Tym razem ponad dwa lata musieliśmy czekać na nowe wydawnictwo sygnowane nazwą tRKproject. Nie znaczy to, że jego lider, Ryszard Kramarski, zwolnił tempo swoich prac. Czas pomiędzy piątą a szóstą płytą projektu wypełniło komponowanie materiału na album Millenium („Tales From Imaginery Movies” (2022)) oraz na przywrócenie z niebytu szyldu Framauro, pod którym wydał dwa niezwykle ciekawe krążki – „My World Is Ending” (2022) oraz tegoroczny „Alea Iacta Est”. Ukazało się także wznowienie poprzedniej płyty tRKproject „Books That End In Tears” w wersji jednodyskowej z duetami wokalnymi Karoliny Leszko i Dawida Lewandowskiego. Trzy z powyższych pozycji ukazały się także na winylach, czyli o żadnym lenistwie nie może być mowy.
Rzut oka na okładkę „Odyssey 9999” od razu zwiastuje zmiany. Obraz zdobiący front wydawnictwa, a także pozostałe grafiki (do każdego utworu powstała ilustracja) wypełniające 16 stron książeczki umieszczonej w digipacku, to dzieło Marcina Chlandy, który do tej pory współpracował z Kramarskim przy powstawaniu teledysków do utworów Framauro i Millenium. Tym samym po raz pierwszy grafiki na płytach projektu nie stworzył Maciej Stachowiak, choć nadal uczestniczył on w pracach nad aspektem wizualnym nadając całości ostateczny kształt.
Największą jednak zmianą w stosunku do poprzednich wydawnictw są osoby wokalistów. Na wszystkich wcześniejszych płytach swoim głosem czarowała Karolina Leszko, a potem dołączył do niej Dawid Lewandowski. Karolina robi coraz większą karierę w muzyce pop i nie do końca dobrze czuje się w klimatach progrockowych, natomiast Dawid został wokalistą… Millenium, zastępując Łukasza Gałęziowskiego. Z tych powodów głosów obojga zabrakło na „Odyssey 9999”. Kto ich zastąpił? Po pierwsze były wokalista Millenium, czyli… Łukasz Gałęziowski, co najlepiej świadczy o dobrych relacjach z liderem grupy. Po drugie… drugi były wokalista najbardziej znanej formacji Ryszarda, czyli Marek Smelkowski (w 2018 roku na krótko przejął mikrofon od Gałęziowskiego i nagrał z zespołem mini album „MMXVIII”). Ale na tym nie koniec. Na albumie pojawia się też śpiewająca Pani. I to nie byle jaka, gdyż swoje ścieżki nagrała, znana z grup Albion i Hipgnosis, Anna Batko. A jakby tego było mało, to mamy tu do czynienia także, po raz pierwszy, z międzynarodową współpracą, bo w dwóch utworach zaśpiewał lider brytyjskiego Galahad, Stuart Nicholson, do czego walnie przyczynił się twórca Małego Leksykonu Wielkich Zespołów, Artur Chachlowski. Przyznacie Państwo, że od tych nazwisk może zakręcić się w głowie?
Na albumie wystąpili także muzycy znani z poprzednich płyt, czyli Marcin Kruczek (gitara solowa), Krzysztof Wyrwa (bas), Grzegorz Fieber (perkusja). Jednak i wśród instrumentalistów pojawiły się „nowe” twarze. Pierwszą z nich jest Piotr Płonka, czyli gitarzysta Millenium. Z tej grupy znany jest też drugi perkusista, Grzegorz Bauer, a zatem na płycie występuje cały skład głównej formacji Ryszarda za wyjątkiem wokalisty (za to mamy tu dwóch jej byłych frontmanów). I jeszcze jedna nowość – na płycie słyszymy też dźwięki saksofonu tenorowego, na którym zagrał Łukasz Płatek (Another Pink Floyd). Tym razem autorem miksu jest Kamil Konieczniak, co też jest nowością jeśli chodzi o krążki wydawane pod szyldem tRKproject (wcześniej pracował przy płytach Framauro i Millenium). Jedna rzecz się nie zmienia – kompozytorem całości materiału, a także odpowiedzialnym za wszystkie partie instrumentów klawiszowych i gitary akustycznej jest oczywiście Ryszard Kramarski, który dodatkowo zagrał też na gitarze rytmicznej pozostawiając Piotrowi i Marcinowi pole do popisu w solówkach. Nie zmienił się także autor tekstów. Od kilku płyt wszystkich formacji Ryszarda za warstwę liryczną odpowiada Zdzisław „The Bat” Zabierzewski, w których wykorzystuje także pomysły i fragmenty tekstów lidera.
