Trojka - Strobemørke

Artur Chachlowski

Ileż to razy rozpoczynałem recenzje płyt norweskich wykonawców w taki sposób: „Przedstawiam Państwu zespół X, który pochodzi z Bergen”. Żeby tradycji stało się zadość (choć wciąż nie mogę pojąć co jest w tym norweskim mieście, że nowe, bardzo dobre rockowe zespoły, pojawiają się tam jak grzyby po deszczu) niniejszy tekst rozpocznę w podobnym duchu: grupa Trojka działa w Bergen i w połowie sierpnia ukaże się jej nowa płyta. Zespół ten już od ponad dekady prezentuje swoim fanom melodyjny, progresywny pop rock. Po wydaniu płyt „I speilvendthet” (2017) i „Tre ut” (2019), jego trzeci album „Strobemørke” niebawem (16 sierpnia) ukaże się nakładem Apollon Records.

Do składu, w którym od samego początku mamy Augusta Riise na klawiszach i syntezatorach, Simona Kvernenga na gitarze basowej i wokalu oraz Gjerta Hermansena (znanego również z Det Skandaløse Orkester) na perkusji, dołączył niedawno Fredrik Mekki Widerøe (znany z zespołów Seven Impale i Cloud People) na gitarze i wokalu.

W tym wzmocnionym personalnie składzie Trojka po raz trzeci zagłębia się w swój własny, niepowtarzalny świat prog popu. Już pierwszy singiel „Aldri/Alltid” („Nigdy/Zawsze”), który pojawił się w maju, przyniósł zaskakujące brzmienie pełne smyczków, syntezatorów, gitar i ciekawych harmonii wokalnych, co tak naprawdę w jasny sposób definiuje muzykę tego zespołu. To świetny początek albumu i to do tego stopnia, że pomimo wielokrotnego odsłuchu żadne z pozostałych nagrań do tej pory nie przebiło go na liście moich osobistych faworytów. Jazzowe dźwięki elektrycznego pianina, łagodny wokal oraz spokojna płynność tej kompozycji prowadzą do fajnych syntezatorowych solówek i wyjątkowych linii basu, co zresztą stanowić będzie główną atrakcję przez pozostałą część tego albumu.

Na „Strobemørke” mamy łącznie 7 utworów układających się w trzy kwadranse muzyki – przyjemnej, nienachalnej, „miękkiej”, a przy tym mającej swoje ambicje, liczne stylistyczne „haczyki” i mnóstwo niewątpliwego czaru. Utwory są stosunkowo krótkie (za wyjątkiem finałowego „Satans Disko”, o czym poniżej), zwarte i nie są opatrzone oczywistymi melodiami. Ich słuchanie wymaga od odbiorcy sporego zaangażowania. Śpiewane po norwesku linie wokalne są chwytliwe i melodyjne. W większości utworów brzmienie jest w dużej mierze zdominowane przez instrumenty klawiszowe z lekkim elektronicznym/jazzowym posmakiem. Bogate instrumentarium i liczne zmiany tempa dodają muzyce Norwegów subtelnej niejednoznaczności. Dobrym tego przykładem jest wybrany na drugiego singla utwór „Parasitt”. Słyszymy tu wyrafinowany popowy jazz i zastanawiamy się czy jest to w istocie materiał na przebój czy też raczej pełna skomplikowanych „kruczków” zawiła kompozycja?

„Romvessen” to kolejny miły w odbiorze utwór z płynnym przebiegiem, a jednocześnie ze złożonymi zmianami metrum. Porywająca jest tu partia saksofonu, która niczym swoisty „rozjemca” staje do nieformalnego pojedynku na linii: klawisze – gitara. W chyba najspokojniejszym w tym zestawie, mocno nasączonym akustycznymi dźwiękami, nagraniu „Hjerteteppe” muzyka narasta powoli, na początku niemal minimalistycznie, w połowie nawet jakby zawiesza się na chwilę, by prowadzić do feerii wyjątkowych, orkiestrowych linii melodycznych w swoim finale. Tę różnorodność i linearną nieoczywistość doceni każdy, kto w muzyce ceni niespodzianki i elementy zaskoczenia. A sposób, w jaki budowany jest nastrój, głównie za sprawą smyczkowych orkiestracji w instrumentalnym utworze tytułowym jest po prostu znakomity i stanowi kolejną niewątpliwą atrakcję albumu. Na osobną uwagę zasługuje finałowe, kilkunastominutowe nagranie o dającym do myślenia tytule „Satans Disko”. To rozbudowana, pełna nielinearnej złożoności muzyczna wizytówka zespołu Trojka. To także mocno podszyta psychodelią kwintesencja jego brzmienia oraz feeria niesamowitych dźwięków i muzyczna uczta dla prawdziwych koneserów.

Muzyka Trojki to mieszanka nowoczesnego progresywnego rocka, popu i łagodnego jazzu. To naprawdę fajne, miękkie, jazzowe brzmienie progresywne, które moim zdaniem jest bardzo kreatywne i, w efekcie, brzmi bardzo przekonywująco. Mam nadzieję, że na tę niełatwą, ale przecież w końcu o mocno poprockowym wydźwięku, płytę zwrócą uwagę słuchacze o szeroko otwartych uszach. Z całą pewnością Trojka zasługuje tym albumem na uznanie. Zespół nie idzie tu na łatwiznę, choć obraca się po przyjemnych dla uszu brzmieniowych terytoriach. Polecam i zachęcam do dania tej muzyce trochę czasu, a z pewnością nie będziecie rozczarowani.

MLWZ album na 15-lecie Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok