Kaipa - Sommargryningsljus

Olga Walkiewicz

Malarskie wizje Hansa Lundina po raz kolejny stały się zalążkiem muzycznej opowieści sygnowanej znakiem Kaipa. Nowy album zespołu opieczętowany tajemniczym tytułem „Sommargryningsljus” ukazał się 28 czerwca tego roku. Zabiera on słuchacza w nocną podróż od zmierzchu do świtu, przez artystyczne przestrzenie przesiąknięte miękkim oddechem lata. Alegoryczna wędrówka światła symbolizującego życie, odwrotność obrazów nanoszonych dyskretnym ruchem pędzla oraz wędrówka od śmierci ku odrodzeniu są pretekstem do stworzenia muzyki niezmiernie delikatnej i emocjonalnej. Jednocześnie rozpatrujemy zespół we wszystkich znanych nam muzycznych aspektach, z niebywałą melodyjnością jego muzyki, jej neoklasycznym, eterycznym pięknem, progresywnymi zawiłościami i stylistyczną fuzją z elementami folku, jazzu i rocka symfonicznego.

Hans Lundin (instrumenty klawiszowe, wokal, kompozycje) otoczył się tym samym gronem muzyków, jak na poprzednim albumie „Urskog” (2022). Należą do nich: Per Nilsson (elektryczna i akustyczna gitara), Jonas Reingold (bas), Darby Todd (perkusja), Patrik Lundström (wokal) i Aleena Gibson (wokal). Gościnnie wystąpili na płycie Elin Rubinsztein (skrzypce), Fredrik Linqvist (recorder, whistles) i Olof Aslund (saksofon).

Na nowej płycie Kaipy znalazło się osiem utworów plus bonusowa wersja singlowa utworu „Sommargryningsljus”. Aż trudno uwierzyć, że to już piętnasty album w dorobku szwedzkiego zespołu, a jego kariera muzyczna rozpoczęła się ponad pół wieku temu. Lata poprzedzające powstanie grupy Kaipa (w 1973 roku) lider zespołu wspomina z łezką w oku: „To najlepsza edukacja, jaką mogłem zdobyć...”. Podobne podejście ma do początku działalności zespołu. Lubi nawiązywać do tego niezwykle twórczego przedziału czasu i pierwszych, młodzieńczych doświadczeń. Świadczy o tym chociażby fakt, że podstawowe struktury dwóch utworów na nowej płycie („Seven Birds” i „Spiderweb Train”) zostały pierwotnie napisane jeszcze pod koniec lat 90. Hans opowiada: „Znalazłem dwa stare, długie utwory instrumentalne, które bardzo mi się podobały. Miałem tylko piosenki zmiksowane na kasecie magnetofonowej. W czasie, gdy były nagrywane, używałem komputera Atari i programu Logic Notator, w którym mogłem nagrywać pliki midi zaadresowane do wszystkich moich różnych klawiatur. Piosenki zostały zapisane na dyskietce. Udało mi się przenieść pliki midi do mojego nowoczesnego systemu nagrywania i powoli mogłem ponownie nadać kształt tym kompozycjom. Musiałem odkurzyć kilka starych syntezatorów, które nie były używane od lat, aby znaleźć niektóre z oryginalnych dźwięków, które stosowałem w tamtym czasie. Zredagowałem piosenki, usunąłem kilka części i napisałem kilka nowych łączników. Postanowiłem też zastosować niektóre melodie instrumentalne jako ścieżki wokalne i napisałem słowa. Jedna z piosenek nazywała się „Seven Birds” i zainspirowała mnie do stworzenia tekstów i zachowania tytułu w niezmienionym stanie. Niektóre z solówek syntezatorów w tych utworach były faktycznie nagrywane w latach 90. Praca z tymi utworami była naprawdę zabawna, inspirująca i czułem, że buduję pomost między przeszłością a przyszłością...”.

W ten sposób wspomnienia i pełne melancholii spojrzenie w przeszłość, dało efekty słyszalne na najnowszej płycie. A rozpoczyna się ona niezwykle smakowicie. Kuszący wokal Aleeny Gibson otwiera album wraz z bardzo krótkim „Sommarskymningsljus”. Trwa on zaledwie niecałe półtora minuty, lecz w doskonały sposób spełnia rolę intro, wprowadzając słuchacza do bajkowej krainy muzycznych fantazji. Dodatkową atrakcją jest warstwa liryczna, którą napisano (i wykonano) w ojczystym języku, czyli po szwedzku.