Większość (wyjątek stanowi „Sounds From The Past”) albumów Projektu to muzyczne interpretacje różnych pozycji literackich. Nie inaczej jest także i tym razem, gdyż Ryszard i Zdzisław wzięli na warsztat dzieło Homera „Odyseja”. Jednak akcja przedstawiona na płycie została przeniesiona ze starożytnej Grecji w kosmiczną przestrzeń w dalekiej przyszłości, do roku 9999.
Kapitan Odyseusz po zdobyciu planety Troi wyrusza w długą podróż na swoją rodzinną planetę Itaka do swojej ukochanej żony Penelopy. Wraz z kompanami wsiadają na pokład dwunastu statków kosmicznych – „Twelve Spaceships”. Właśnie taki tytuł nosi otwierające całość nagranie. I od razu możemy usłyszeć jak wypada pierwsza brytyjsko-polska kooperacja w karierze Ryszarda. Stuart Nicholson opowiada swym głosem o początku morderczej podróży:
“The war is over and Troy has fallen now
Ten long years of combat
it's levelled to the ground
Let us get ready just to start our journey home
We've been waiting such a long time
Twelve vessels are to take us to our zone
To sweet Ithaca
All the cosmic signals will help us navigate
Find another time-warp to cross the astral gate
We're setting out to be back in outer space
And the sky is never starless
While we are jumping into hyperspace
Twelve spaceships, stellar men-of-war
Hurtling through the void
New adventures call
The universe unfolds”.
Początek jest iście filmowy (podobnie jak na ostatniej płycie Millenium). Mamy tu charakterystyczne brzmienia klawiszy, które wspaniale budują klimat wraz z dołączającymi stopniowo do nich basem, gitarą rytmiczną i perkusją (tu zasiadł za nią Grzegorz Bauer). Słychać też intrygujący motyw klawiszowy, a w nośnym refrenie do głosu dochodzą organy Hammonda. Gdzieś w połowie mamy wyciszenie, w którym Marcin Kruczek czaruje krótkim solo, a towarzyszy mu saksofon Łukasza Płatka. Głos Stuarta jest tu nieco z tyłu. Znalazło się też miejsce dla wokalizy w jego wykonaniu. Po tym fragmencie przychodzi czas na właściwy popis Marcina, a po chwili także Łukasza. Końcówka jest wyciszona z delikatnym głosem Stu na klawiszowym tle.
Początek albumu wbija w fotel, ale to co dzieje się na drugiej ścieżce („Penelope”) to po prostu czysta bajka! Fortepian plus delikatne smyki i bas bezprogowy oraz głos… Jedyny, niepowtarzalny, należący do Ani Batko, która śpiewając o tytułowej Penelopie idealnie oddaje uczucie tęsknoty za ukochanym, ale także obawę, że może go po tylu latach nie poznać…
“Her heart is filled with hope
At night she cries
Dark fires glow and fade out
In her eyes
Some hunches tell her
That this man's alive
But she can never
See through time
The yearning is so deep
It won't stop now
She wishes he were right here
In her arms
Each passing morning
She feels more in love
"when your heart's burning turn it off!"
Only you
Know me best
Only you
Kiss my breasts
Without you
I'm a ghost
I get lost
I love you”.
Także i tu dostajemy wyśmienitą porcję smakowitej gry na gitarze w wykonaniu Marcina, przy którym w tle pobrzmiewa prosty, acz zapadający w pamięć, klawiszowy motyw, a wszystko to opływające przepysznym basowym sosem i spięte perkusyjnym podkładem w wykonaniu Grzegorza Fiebera. W końcówce mamy powrót do nastroju z początku – fortepian, smyki, bas i głos. Ten głos.
Była ballada, pora więc na coś szybszego. Odyseusz trafia na planetę cyklopów i wchodzi do jaskini Polifema, gdzie zostaje uwięziony wraz z załogą. To temat nagrania numer trzy – „Cyclops Cave”. Tym razem za mikrofonem staje Łukasz „Gall” Gałęziowski i jemu przypadła rola opowiedzenia o tym jak podstępem udaje mu się uwolnić z, wydawałoby się, sytuacji bez wyjścia. Szczególnie przypadł mi do gustu końcowy fragment, którym jest dialog pomiędzy wyswobodzonym a jego oprawcą:
“Who?...
