Życie nie zna próżni. Umarł król, niech żyje król. Historia zatoczyła koło... Te i pewnie wiele innych frazesów może przyjść do głowy, gdy chłodnym okiem spojrzy się na wydarzenia ostatnich kilkunastu miesięcy w obozie grupy Millenium. Zadziwiające jest jak trafnie oddają one prawdę o miejscu, w którym obecnie znajduje się ten zespół.
We wrześniu ubiegłego roku spektakularnym koncertem w sali krakowskiego kina Kijów z zespołem pożegnał się jego dotychczasowy wokalista, Łukasz Gall. Życie nie zna próżni. Bardzo szybko został ogłoszony jego następca – Marek Smelkowski, którego nazwisko nie schodziło wtedy z ust fanów polskiego art rocka. Marek miał akurat wtedy swoje „pięć minut”, gdyż wspaniale zinterpretował wiersze Wyspiańskiego na sensacyjnej płycie „Jakżeż ja się uspokoję”, którą firmował Krzysztof Lepiarczyk. Transfer nowego wokalisty został powitany przez sympatyków Millenium z entuzjazmem, którzy stwierdzili, że skoro nieuniknione odejście Galla jest już faktem dokonanym, to nie ma lepszego kandydata na zajęcie miejsca za mikrofonem w ich ulubionym zespole. Umarł król, niech żyje król.
Tymczasem minął rok i oto ukazuje się płyta o lapidarnym, acz wymownym tytule „MMXVIII”, która… miała nigdy się nie ukazać i na której po raz pierwszy słyszymy ‘nowe Millenium’. Z Markiem na pokładzie, a także z saksofonistą Darkiem Rybką, który niepostrzeżenie stał się pełnoprawnym członkiem zespołu.
No i trzeba przyznać, że choć „MMXVIII” trudno nazwać ‘normalnym’, czy raczej powinienem napisać ‘regularnym’, albumem Millenium, to trzeba mu oddać to, że w interesujący sposób ilustruje nowe możliwości zespołu. Ryszard Kramarski i spółka mieli ciekawy pomysł na to wydawnictwo. A nawet kilka pomysłów, które po zsumowaniu dały zaskakujący obraz końcowy. Po pierwsze, lider Millenium uznał, że skoro trwa jubileuszowy rok kierowanej przez niego wytwórni płytowej, to album „MXXVIII" może stać się miłym prezentem dla fanów oraz godnym podsumowaniem 20-lecia Lynx Music. Drugi zamysł był taki, żeby opublikować go pod sam koniec roku tak, aby ze względu na swój unikatowy charakter niepotrzebnie nie musiał się ścigać w plebiscytach podsumowujących 2018 rok. I słusznie. Bo przecież głównym celem „MMXVIII” jest przygotowanie fanów na to, co dopiero ma nastąpić oraz umilenie czasu oczekiwania na nowy album Millenium z całowicie premierowym materiałem.
W programie trwającego niespełna 40 minut wydawnictwa znalazły się trzy utwory. Pierwszy, premierowy „Unnamed”, to lekka, wręcz przebojowa kompozycja (choć trwa ponad 9 minut!), która po smutnym w swoim wydźwięku niedawnym albumie „44 Minutes” jest powiewem optymizmu i obrazem lekkości stanu ducha po zakończonych pozytywnym skutkiem niedawnych personalnych przetasowaniach. Jak trafnie zauważył gitarzysta Piotr Płonka, w utworze tym słychać inspiracje zespołem… ABBA. I jest w tym sporo racji. Warte podkreślenia jest także to, że tekst oraz linia melodyczna wokalu po raz pierwszy w historii Millenium jest dziełem Marka Smelkowskiego. No i jest to pierwszy utwór zaśpiewany przez niego. Słychać, że Marek śpiewa inaczej niż Łukasz, że stara się poszerzyć spektrum ekspresji (melorecytacja) i że barwa jego głosu stanowi zupełnie nową jakość.
Drugi utwór na płycie – „When I Fall” - jest nową, podkreślmy: mocno różniącą się od oryginału, wersją kompozycji, którą znamy z płyty „Ego”. Teraz opatrzona została ona całkowicie nową aranżacją i dołożono do niej partię saksofonu. No i zarówno głos (Smelkowski!), jak i saksofon (Rybka!) nadały jej całkowicie nowego, świeżego wyrazu. Klimatyczne partie pianina zostały zastąpione lekko syntetycznym perkusyjnym brzmieniem w stylu Collinsowskiego "In The Air Tonight". Posłuchajcie pełnego nostalgicznych emocji wstępu, a nawet nie spostrzeżecie się kiedy uśmiech sam pojawi się na Waszych twarzach. I będzie tam trwać aż do końca tego, również trwającego ponad 9 minut, utworu.
Danie główne albumu „MMXVIII” to 20-minutowa kompozycja tytułowa. Właściwie jest to składankowy wybór fragmentów 11 utworów z dotychczasowego dorobku Millenium, którego dokonał sam Marek Smelkowski. Wyszła z tego ponad 20-minutowa suita, na której możemy się przekonać jak nowy wokalista interpretuje stare utwory Millenium i jak radzi sobie on z klasycznym repertuarem zespołu. Ocenę efektu końcowego pozostawiam słuchaczom, a od siebie mogę właściwie tylko powiedzieć, że składanka „MMXVIII” to prawdziwy muzyczny miód dla uszu fanów wyciśnięty z repertuaru Millenium niczym słodki sok z dojrzałej pomarańczy. Oprócz nowych wokali w „MMXVIII” usłyszeć można mnóstwo nowych aranży oraz sporo dodatkowych partii solowych, których nie było w oryginalnych nagraniach.
Podsumujmy więc: „MMXVIII” to 3 utwory, prawie 40 minut może nie do końca nowej, ale brzmiącej jak nowa, muzyki. To delikatne przyzwyczajanie fanów do zmian, które mają dopiero nadejść i do nowej ery w historii zespołu. Bardzo miła niespodzianka, swego rodzaju ciekawostka, a zarazem zajawka tego, jak będzie teraz brzmiało Millenium z nowym wokalistą na pokładzie. Nowy początek. Nowy rozdział. Historia właśnie zatoczyła koło…
A nowy, całkowicie premierowy album Millenium przyjdzie na świat już za około 9 miesięcy…