Od premiery singli zwiastujących minialbum „Worlds Apart” minął prawie rok. Twórcy projektu Shadows On Mercury kazali długo czekać na tę piękną płytę. Ale było warto i z tym większą przyjemnością wypatrywałam daty premiery.
Historia powstania grupy sięga czasu lockdownu, dokładnie 2020 roku. Pierwsze kompozycje zrodziły się w głowie brytyjskiego muzyka Scotta Owensa. Na początku powstały dwa utwory. Po nagraniu linii gitar, basu, perkusji i częściowo syntezatorów, zaprosił on do współpracy swojego przyjaciela Tima Lofthouse’a, który dorzucił swoją „cegiełkę” w zakresie instrumentów klawiszowych. Muzyka rozkwitała z chwili na chwilę. Musiała jednak nabrać ostatecznego kształtu i aby to osiągnąć, potrzebny był ktoś obdarzony nietuzinkowym głosem i ciekawa warstwa liryczna. Panowie Owens i Lofthouse bez zastanowienia zaprosili do współpracy swojego kolegę Charliego Bramalda z grupy Ghost Of The Machine. W ten sposób w pewien pochmurny dzień w samym sercu West Yorkshire powstał zespół Shadows On Mercury.
Premiera debiutanckiego minialbumu „Worlds Apart” miała miejsce 2 lutego tego roku. Pomimo, że zawiera on tylko pięć utworów i trwa zaledwie 26 minut, jest przykładem eterycznego piękna w pigułce. Nie trzeba tworzyć epickich gigantów, by zaczarować słuchacza. Wystarczy umieć posługiwać się dźwiękową magią, niczym Albus Dumbledore różdżką.
Zestaw rozpoczyna się utworem, który mieliśmy już okazję poznać w ubiegłym roku. „Silence” znalazł się na singlu promującym wydawnictwo wraz z drugim nagraniem „The Flood”. Muzyka i warstwa liryczna tworzą mariaż doskonały w swoim artystycznym przekazie. Harmonizują, budują doskonały obraz ludzkich pragnień zagubionych w brutalnej rzeczywistości, gdzie wartości jednostki nie są spójne z problemami trapiącymi świat który nas otacza. Mroczne teksty otwierają sezam pełen zadumy i refleksji. Człowiek ukazany jest jako istota obojętna na globalne dylematy, koncentrująca się wyłącznie na sobie, pełna egoizmu i sprzeczności. Klawiszowe impresje splatają się z narracyjnym śpiewem Charliego. Motywy gitarowe spajają wszystko elegancką klamrą. Jednostajny rytm basu odmierza czas, niczym uderzenie stalowego serca. Soczyste bębny i subtelne klawisze dopełniają całości. Prowokują i niepokoją.
„Calculate (Control)” rozpoczyna się kojącym dźwiękiem fortepianu. Sekcja rytmiczna podnosi gwałtownie temperaturę. Pojawia się tu orientalny motyw gitary i pełen pasji głos Charliego. Aura tajemniczości unosi się nad muzyką, oplata ją jak elektryczna mgła. Dużo tu wdzięku i eleganckiej przebojowości.
Kolejną kompozycją jest singlowy „The Flood”. W warstwie lirycznej na pierwszy plan wysuwa się bliska relacja pomiędzy dwojgiem ludzi. Pochodzą z różnych światów, lecz łączą ich chwile metafizycznej więzi. Każdy dzień naszego życia może być niepowtarzalny i stać się energią w czystej postaci. Zdarza się jednak, że wyrzuty sumienia mogą zniszczyć spokój, stać się falą wezbranej wody niszczącej po drodze wszystko, co napotka. Wokal Charliego otulony jest kaskadą akordów fortepianu i gitary. Pikanterii dodają syntezatory i finezyjna perkusja.
„The King Of Broken Things” stanowi jeden z najsmakowitszych kąsków na „Worlds Apart”. Jest esencją myśli zatrzymanych w kadrze emocji. Życie przypomina czasem taśmę celuloidową mknącą w zawrotnym tempie. Nie możemy jej zatrzymać, nie mamy wpływu na scenariusz i to, co możemy ujrzeć w kolejnych scenach filmu. Spokój zaklęty w dźwiękach fortepianu przechodzi w zadziorne, gitarowe riffy. Na pierwszy plan wysuwa się ekspresyjna linia wokalna. Nie zabrakło tu efektownej solówki wyczarowanej przez Scotta Owensa.
Płytę kończy barwna kompozycja tytułowa. Elektroniczny motyw może skojarzyć się z klasycznymi nagraniami Tangerine Dream. Po chwili utwór nabiera progresywnego rozpędu. Zachwyca cudowne brzmienie, zgrabne chórki i sensualne korespondowanie między sobą poszczególnych instrumentów. Szkoda, że Shadows On Mercury jest tylko projektem studyjnym. Z wielką przyjemnością posłuchałabym tych kawałków live.
„Worlds Apart” to album pełen kontrastów i ukrytej mądrości. Muzyka i poezja tworzą całość niezmiernie barwną i ciekawą. Wielowątkowość formy, świeże pomysły i połączenie soczystej ekspresji z zadziwiającą mozaiką dźwięków, daje efekt piorunujący. Ale taki właśnie jest Shadows On Mercury… Taki jest i oby pozostał...