Wczesne majowe popołudnie oplotło moje zmysły zapachem bzów, szmerem ciepłego wiatru i odgłosami dzieci bawiących się w ogrodzie sąsiadów. W ich głosach było tyle beztroski i radości, ile w każdym promieniu słońca przysiadającym na wilgotnych źdźbłach trawy. Zadałam sobie wtedy kilka frapujących mnie pytań. Dlaczego ludzie tracą wraz z wiekiem tę słodką lekkość, niewinność i szczerą nutę radości? Dlaczego robią się melancholijni, znudzeni i gniewni? Czy życie jest księgą pełną bolesnych doświadczeń i smutku, czy to my tworzymy taką rzeczywistość?
Być może nie tylko mnie nurtowały takie problemy. Zespół Age Of Distraction stara się zbadać złożoność relacji pomiędzy ludźmi, ich toksyczne oblicze i skomplikowaną komunikację. Temat niełatwy, lecz wart rozwinięcia, szczególnie gdy obudowany będzie ornamentem dźwięków.
Tak powstała debiutancka płyta Age Of Distraction - „A Game Of Whispers”. Pomysł narodził się w głowie gitarzysty i kompozytora Johna Cooka (ex-This Winter Machine, ex-This Other Eden) w 2023 roku. Stworzył on muzykę, która nadała kierunek stylistyce grupy. John zaprosił swoich przyjaciół: wokalistę Charliego Bramalda (Ghost Of The Machine, Shadows Of Mercury), basistę i klawiszowca Marka Gatlanda (Hats Off Gentelmen It’s Adequate, IT) oraz perkusistę, klawiszowca i gitarzystę Doma Bennisona (ex-This Winter Machine). Age Of Distration stał się rzeczywistością. Na płycie nie zabrakło znakomitych gości: Ruby Jones (fortepian i keyboard) pojawia się w utworach „The Uninvited” i „Take Me Down” oraz Philip Stuckey (Stuckfish) udziela się wokalnie w „Take Me Down”. Za produkcję, orkiestrację, mix i mastering odpowiada Dom Bennison. Autorką tajemniczej okładki jest Andjela Vujić. Trzeba przyznać, że grafika jest niesamowita i oddaje myśl przewodnią albumu. Ludzka twarz z obrazem wspomnień, pragnień, tego co niezdobyte lub stracone. W myślach postaci tkwi obraz wyspy, której sylwetka zaciera się na horyzoncie.
Płyta rozpoczyna się instrumentalnym utworem „The Uninvited”. Jest to klawiszowa impresja, nawiązująca do starych, klasycznych sountracków kina niemego. Delikatna orkiestracja spaja się z kołyszącymi frazami fortepianu i szeptem. Gościnnie pojawia się tu Ruby Jones.
„Break My Bones” jest opowieścią o tym, jak trudna jest fuzja poglądów i marzeń dwojga ludzi, gdy zaczynają być razem. Gdy oglądamy na filmie tropikalną wyspę, zachwycają nas krajobrazy, egzotyka przyrody i niesamowite barwy. Gdy tam jesteśmy, okazuje się, że dżungla jest pełna niebezpieczeństw i pułapek, jadowitych owadów i węży, a kolorowe kwiaty mają trujący nektar. Dwa życia są jak wyspy w czasie burzy, między którymi szaleją pływy oceanu:
„Two islands in the storm. Bitter cold and weather worn. Seeking solace from the tide I was reaching out to you, across the ocean out of view. We found a place to hide with no window to the world. A consciousness unfurls all our weaknesses exposed. Playing God with sticks and stones. We built ourselves a home where your words can break my bones, break my bones...”.
Wstęp budują klawisze i energiczna perkusja. Charlie Bramald śpiewa w sposób narracyjny. Stopniuje dramatyzm. Pełnia emocji wybucha w melodyjnym refrenie, gdzie linia wokalna aż tętni ekspresją i mocą. Praca sekcji rytmicznej i gitarowa solówka, robią wspaniałe wrażenie. Dopełniają teatralną scenerię rysowaną przez wokal.
„Compromised” jest kolejną kompozycją stworzoną przez duet Cook/Bramald. Muzyka mknie tutaj jak torpeda, rytm nadają szybkie gitarowe riffy. Jest tu nieokiełznana głębia, w którą wtapia się głos Bramalda. Znakomita jest warstwa liryczna, choć pełna goryczy i smutku. Ale taka ma być tematyka tej płyty. Porusza najbardziej posępne strony życia i relacji pomiędzy dwojgiem ludzi. Swoją drogą, Charlie potrafi tworzyć w sposób niesamowity i uniwersalny. Prywatnie to uśmiechnięty chłopak z wiatrem we włosach, przemiły, szczery i cieszący się życiem.
