“Grendel. Zespół wierny neoprogresywnemu spojrzeniu na muzykę rockową. Działają od 2002r., pełnowymiarowy debiut ukazał się w październiku 2008r. „The Helpless” to koncept album ukazujący bezsilność człowieka wobec różnych sytuacji życiowych. Od strony muzycznej mamy tu typowy neoprogresywny rock, pełen przestrzennych, delikatnych i śpiewnych tematów. Muzycy nie stronią jednak od elektronicznych smaczków, czy cięższych gitarowych brzmień”. Nic dodać, nic ująć... Tak niezwykle celnie o muzyce grupy Grendel pisze Michał Wilczyński w wydanej niedawno książce pt. „Polski rock progresywny. Przewodnik” (wyd. GAD Records).
Osiem dobrych, utrzymanych w stonowanym stylu, bardzo melodyjnych kompozycji, z których emanuje ciepło i spokój. Całej płyty słucha się z niekłamaną przyjemnością. Zawiera ona niezwykle przystępny materiał, który stosunkowo szybko i łatwo zapada w pamięć. Gdyby nie pewne akcenty, o których za chwilę, śmiało można byłoby nazwać muzykę graną przez Grendela „progresywnym popem”. Że tak właśnie jest, przekonałem się na własnej skórze, gdy bezwiednie „przetestowałem” przyjaciół, którzy na co dzień nie słuchają prog rocka. Zaintrygowani pytali mnie: „kto to tak fajnie gra?”, choć z założenia muzyka z płyty „The Helpless” miała nam posłużyć zaledwie jako tło do pewnego spotkania towarzyskiego.
Wiemy już, że muzyka Grendela nie przechodzi mimo uszu, wiemy, że jest melodyjna, wiemy, że wykonywana jest przez polskich muzyków. Kim oni są? Cezary Świder gra basie, Urszula Świder – na instrumentach klawiszowych, Wojciech Biliński – na perkusji, a na gitarach gra, a także śpiewa – Sebastian Kowgier. To właśnie on jest centralną postacią w zespole. To jego ciepły głos i jego melodyjna gitara królują na tej płycie. To wszystko już wiemy. Nie wiemy za to, że Grendel – nie tylko z powodu jednoznacznie kojarzącej się nazwy – zapatrzony jest w twórczość grupy Marillion. I to z wczesnego (choć nie z najwcześniejszego) okresu działalności tej formacji. Wielokrotnie gitara Kowgiera „brzęczy” w stylu bardzo podobnym do tego, co Steve Rothery prezentował na albumie „Clutching At Straws”. A żeby obraz całości był pełny, dopowiem jeszcze, że barwa głosu lidera zespołu chwilami do złudzenia przypomina mi Mariusza Dudę z Riverside.
A więc mamy na tym albumie połączenie lirycznego Riverside’u z melodyjnym Marillionem? Coś w tym jest. Posłuchajcie nagrania tytułowego, albo, jeszcze lepiej, otwierającego płytę przebojowego numeru pt. „Signal”. Lub niesamowicie chwytliwego „Matter Of Time”, którego muzyczny temat przewodni mimowolnie zaczyna „chodzić” po głowie już po pierwszym przesłuchaniu. Na tym samym biegunie znajduje się także zamykający album, 11-minutowy, utwór „Illusions”. Jego gęsta atmosfera aż roi się od mocnych gitarowych riffów (to w początkowej fazie nagrania), które przypominają niektóre produkcje Jeżozwierzy. Ale finał tej kompozycji jest już znowu bardzo marillionowski. Jak nic kłaniają się tu echa utworu „The Last Straw”... Z formalnego punktu widzenia do niektórych dokonań Porcupine Tree nawiązuje też lekko transowy numer „Toward The Light” ze swoją niepokojącą atmosferą i głosami przepuszczonymi przez jakieś elektroniczne przeszkadzajki. To wszystko, o czym napisałem powyżej powoduje, że całego albumu słucha się nie tylko z prawdziwą radością, ale i sporym zaciekawieniem. W każdym z utworów na płycie znaleźć można szereg elementów, które potrafią zaintrygować. Nawet partie na rozstrojonej gitarze w „Full Of Pride”, które początkowo drażnią, po jakimś czasie nabierają głębszego sensu i logicznego znaczenia.
„The Helpless” grupy Grendel to kolejny niezwykle udany tegoroczny debiut w polskim rocku progresywnym. Openspace, Nemezis, Nefastus, Votum, Moonrise, Loonypark... A teraz jeszcze Grendel. Tak dobrego okresu dla polskiego art rocka nie było jeszcze nigdy. Miło mi donieść, że Grendel ze swoją płytą nadaje ton tej utalentowanej stawce.