-What is your name?
-I'm Nobody
-You're in my cave
-I can't be killed... I'm nobody
What is your name?
-I’m Odysseus”.
To ostatnie zdanie, wypowiedziane z pogłosem, zamyka song, ale wcześniej możemy podziwiać pierwsze na płycie solo Piotra Płonki, a także popis Ryszarda na Hammondach i, po drugim refrenie, kolejną partię solową Marcina.
Za nami trzy ścieżki i troje wokalistów. Pora by zaśpiewał ten czwarty, Marek Smelkowski. Jemu przypadła rola opowiedzenia o klątwie czarodziejki Kirke („The Curse Of Circe”) z planety Ajai, która zamieniła załogę Odyseusza w trzodę:
“Another planet just appeared close ahead
Its sun shone brightly burning in the dark
We were to meet the queen of that magic world
She changed atomic structures with her charm
That witch was cruel and pretty
And Circe was her name
She turned some of our people
Into swine one day
She'd expected us to come
She imprisoned us in time
Then Odysseus drew his sword
"You want war? – you will have war!"
The curse of Circe
Took our freedom, caused our rage
We had to break the journey
Save our friends”.
Zaczyna się niczym nagranie muzyki elektronicznej z lat 70., ale po chwili za sprawą krótkiego ostrzejszego wejścia gitary wracamy we współczesne progresywne rejony. Charakterystyczny głos Marka i jego drapieżna miejscami interpretacja tekstu idealnie korespondują z partiami gitarowymi Ryszarda i Marcina (ten drugi prezentuje tu najbardziej zadziorne solo), a całość spaja potężne brzmienie sekcji rytmicznej Wyrwa – Bauer.
Drugą stronę albumu rozpoczyna utwór, który został przedstawiony światu jako pierwszy, czyli „The Killing Songs Of Sirens”. To drugi moment, w którym na płycie pojawia się Piotr Płonka serwując nam wyśmienite solo na wstępie i równocześnie drugie nagranie, w którym swoim głosem czaruje Ania Batko. Ścieżki z jej wokalem miejscami są powielone, co daje wyśmienity przestrzenny efekt, a jej przedstawienie warstwy lirycznej u niejednego fana spowoduje, że da się uwieść niczym żeglarze (czy też kosmiczni podróżnicy) śpiewem syren:
“The killing songs of sirens
That gentle kind of violence
On Planet Oceanis
You don't know what your plan is
The killing songs of sirens
So nicely break the silence
Attract you to their islands
So as to make you see your final moments
The killing songs of sirens”.
Słowa te wybrzmiewają w refrenie, w którym w tle słychać gitarę akustyczną, a bas pięknie eksploruje niskie tony. Wartym wspomnienia jest też kolejna wokaliza skompilowana z sampli połączona z gitarowym motywem w wykonaniu Ryszarda oraz popis Marcina, który doprowadza nagranie do finału.
Płyta jest tak skonstruowana, że zarówno na stronie A jak i B wydania winylowego (które ukaże się pod koniec tego lub na początku następnego roku) jako drugą otrzymujemy balladę. Tu jest nią „Calypso Nimph”, czyli opowieść o uwięzieniu Odyseusza na 7 lat przez piękną nimfę wspaniale zinterpretowana wokalnie przez Marka Smelkowskiego:
“Seven years have passed
Why can't I go back
To my home and my lovely wife?
Sweet Calypso, why
Won't you bid me goodbye?
We must part or we shall cry!
You're a gorgeous nymph
I'm a stranger here
Even though I’ve been here so long
Do not get me wrong
But i don't belong
To your world, Calypso Nymph
Calypso Nymph...”.
Podobnie jak w “Penelope” i tu na początku króluje fortepian, któremu towarzyszy gitara akustyczna oraz nastrojowa sekcja rytmiczna. W refrenie Ryszard dołącza z gitarą elektryczną, a po nim Marcin prezentuje cudownej urody solo, którego nie powstydziliby się Gilmour z Latimerem.
Było łagodnie, a teraz pora na jedno z najbardziej dynamicznych nagrań – „Ithaca”. Soczysty bas Krzysztofa, precyzyjna gra Grzegorza Fiebera na perkusji, gitarowy wstęp Ryszarda, a po nim pierwsze solo Marcina. Po pierwszym refrenie słyszymy krótkie solo na Hammondach, słowom śpiewanym przez Łukasza Gałęziowskiego: “So the game's begun and the champion's won. King Odysseus brave. The throne is his again” towarzyszy interesujące klawiszowe zagranie, po którym ponownie na scenę wkracza Marcin ze swoją gitarą.