Utwór ten przechodzi płynnie we wspomniane wcześniej nagranie „Seven Birds”. Obie kompozycje łączą się w tematyczną całość. To początek zmysłowej podróży nocnym ekspresem wspomnień, gdzie milknące pokłady światła układają do snu letni, tętniący życiem dzień. Motywy klawiszowe, dyskretna gitara i skrzypce tworzą misterny akompaniament dla duetu Aleeny Gibson z Patrikiem Lundströmem. Pomiędzy dwojgiem wokalistów panuje niezwykła chemia. W powietrzu drży zmysłowa mgiełka oddechu, tętno dyskretnie przyspiesza, a zmierzch łączy dłonie niewidzialną obręczą.

„A whispering twilight moves through the air as the sun fades away in the fields. I want to fly with the birds throuhg the silent night, Seven dreams, seven goals, seven lights in the night… I want to soar through the sky, through a paling light. Seven nights, seven dreams, fourteen wings that lift me out of my storms...”.

„Like Thousand Dawns” rozpoczyna się zadziornym wstępem zbudowanym przez gitarę i organy. Fragmenty wokalne stanowią subtelny przerywnik pomiędzy zwariowanymi, acz bardzo efektownymi improwizacjami instrumentalnymi, kojarzącymi się z wczesnymi dokonaniami King Crimson czy Yes. Monumentalne brzmienia zgrabnie przechodzą w chórki. Koniec utworu podkręca niesamowity triumwirat saksofonu, gitary i klawiszy.

Warstwa liryczna poszczególnych kompozycji stanowi barwny kalejdoskop poetyckich wersów, kolorów i odcieni, jakie przebywa światło w swojej wędrówce od wschodu do zachodu słońca. Lundin posługuje się barwnymi plamami dźwięków i tak samo traktuje teksty. Wkleja słowa w plastycznie formowane frazy i budowane dźwiękiem przestrzenie. Czuje się to na każdym etapie tej muzycznej odysei, chociażby w utworze „Revelationview”:

„The sunbeans meet the waves and form a path, its winding finds the way into our hearts tonight. It’s leading through a forest of emotions on their way, through the secrets in our memories, through our visions, into silent dreams. Revelationsview… just fades away, just fades away...”.

„Chased By Wolves And Burned By The Sun” to kolejna rozbudowana, długa kompozycja z doskonałymi orkiestracjami, zawikłanym gitarowym riffem, ciepłym wokalem Lundströma i efektowną pracą sekcji rytmicznej tworzonej przez Jonasa Reingolda i Darby Todda.

„Spiderweb Train” wznosi się epicko ponad inne kompozycje. Rdzeń utworu powstał w latach 90. Dzieje się tu niezmiernie dużo. Soczyste harmonie, smyczki cudownie korespondujące z fletem, repryzy utkane z lekkich, subtelnych brzmień, świetliste gitary, zmiany rytmu i chórki są prześlicznie wplecione w orkiestralny patos. Ta kompozycja to coś dla wielbicieli długich, progresywnych „łamańców”.

„Songs In Our Hands” jest sowicie okraszony ciekawymi partiami skrzypiec (Elin Rubinsztein), organów i chórków. Doskonała relacja na linii Gibson - Lundström sprawia, że linie wokalne są niesłychanie intrygujące. Solówki gitarowe nie prześcigają się w długości. Per Nilsson pojawia się wielokrotnie i po prostu wkleja je miękko pomiędzy kolejne frazy.

„Sommargryningsljus” to ostatni etap podróży do granicy świtu. Spokojna, melancholijna kompozycja z eterycznym wokalem Aleeny (tekst po szwedzku) oraz błyskotliwą gitarą… Na zakończenie Kaipa częstuje nas bonusową wersją tego samego utworu w oryginalnej, trwającej pięć i pół minuty wersji singlowej.

Muszę przyznać, że nie zaskoczyła mnie ta płyta. Oczekiwałam wysokiego poziomu i kolejnej porcji dojrzałego rocka progresywnego, szczególnie od tak wytrawnych muzyków. Chyba nie ma lepszej kapsułki pozytywnej energii, niż nowy album Szwedów, a gdyby ktoś zapragnął jeszcze raz odbyć tę podróż, wystarczy tylko ponownie włączyć płytę...

MLWZ album na 15-lecie Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku