Zazula - Pieśni Ludu

Jacek Kurek

Od pewnego czasu doświadczamy objawiania się wykonawców z inwencją eksplorujących świat polskiej czy, szerzej, słowiańskiej muzyki ludowej. Raz po raz pojawia się nowe muzyczne wydarzenie w postaci płyty, znakomitych soundtracków czy pojedynczych piosenek, a przede wszystkim wykonawców, którzy zdumiewają czarującymi pomysłami.

Niedawno zadebiutował płytą „Pieśni Ludu” młody polsko-ukraiński zespół Zazula. Gdy do sześcioosobowego składu wysoce utalentowanych pań (które śpiewają wspólnie od 2017 r.) dołączyli w 2022 r. panowie tworzący sekcję instrumentalną, piękne i pięknie zharmonizowane głosy kobiece poprowadzone zostały w fascynujące rejony estetyki ludowej połączonej z muzyką współczesną. W twórczości Zazuli nadal nie brakuje śpiewów a capella, a trzon stanowią tradycyjne pieśni polskie oraz ukraińskie, zarazem jednak coraz odważniej i z ogromnym powodzeniem zespół sięga w dalsze rejony, kierując się zwłaszcza ku muzyce elektronicznej i rockowej z wdziękiem wplecionej w folklor, a może bardziej jeszcze tworzącej dla niego stosowny entourage. Nowoczesne aranżacje uwodzicielskiej ludowej muzyki słowiańskiej nie są oczywiście nowością, w tym wypadku jednak lśnią takim autentyzmem i świeżością, że nie sposób przejść obok nich obojętnie.

„Pieśni Ludu” to zaproszenie do podróżowania ku estetyce słowiańskiej wsi bez konieczności opuszczania oswojonych rejonów współczesnej muzyki rockowej (a czasem jest doprawdy energetycznie, vide utwór „Ergen Deda”) czy popularnej, kojarzonej z formami ambitnymi. W nią zespół wpisuje śpiew biały, tzw. śpiewokrzyk - przenikliwy, nasycony emocjami, który w istocie jest prowadzącym ku melodii ekspresyjnym krzykiem. To od pragnienia poznania właśnie tej wokalnej techniki, jeszcze w 2015 r. rozpoczynała się historia Zazuli.

Fascynuje cudowna nostalgia tej muzyki, ale też jej sensualność. Przyznam też, że wystarczyło spojrzenie na okładkę i wysłuchanie „Intra”, bym skojarzył tę muzykę z albumem już dziś klasycznym, sprzed ponad dwóch dekad, a mianowicie „Wiosną Ludu” Kapeli ze Wsi Warszawa. Ta zbieżność przypomniała mi, gdzie mniej więcej owe cenne współczesne muzyczne odkrycia folkloru mają swój udany i, co ważne, trwale rozwijany początek. Wspomnijmy jeszcze nieco zaledwie starszy (1996) i na swój sposób eksperymentalny album „ojDADAna” Grzegorza z Ciechowa (Grzegorza Ciechowskiego) ze spektakularnym przebojem „Piejo kury piejo”. W ostatnich latach co rusz pojawiały się kolejne, a to Same Suki, a to Krzikopa, Zakuka, SVAHY, Karolina Cichy czy Grzegorz Płonka. A swoistym znakiem pozostaje w tej mierze perlisty soundtrack ubiegłorocznego filmu „Chłopi” w reżyserii DK i Hugh Welchmanów.

Skład narodowościowy zespołu Zazula oraz prezentowana przezeń artystyczno-tożsamościowa postawa (zwłaszcza w kontekście obecnej wojny, dramatycznego czasu, w którym „Pieśni Ludu” się ukazują) w naturalny sposób pozwalają odczytywać tę twórczość także jako okazję do refleksji nad meandrami polsko-ukraińskich stosunków i ukazywaniem łączącego oba narody kulturowego dziedzictwa. Artyści Zazuli nie ukrywają, że budowanie mostów miedzy Polakami i Ukraińcami to jedna z ich artystycznych misji. Dodam od siebie, że twórczość ta jest w moim odczuciu budowaniem wszelakich mostów między ludźmi, ukazuje bowiem siłę lokalnych kultur w zdolności współistnienia, dzielenia się pięknem i dziedziczonym dobrem, bo ta muzyka to przecież także świadectwo i pochwala gościnności.

Nadzwyczajnej urody melodie i interpretacje przejmują autentyzmem i rozległym muzycznym horyzontem. Tradycyjne teksty z wpisaną w nie charakterystyczną i jakże dla ludowych pieśni niepowtarzalną zmysłowością, ale i zamyśleniem, zanurzeniem w sacrum nieraz bezgranicznie wzruszają, kiedy indziej zdają się być manifestem siły płynącej z wiejskiego życia. To muzyka ludowej mądrości, miłości i tęsknoty, rozstań i zbliżeń, zabawy i smutku, pochwały pór roku, marzeń… Zrodzona w kosmicznej synergii z przyrodą i w jej rytmie odnawiająca się. Pieśni czasem dotykają łkaniem, kiedy indziej eksplodują namiętnością. Przy tym wszystkim, powtórzmy, moc przekazu podnosi brawurowa aranżacja.

Zazula nie była w kulturze słowiańskiej zwykłym ptakiem, przypisywano jej wróżbiarskie zdolności. Kukanie Zazuli młodym pannom przepowiadało liczbę lat pozostałych do wyjścia za mąż, małżeństwom liczbę potomstwa, a osobom starszym pozostałe lata życia. Wierzono również, że wydając dźwięk kukułka roni łzy, tęskniąc za domem… Już nawet wybierając więc nazwę, zespół wskazuje na emocjonalność sztuki, jej zakorzenienie i tajemny wymiar.

Wspomniane zjawisko czerpania pełnymi garściami z folkowej skarbnicy w tak szerokim zakresie przyszło do nas dość późno. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych władze PRL-u nachalnie wymuszały na artystach pochwały muzyki ludowej, co w konsekwencji kończyło się często produkcjami realizowanymi na siłę i powstałymi z pozycji wasalnej, nieliczne wyjątki, vide Skaldowie, tylko tę regułę potwierdzają. Zresztą i publiczność była wyczulona na złe kolaboracje. Nie było tego problemu w klasyce (np. Grażyna Bacewicz, Witold Lutosławski, Henryk Mikołaja Górecki) i jazzie (fenomenalny „Kujaviak Goes Funky” Zbigniewa Namysłowskiego), ale to muzyka elitarna… W latach dziewięćdziesiątych chętnie przekształcano folk w popularny pop, ale to osobna kwestia i nie mająca związku z tym, o czym dzisiaj piszę. Wszak tu mówimy o muzyce z wyższej półki.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia