Teoria pustki w filozofii buddyjskiej zmierza ku medytacji. Aby pojąć potęgę ludzkiego umysłu, trzeba odciąć się od wrażeń zmysłowych. Skupić na myśli abstrakcyjnej w każdym wymiarze. Zespolić psychikę z fizycznością i jednocześnie skrupulatnie oddzielać je od siebie. Bo czym jest pustka? Jądrem atomu, wnętrzem wszechświata czy bezgraniczną samotnością w oceanie ludzkich relacji? Tego nikt nie wie do końca… Na pewno na końcu tej drogi jest przystanek z napisem „życie”…
Aż trudno uwierzyć, że zespół Evergrey jest już na scenie muzycznej od ponad ćwierć wieku. Założony w Gothenburgu w 1995 roku, ma na koncie kilkanaście albumów studyjnych („Theories Of Emptiness” jest czternastym), płyty koncertowe i wydawnictwa jubileuszowe. Tom Englund jest jedynym, który trwa w nim niepodzielnie od samego początku. Album „Theories Of Emptiness” został nagrany w składzie, który ustabilizował się od 2014 roku, od wydawnictwa „Hymn For The Broken”: Tom Englund (wokal, gitara), Rikard Zander (instrumenty klawiszowe), Johan Niemann (bas), Henrik Danhage (gitara) i Jonas Ekdahl (perkusja). Niestety, niedawno ostatni z wymienionych muzyków, podjął decyzję o tym, aby opuścić zespół. Oficjalnie ogłoszono tę informację w maju tego roku. Miejsce za zestawem perkusyjnym zajął Simen Sandnes, z którym zespół wyruszył w pierwszą część trasy promującej nowy album, obejmującej Meksyk, Kolumbię, Peru, Chile, Argentynę i Brazylię.
Płyta ukazała się 7 czerwca nakładem Napalm Records. Na CD znajduje się dziesięć kompozycji, a w formacie cyfrowym umieszczono dodatkowy utwór - „One Heart”. Trudno nie ulec czarowi tej płyty. Taki jest Evergrey i nigdy się nie zmieni. Mrok, tęsknota i samotność wyzierają niczym niespokojne duch z zakamarków zapętlonych fraz, karkołomnych pasaży, niespokojnych harmonii i warstwy lirycznej. To wędrówka przesiąknięta smutkiem, alienacją i kroplą mistycyzmu. Beznadziejna podróż przez ziemię wypaloną zwątpieniem. W takiej aurze zanurzony jest ten piękny muzycznie album. Bo Evergrey nie zawodzi swoich fanów. Tym razem te słowa ponownie stały się rzeczywistością.
Album rozpoczyna energiczny, choć ociekający potężną nostalgią, utwór „Falling From The Sun”. Jest w tym kawałku coś, co wprowadza zmysły w stan nieważkości. Są kontrasty, zmysłowa relacja pomiędzy wiarą i nadzieją. Wszystko podane w progmetalowej otoczce, ze szczyptą dwubiegunowego szaleństwa:
„Paint your skies with hopes and drown what kills your dreams, and no matter how hard it seems. Keep on dreaming don’t stop believing. Don’t stop believing or no-one can save us...”.
Utwór ten promował nowe wydawnictwo zespołu. Świetna sekcja rytmiczna i mknące wartko gitary nabierają doskonałej relacji z wokalem Toma Englunda. Wszystko finalizuje melodyjny, chwytliwy refren. Dla mnie to strzał w dziesiątkę, jeżeli chodzi o walory nadające promocji mocy i potencjalnej efektywności. Jest to jeden z moich faworytów na płycie.
„Misfortune” otwierają twarde basy. Sekcja rytmiczna porywa astralnym blaskiem oraz niepowtarzalnym, przestrzennym brzmieniem. Refren z chórkami i harmonijnym tłem stanowi nieziemski obiekt pożądania. Trzeba podkreślić, że wszystko dzieje się spontanicznie, jakby muzyka spełniała się sama. Nie ma w tym stwierdzeniu ani grama przesady. Jest rytm, melodia i mistycyzm wyłaniający się z każdego dźwięku, niczym dżinn z lampy Aladyna.
