Krzysztof Lepiarczyk ma zadziwiającą tendencję do wydawania swoich płyt dosłownie w ostatnich dniach starego roku, co skutecznie (niestety!) eliminuje je z (nie do końca zdrowych) wyścigów we wszelkich dorocznych podsumowaniach. Tak było w 2012 roku z rewelacyjnym, acz niewystarczająco chyba docenionym, albumem zespołu Lepiarczyka, Padre, tak jest i teraz, kiedy to Krzysztof na tydzień przed świętami wypuścił na rynek swój solowy krążek zatytułowany „Jakżeż ja się uspokoję”.
Ten album ma jeszcze podtytuł, który jest kluczem do jego zawartości: „W hołdzie Stanisławowi Wyspiańskiemu”. W tym roku przypadła 110. rocznica śmierci tego artysty, który ostatnie lata swojego życia spędził w swoim domu w podkrakowskich Węgrzcach. Mieszkający w tej samej miejscowości Lepiarczyk skomponował muzykę do wierszy Wyspiańskiego, zaprosił do nagrań szacowne grono krakowskich muzyków (na gitarach zagrał Jerzy Antczak, czyli gitarzysta projektów Albion i Georgius, słowa Stanisława Wyspiańskiego wyrecytował i zaśpiewał Marek Smelkowski, na bębnach zagrał Grzegorz Bauer z grupy Millenium, na basie Mateusz Mazurkiewicz, a na instrumentach klawiszowych oczywiście sam Krzysztof Lepiarczyk) i skoordynował realizację nagrań, które ukazały się na płycie wydanej przez firmę Lynx Music.
I co? I wyszła z tego płyta niezwykła. Autentycznie piękna, pełna cudnych melodii, genialnych partii instrumentalnych oraz wspaniałych poetycko-wokalnych interpretacji tekstów Wyspiańskiego. No właśnie, album posiada całe mnóstwo ogromnych atutów (rewelacyjny Jerzy Antczak, grający bardzo oszczędnie, ale posłuchajcie jego solówek, szczególnie w nagraniu „Twarze” – palce lizać!), ale chyba największym jest wokalista Marek Smelkowski. Słowo pisane nie jest w stanie oddać tego, czego dokonał on na tym albumie. Choć jest to wokalista mający już swój dorobek i powinien być dobrze znany na krakowskim progrockowym podwórku (m.in. to on śpiewał na wspomnianej płycie „From Faraway Island” grupy Padre), ale jego występ na płycie Lepiarczyka uważam za prawdziwe odkrycie polskiego rocka AD 2017. Doskonale to rokuje, gdyż jak się ostatnio dowiedzieliśmy, to właśnie on zajmie miejsce Łukasza Galla w zespole Millenium.
W postaci „Jakżeż ja się uspokoję” otrzymaliśmy album – nie bójmy się tego słowa - wybitny. Taki, który powinien zamieszać w czołówce najlepszych polskich płyt 2017 roku. Na mojej prywatnej liście przedarł on się szturmem do samego szczytu. Spędziłem z nim mnóstwo czasu tuż przed oraz w same Święta i wiem co piszę. Dawno już żadna polska płyta nie ucieszyła mnie tak bardzo i żadna nie trafiła mnie w punkt. I piszę to bez cienia przesady, ba! piszę o tym z dużą satysfakcją, gdyż pierwsza publiczna prezentacja pochodzących z niej nagrań odbyła się w Małym Leksykonie Wielkich Zespołów.
Wygląda na to, że w 2017 roku to Kraków rządzi w środowisku polskiego progresywnego rocka. Bo trzeba wiedzieć, że „Jakżeż ja się uspokoję” to bardzo krakowski album. Nie tylko nagrany przez krakowskich muzyków, nie tylko do słów krakowskiego wieszcza, nie tylko wydany przez renomowaną krakowską oficynę wydawniczą, ale na okładce widnieje jeszcze obraz chyba najbardziej krakowski z możliwych. To oczywiście „Planty o świcie z widokiem na Wawel” autorstwa, oczywiście, Stanisława Wyspiańskiego…