Ale nie tylko on pisze tu teksty. Słowa do „Protect Me” są dziełem Johna Cooka. Jego jest też muzyka, jak i większości utworów. Bardzo spokojna i nostalgiczna, pełna zadumy, niepokoju i jak to ma w zwyczaju, z apogeum emocji w refrenie:
„I need someone to save me. Save me from my hell. Save me from myself. It’s been so long, I’m still hanging on, waiting for the one who can protect me. Protect me from you...”.
Album zawiera kilka krótkich utworów instrumentalnych. Poza otwierającym go „The Uninvited”, są jeszcze trzy, między innymi „The Plea”. To bardzo efektowna kompozycja Johna Cooka, delikatna i pełna wdzięku. Aż szkoda, że trwa tylko niecałe trzy minuty. To za krótko, aby pokazać cały potencjał możliwości Johna jako wirtuoza instrumentu, jakim jest gitara.
„Take Me Down” jest efektem wspólnej pracy Johna Cooka i Philipa Stuckeya. Ten ostatni jest też autorem tekstu. Nadaje on odmiennego charakteru płycie, urozmaica ją. Pulsacyjna gitara i rytm stymulowany przez niezrównanego Doma Bennisona są fundamentem dla wokalnego popisu Stuckeya. Utwór płynie z niesamowitą siłą i miękkością. Łącza się tu eteryczne wersy fortepianu z wokalem. Muzyczna trepanacja piękna z głębiny nostalgii:
„I was there when you needed a friend. You don’t need me now so please don’t pretend. Your eyes like a stranger, deep pools without end in which I keep falling down, down, down...”.
Tytułowy utwór „A Game Of Whispers” budzi zmysły niespożytą energią. Twarde riffy, wokal na niskich rejestrach i rozżarzona mocą sekcja rytmiczna nadają kompozycji zdecydowanego charakteru, żelaznych skrzydeł i blasku. Słowa spajają się z tekstem. Wbijają się w serce niczym milion sztyletów:
„Your words stick to me like shadows, sneaking by my side (shadows by your side), twisted replicasof me, misconstrued by your design (fiction blurs the lines) in this game of whispers, no one wins if no one lies...”.
„The Point Of No Return” to kolejny utwór instrumentalny. Tym razem nieco dłuższy, bo trwający cztery i pół minuty, i odmienny w swoim klimacie. John rozwija tutaj swoje skrzydła. Szaleje w stylu Satrianiego. Wirtuozeria i kunszt kompozytorski tworzą zwartą całość. Kropelka światła w morzu ciemności.
„Oceans” jest jednym z najciekawszych kawałków na albumie. Enigmatyczny i sensualny. Prowadzi miękko poprzez korytarze zmysłowości i złudzeń, przez refleksyjne buduary schowane w głębi sumienia. Akustyczna gitara, esencja rockowego powabu i lekkości - niczym fale oceanu ocierające się majestatycznie o brzeg wyrzeźbiony wiatrem.
„When we talk the time disappiears but the hurt remains when you’re not here, you’re not here… i catch my breatch but lose my words. Find my meaning in your eyes, in your eyes...”.
„The Left Unsaid” powstał w kooperacji duetu Cook - Bennison. Jest to szept naniesiony na gitarowy akompaniament. Eteryczny i zwiewny, dwuminutowy antrakt pomiędzy kolejnymi utworami.
„Sneak Attack” jest najdłuższą kompozycją na płycie. Odległym wspomnieniem osoby, która była bliska. Relacją z przeszłości i rachunkiem sumienia. To ognista kompozycja, znakomite są w niej konstelacje poszczególnych instrumentów i doskonały jak zawsze team Cook - Bramald - Gotland - Bennison.
Na zakończenie pojawia się enigmatyczny utwór „My Peace” nawiązujący do otwierającego płytę tematu „The Uninvited”. To prawdziwa perełka, której blask roztacza się do samego końca. Bez patosu i symfonicznych uniesień. Jak dzień, który dobiega końca wraz z nadejściem zmierzchu.
Są takie albumy, których piękno poznaje się powolutku. Małymi łykami kosztuje się cudowny bukiet, rozkoszuje się subtelnością i harmonią kompozycji. Upaja esencją smaku. Takim jest właśnie „A Game Of Whispers”- wspaniały debiut, którego premiera przewidziana jest na 31. dzień maja i za który należą się zespołowi Age Of Distration gorące gratulacje.