„To Become Someone Else” rozpoczyna się spokojnie: wokal plus motyw gitarowy. Kołyszący refren jest wstępem do barwnych, przestrzennych harmonii. W tle pojawia się doskonała narracja Rikarda Zandera.
„Say” opowiada o relacjach międzyludzkich, dialogu dwojga niepokornych. Muzyka podkreśla złożoność tematu, zakreśla wolty i buduje niepowtarzalną aurę:
„It’s like echoes on the inside - your unspoken words. It’s like knowing without knowing just knowing that it hurts. It’s like you painted a picture without colors and inert. You spoke without phrases and still hoped to be heard...”.
„Ghost Of My Hero” otula miękkim wokalem i eterycznym klawiszowym akompaniamentem. Świetne orkiestracje budują klimat niesamowitości. Dużo więcej ognia jest w następnym utworze - „We Are The North”. Być może dominuje tu potencjał gitar lub większe napięcie w relacji pomiędzy „niewidzialnymi” klawiszami i głosem Toma Endlunda.
„One Heart” pojawia się w wersji cyfrowej. Ciekawa linia wokalna splata się z dynamicznym rytmem generowanym przez sekcję rytmiczną. Efektowne solówki Henrika Danhage dopełniają reszty. Pojawiające się w refrenie, w drugiej części utworu, chórki brzmią może nieco „stadionowo”, lecz całość wypada intrygująco.
Tom Englund zajął się ponownie warstwą liryczną na „Theories Of Emptiness”. Jego teksty są poetyckie, poważne i melancholijne. Odnoszę wrażenie, że niezależnie od faktu, że na co dzień jest niezmiernie pogodnym i uśmiechniętym człowiekiem, w jego duszy tkwi cierń bezgranicznego smutku. Czy są to słowa pisane na albumy Evergreya czy Silent Skies, zawsze nad głową ma cień dementora i ciemne chmury.
Odczuwa się to w każdej kolejnej kompozycji, chociażby w „The Night Within”:
„Let me be the start of the end of your hurting. Let me share your dark. I have also been where the dark feels neverending. You need to leave the night, let darkness fall. Be the light that leaves the night within and if there’s nothing here that you can feel is real, then you keep searching til’ there is...”.
W „Cold Dreams” zaśpiewali gościnnie Salina Englund i Jonas Renkse (Katatonia). Nadało to całkiem innego wymiaru tej kompozycji. Sopran pozostaje daleko w tle. Mroczny growl Jonasa stanowi przeciwwagę do czystego wokalu Toma, przełamuje melodykę, nanosi czerń na obraz zbudowany ze światła. Ten enigmatyczny utwór pełen cieni, aniołów i szeptów, dostarcza prawdziwych emocji.
„I sense you fading… Just come and hold me save me from cold dreams. Let me save you. Just come and save me wake me from cold dreams… I’ve tried to wake you, a sleep too deep it seems. I need to wake you, wake you from cold dreams...”.
„Our Way Through Silence” to mój kolejny faworyt, cudowny diament olśniewający blaskiem. Zwrotki buduje niebiańskie brzmienie klawiszy Rikarda Zandera i wspaniały głos Toma. Soczyste harmonie refrenu rozkręca reszta zespołu, co daje smakowity kontrast pomiędzy poszczególnymi częściami utworu.
Pojawiające się na zakończenie nagranie „A Theory Of Emptiness”, jest filozoficznym przekazem, podsumowaniem całości, słowami otoczonymi muzyką:
„Emptiness is something I’ve noticed is a great source of beauty and happiness. In whichever way you lookthere’s nothing between you and infinity in all directions. All I have is this moment I’m empty. I’m empty of all judgements from past it’s all passed, it’s gone. Emptinesss… It’s free from so many disturbances. It’s free from obstacles...”.
Przedziwne jest to zamknięcie albumu - prowokujące do dyskusji i przemyśleń. Bo czym jest taki rodzaj „oczyszczenia”? Czy pustka daje prawdziwą wolność? Czy życie pozbawione emocji jest nadal życiem? Te pytania pozostawiam bez odpowiedzi wraz z kolejnym wspaniałym dziełem zespołu Evergrey. Dla mnie to jedna z ciekawszych płyt tego roku.