w trasę, która rozrosła się do niemal czterdziestu dużych koncertów – licząc zarówno regularne punkty tournée z jesieni 2022 jak i kilkanaście dat festiwalowych z lata 2023. W ubiegłym miesiącu ukazało się wydawnictwo koncertowe będące wspomnieniem występu zespołu w wypełnionej po brzegi kilkunastotysięcznej amsterdamskiej hali Ziggo Dome.

„Closure/Continuation.Live.Amsterdam 07/11/22” to publikacja z oczywistych względów wyjątkowa - przede wszystkim z uwagi na fakt prezentacji Porcupine Tree jako grupy o zupełniej nowej konfiguracji personalnej. W planie reaktywacji zespołu Steven Wilson nie przewidział obecności wieloletniego basisty grupy, Colina Edwina, jak również nie zaprosił do ponownej współpracy wspierającego zespół na koncertach w latach 2002-2010 śpiewającego gitarzysty Johna Wesleya. Na scenach ostatniej trasy koncertowej ich miejsca zajęli odpowiednio Nate Navarro (Devin Townsend) oraz Randy McStine (Lo-Fi Resistance/Dave Kerzner/Nick D’Virgilio). Nie od dziś wiadomo, że Wilson posiadł świetną umiejętność doboru współpracowników najwyższej klasy, również i tym razem zaprosił do wspólnego koncertowania wyśmienitych instrumentalistów. O ile jednak Navarro wydaje się być basistą wszechstronnym, o tyle wejście w buty obdarzonego bardzo charakterystycznym brzmieniem i sposobem gry Edwina w ogóle zdawało się nie wchodzić w rachubę. Lwią część setlisty zajęła cała nowa płyta, a również i starsze kompozycje dobrano w większości tak, by te definiujące charakter utworów linie Colina Edwina pojawiały się jak najrzadziej. I faktycznie, osobliwe basowe szkice z takich nagrań, jak „Last Chance To Evacuate Planet Earth Before It Is Recycled” czy „Halo” w nowej, „obcej” odsłonie brzmią niezbyt „jeżozwierzowo”. Jeśli zaś chodzi o postać McStine’a - w kontekście chórków, ich drugoplanowej subtelności, wpisuje się on znakomicie w profil swojego poprzednika, natomiast jako gitarzysta prezentuje się znacznie ciekawiej – jego gra jest nie tylko rzetelna, ale i kreatywna, co pokazuje, jak bardzo mocno Wilson przez ostatnie kilkanaście lat zaufał zapraszanym gitarzystom, znacznie w tej materii ograniczając swoją rolę jako solisty.

Czy odegrane w pełnym zestawie kompozycje z „Closure/Conituation” koncertowo bronią się? Wilson, Harrison i Barbieri nie dali tym repertuarowym „debiutantom” wiele swobody i powietrza, zaprezentowane zostały w solidny, ale raczej zachowawczy sposób, stąd też znacznie atrakcyjniej, co dla wielu z pewnością było do przewidzenia, prezentują się w tym zestawie kompozycje z okresu sprzed zawieszenia formacji. Mam zresztą wrażenie, że im dalej zespół zapuszcza się w program występu, tym samym „pozbywając się” kolejnych nowych kompozycji, tym więcej jest w jego wykonawstwie wigoru, pewnej szlachetności i swobody, których pełnię zdaje się osiągać w wyraźnym punkcie kulminacyjnym koncertu, „Anesthetize”. Ten nie bez dumy zapowiadany przez lidera klasyk repertuarowy zabrzmiał tu być może najlepiej jak dotąd, zyskał pewnego sznytu, który ów górnolotny „klasyczny” przydomek zdaje się tylko pieczętować. Mocnych punktów jest zresztą więcej, by wspomnieć choćby ponownie „Last Chance To Evacuate Planet Earth Before It Is Recycled”, reprezentujący w pojedynkę płytę „The Incident” uroczy „I Drive The Hearse”, zamknięty świetną solówką McStine’a czy tworzące najbardziej nostalgiczne chwile koncertu „Buying New Soul” i „Collapse The Light Into Earth”. Wybór repertuaru Wilson i spółka mocno jednak ograniczyli, najdalej cofając się wraz z „Even Less” do 1999 roku, tym samym sympatyków najstarszej, „psychodelicznej” ery Porcupine Tree pozostawiając w niedosycie.

Grupę w nowym wydaniu, po dwunastu latach znakomicie śledzi się nie tylko słuchając tego dwuipółgodzinnego koncertu, ale i korzystając z edycji audiowizualnej. Porcupine Tree A.D. 2022 prezentuje się w tym świetnie sfilmowanym materiale podniośle – nie bez kozery zresztą często powracają kadry przedstawiające ogrom sali, w której koncertuje grupa. Spektakularne show tutaj nie polega już na szukaniu ciekawych, teatralizujących rozwiązań z solowych koncertów Wilsona, z transparentną kurtyną, na której wyświetlały się co bardziej niepokojące wizualizacje. Tu wciąż co prawda obraz wtóruje muzyce z imponujących rozmiarów ekranu, jednak tym co szczególnie zwraca uwagę jest gra świateł o spektakularności właściwej wielkim koncertom rockowym.

I taki obraz powrotu Porcupine Tree jawi się właśnie z niniejszego amsterdamskiego dokumentu. Zespół, choć personalnie odmieniony, czy to się komuś podoba czy nie, powraca w spektakularnej formie, co słychać i widać; co słucha, obserwuje i chłonie się z entuzjazmem i satysfakcją. To elegancka pamiątka, obowiązkowa pozycja dla sympatyków Porcupine Tree, która nam, polskim fanom przywoła piękne wspomnienia katowickiego koncertu, który odbył się ponad tydzień wcześniej.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!