Podróż Odyseusza zakończyła się. Nareszcie mógł wziąć w ramiona swoją ukochaną żonę Penelopę, a dzięki swemu sprytowi pozbył się wszystkich uzurpatorów czyhających na jego tron. W pełniącym rolę intro nagraniu „Twelve Spaceships” zaśpiewał Stuart Nicholson i on też ubarwia swym głosem epilog w postaci pieśni „Odysseus”:
“Ten years of adventure came to a happy end
And Odysseus got back to his faithful wife
He was a valiant chief and such a loyal friend
We felt proud he'd stayed alive
Captain, stop your spaceship, we are home at last
Home at last
It's time to cool the engines, bow down to the stars
to the stars”.
Początkowo jej warstwa muzyczna opiera się na brzmieniach fortepianu i gitary akustycznej połączonych z subtelnym klawiszowym tłem. Po chwili dołącza Łukasz Płatek ze swoim saksofonem tenorowym oraz millenijna sekcja rytmiczna. Śpiew Stuarta w zwrotkach jest bardziej spokojny, nastrojowy, by w refrenie minimalnie przybrać na sile. Mamy tu miejsce na wyciszenie z piękną partią fortepianu spowitą podkładem zagranym na gitarze akustycznej oraz, w dalszym fragmencie, zagrywki Marcina towarzyszące wokaliście, które potem przyjmują postać, ostatniej już na płycie, solówki. W finale słyszymy ponownie fortepian, a Stuart kończy opowieść żegnając się ze słuchaczami:
“The mist of time will cover and erase
The memories of what was yesterday
We shall be gone forever in a while
The journey's over, so goodbye”.
To już szósta pozycja w dyskografii tRKproject. Ryszard Kramarski przyzwyczaił nas, że każda płyta tej formacji trzyma wysoki poziom. Nie inaczej jest i tym razem. Powiem więcej, tu szef Lynx Music wszedł na jeszcze wyższy poziom. To najdłużej dopieszczana płyta w całej jego karierze. Powstawała od stycznia do sierpnia tego roku, zaangażowana została największa liczba muzyków od czasu debiutu Millenium z 1999 roku. Co warte podkreślenia, ilość zdecydowanie przełożyła się na jakość. Ryszard potrafił okiełznać te wszystkie osobowości i stworzyć niezwykle spójne i bardzo przejmujące dzieło zarówno pod względem wykonawczym jak i produkcyjnym, gdzie jedna pieśń płynnie przechodzi w kolejną. To także fantastycznie (to dobre słowo) dopracowane wydawnictwo pod względem wizualnym. Każda z grafik Marcina Chlandy to majstersztyk sam w sobie, począwszy od frontu okładki, przez jej rewers, aż po niesamowite ilustracje stworzone do poszczególnych utworów. Nie będę się tu o nich rozpisywał, niech każdy zobaczy to na własne oczy. Ja mogę zapewnić, że warto. Już czekam na edycję winylową, bo tam te dzieła zabłysną w należnym im formacie.
Ryszard zebrał niesamowitą plejadę uznanych gwiazd rodzimego (i nie tylko) prog rocka i z ich pomocą stworzył wspaniały koncept, który bez wątpienia zapisze się dużymi literami w annałach muzyki progrockowej. To jedna z najciekawszych pozycji w całej jego dyskografii firmowanej nazwami Millenium, Framauro i tRKproject i zaryzykuję stwierdzenie, że obok debiutu („The Little Prince”), do którego mam niesamowity sentyment, to najlepsze dzieło tej ostatniej formacji. Ciężko to będzie przebić, ale lider tych wszystkich grup nie raz udowodnił, że słowo niemożliwe dla niego nie istnieje. O tym przekonamy się zapewne za jakiś czas, a tymczasem polecam włączyć opowieść o Odyseuszu i jego niesamowitej determinacji, by wrócić do swojej ukochanej Penelopy. Bo poza przedstawieniem przygód, jakie spotkały kapitana kosmicznego statku, to przede wszystkim jest niesamowita miłosna historia namalowana pełną paletą progrockowych barw. Na dodatek zakończona happy endem. Na mojej prywatnej liście wskakuje do najbardziej ścisłej czołówki ulubionych płyt tego roku.