Najpierw kilka suchych faktów. Zespół ViaMedia to właściwie duet: Karl Yngvar Dale (śpiew, bas, kontrabas, instrumenty klawiszowe, gitary akustyczne) - Tore Dimmestøl (śpiew, akustyczne i elektryczne gitary, instrumenty klawiszowe). Karl i Tore pochodzą z malowniczego norweskiego miasteczka Ålesund. Piękne krajobrazy, często nienajlepsza pogoda oraz historie z dzieciństwa stały się inspiracją dla muzyki przedstawianej przez ich zespół ViaMedia. Bo dzisiaj Ålesund to już dla obu panów tylko dalekie wspomnienie. Karl mieszka w norweskim mieście Molde, a Tore w Henley-on-Thames w Wielkiej Brytanii. I chociaż mieszkają daleko od siebie, to ze względu na fakt, że grali razem w tych samych zespołach już od najmłodszych lat, nadal pozostają w twórczym kontakcie. Powołana przez nich do życia dzisiejsza inkarnacja ViaMedia to restart popularnego zespołu działającego na przełomie lat 80. i 90., kiedy to grupa często występowała na żywo, a także w norweskiej telewizji i radiu.
Pod koniec kwietnia br. ukazał się krążek zatytułowany „Bridge Of Sighs” poprzedzony trzyutworową EP-ką „Acres Green” (marzec 2024r.). Wypełniającą jego program muzykę ViaMedia można przyrównać do twórczości Davida Sylviana, Talk Talk, Japan czy duetu No-Man. ViaMedia brzmi marzycielsko i stylowo, z nutą jazzu, przywodząc też na myśl szlachetne, dostojne produkcje spod znaku Davida Bowie.
W nagraniu albumu „Bridge Of Sighs” duet Tore Dimmestøl - Karl Yngvar Dale wspomagany był przez doskonale znanych muzyków: John Mitchell gra na gitarze w otwierającym płytę utworze „Losing My Mind”, saksofonista Lyndon Owen pojawia się w nagraniu „Aphrodite”, znany norweski producent i muzyk Jacob Holm – Lupo gra na klawiszach w finałowej piosence „Dust”, a praktycznie we wszystkich dziewięciu utworach na perkusji gra Craig Blundell.
Muzyka grupy ViaMedia to utrzymany w onirycznym stylu post prog, praktycznie cały czas utrzymany w filmowym, często uduchowionym i natchnionym anturażu. Tu i ówdzie pojawia się delikatna nutka jazzu (ale nie jest tego wiele), nietuzinkowa melodyjność, brzmieniowy minimalizm (vide utwór „So Long”), lecz cały czas jest to atmosferyczne, eleganckie granie do słuchania w skupieniu, najlepiej wieczorem, gdy wokół spokój i cisza po zagonionym dniu.
Najlepsze momenty? Wybrałem dla siebie trzy takie utwory: pierwszy na płycie, „Losing My Mind”, umieszczoną w połowie programu pieśń „Aphrodite” oraz finałowe nagranie „Dust”. Choć nie można też zaprzeczyć temu, że muzykę grupy ViaMedia najlepiej przyswaja się, gdy słucha się jej w całości – od pierwszego do ostatniego utworu. I w taki właśnie sposób, przyznam, że z niekłamaną przyjemnością, słucham jej sobie ostatnio późnymi wieczorami…