Nie wiem, czy recenzent może jednocześnie rościć sobie prawo do bycia kimś w rodzaju producenta płyty, decydenta o jej ostatecznym kształcie czy też powinien ograniczać się tylko do przedstawienia jej zawartości wraz z pewnego rodzaju opisem oceniającym? To teoretyczne z pozoru zagadnienie nie daje mi spokoju w kwestii najnowszej płyty brytyjskiego zespołu Sonic Tapestry pt. „Into the Sun”.
Zespół powstał w 2010 roku jako (posłużę się cytatem z wypowiedzi jego twórcy – Steve’a Forestera), „experimental rock quartet”. Trochę czasu zabrało im nagranie pierwszego singla – 5 lat (choć według innych źródeł ten singiel ukazał się w roku 2017). Tylko nie jestem pewien czy słowo „singiel” jest odpowiednie dla płyty zawierającej 6 utworów i trwającej ponad 46 minut (wliczając bonusy)…
Długo trzeba było też czekać na płytę pełnoformatową (choć proponuję na czas czytania tej recenzji nie przywiązywać się do tego określenia). Niemniej jednak po 9 latach ciszy mamy nowe wydawnictwo – „Into The Sun” - z 9 utworami:
- Aurora Awakens
- New Beginning
- System Failure
- Edge of the Forest
- Fight or Flight
- Equinox
- Out of the Blue
- Into the Sun
- Equilibrium
Z formalnego punktu widzenia połowa zawartości płyty to utwory instrumentalne, a ta „druga połowa” to piosenki.
„Aurora Awakens” – to piękna uwertura wprowadzająca swoją syntezatorową nastrojowością słuchacza w tryb wsłuchania się, co będzie dalej. Nie wiadomo, czy dalsza część płyty to jakaś kontynuacja stylu szkoły berlińskiej… może jest jakieś naśladownictwo, ale 2 minuty i 21 sekund każą czekać, bo potem…
Opuśćmy utwory 2 i 3 – „New Beginning” i “System Failure” - i przejdźmy od razu do utworu nr 4 także, nota bene, instrumentalnego – „Edge of the Forest” i poddajmy się jego stonowanej harmonii. Gitara akustyczna z pomocą klawiszy w tle prowadzi ten utwór w stronę (parafrazując nazwę zespołu) „słonecznej, dźwiękowej tkaniny” pełnej wakacyjnych, radosnych dźwięków.
I wreszcie przychodzi czas na słowa:
„… Uciekasz, czy się chowasz
Walczysz czy uciekasz, nieważne (…)
Czy śmiejesz się, czy płaczesz…
Walcz lub uciekaj (…) albo żyj, by umrzeć (…)
To utwór „Fight or Flight”. A w nim na pierwszym planie gitara basowa i akordowo brzmiące klawisze, które około 5. minuty brzmią jak te, z lat 80. I ta gitara basowa dająca kawałek „wolnego” czasu na efektowne gitarowe solo…
„(…) Znowu nadchodzi ciemność
Czy chcesz uciec, czy zacząć marzyć (…)”
Nie, nie ma się czego bać. Choć w kolejnym utworze, „Equinox”, bas dalej nadaje ton „szydząc” ze swojej rytmicznej roli na rzecz gry solowej. To 5 minut wytchnienia, uspokojenia.
„(…) Niespodziewanie zapada noc,
Niespodziewanie do mnie przemawia,
(...) i hipnotyzuje (…)”
zdecydowanym gitarowym początkiem, który w 6. minucie utworu pozwala na kołyszące zniewolenie, choć w „Out of the Blue” (tak nagle, bez zapowiedzi) - „(…) pada deszcz”. I gdy klawisze ustępują miejsca fletowi pozostaje tylko zanurzyć się w hipnotycznym kołysaniu dźwięków.
Ten hipnotyczny stan trwa także w kompozycji nr 8 – „Into the Sun”. Tutaj już łatwiej rozpoznać przesłanie muzyczne. Króluje w niej bardziej tradycyjne brzmienie. Znajome klimaty rodem z lat 70. Gitara przeplatana z hammondowo brzmiącymi solówkami klawiszy. Słychać to, co tak lubimy. To ponad 10 minut typowego neo-progresywnego grania, które wciąga.
I teraz wróćmy do utworu nr 2 – „New Beginning”:
„(…) Cokolwiek stało się z moim życiem,
Wspomnienia odchodzą w daleką przeszłość,
Zatraciłem się (…) nie zawsze jest łatwo…
(ale) przechodzę do innego świata (…)”.
To utwór nr 2 powinien wieńczyć ten album. Proszę „skoczyć” do 4. minuty - przepiękna gitara, która rozbrzmiewa tak do mniej więcej 6. minuty. Zaryzykuję wiele, ale na myśl przychodzi mi tylko jeden polski gitarzysta, który grał podobnie – śp. Piotr Grudziński. A potem proszę przeskoczyć do 7. minuty – a tam flet. Cudny. I tak już do końca, prawie do 12. minuty.
Potem zostaje już tylko czas na instrumentalne zakończenie – „Equilibrum”.
Nie, nie była to płyta w stylu szkoły berlińskiej. Nie, nie była to płyta „szybka”, nowocześnie brzmiąca.
Nie było nic o utworze nr 3 – „System Failure” i… nie będzie. Uważam, że nagranie to całkowicie niepotrzebne, wręcz szkodliwe dla całości narracyjnej. Nie wiem, czy recenzent może być „decydentem” w sprawie doboru i kolejności utworów? Przyznałem sobie tutaj takie prawo i według mnie układ tej płyty powinien być następujący:
- Aurora Awakens
- Edge of the Forest
- Fight or Flight
- Equinox
- Out of the Blue
- Into the Sun
- New Beginning
- Equilibrium
Proszę to potraktować jako pewną wersję „licentia poetica”. I proszę wyrobić sobie własne zdanie, bo warto. Bo przecież możemy się pięknie różnić. A płyty „Into The Sun” naprawdę posłuchać warto.