Frequency Drift - Personal Effects (Part One)"

Maciej Stwora

ImageNiemiecki zespół Frequency Drift powstał w 2006 roku, tak więc jest stosunkowo świeżym zjawiskiem na światowej mapie progresywnego rocka. Od razu powiem, że grupa jest wielce obiecująca, a ich debiut “Personal Effects (Part One)” wypełniony jest bardzo melodyjnymi i intrygującymi dźwiękami. Za mikrofonem stoi Katja Hübner, której piękny głos powoduje, że twórczość Frequency Drift przypomina muzykę wykonywaną przez formacje typu Magenta, Karnataka czy Mostly Autumn. Mi osobiście do głowy w pewnych momentach przychodził również Sylvan. Pierwszy krążek Niemców opowiada historię dwóch dziewczyn żyjących w antyutopijnym świecie w 2046 roku, a został zainspirowany filmami pokroju „Blade Runner” czy „Ghost In The Shell”.

“Personal Effects (Part One)” składa się z 9 kompozycji:

Albatross (2.13 A.M.). Już w pierwszych sekundach słyszymy czarujący śpiew wokalistki, a zaraz potem pojawiają się pozostali muzycy. W nagraniu panuje spokojna, leniwa atmosfera, która pozwala w odpowiednim skupieniu chłonąć treści przekazywane przez Hübner. Dopiero w okolicy 5 minuty następuje przyśpieszenie tempa, co automatycznie pozwala rozwinąć skrzydła instrumentalistom.

Ghost Memory (2.20 A.M.). Zaczyna się od dynamicznego wejścia, po chwili otrzymujemy zwolnienie i na pierwszy plan wysuwa się Katja w towarzystwie delikatnego fortepianu. Utwór nabiera wigoru w refrenach, trwa to jednak dosyć krótko. W 5 minucie Sebastian Koch popisuje się uroczą, a przy tym zwięzłą solówką gitarową. „Ghost Memory” mimo swej sporej długości (prawie 8 minut) posiada piosenkową strukturę, tak więc nie należy nastawiać się na wirtuozerię instrumentalistów, lecz bardziej na ładne i przystępne w odbiorze melodie.

River (2.28 A.M.). Po raz kolejny słuchacz może rozkoszować się głosem wokalistki, a także klawiszami Andreasa Hacka, których dźwięki tworzą nastrojową aurę w tym nagraniu. Od czasu do czasu pojawia się dosyć oszczędna gra sekcji rytmicznej i wzbogacająca całość subtelna gitara.

Fall (2.33 A.M.). Momentem, który zapada w pamięć już po pierwszym przesłuchaniu tej kompozycji jest refren, głównie dzięki wyrazistej linii wokalnej Hübner. W okolicy 4 minuty do głosu jednak dochodzą instrumentaliści. Najpierw słyszymy zwiewny fortepian, potem mocne perkusyjne wejście a na końcu cudowną solówkę Kocha. Choćby tylko dla niej warto posłuchać „Fall”.

Romance (2.41 A.M.). Najdłuższy utwór na płycie, który jest jednocześnie pokazem wielkiego talentu wokalistki Frequency Drift. Świetnie współpracują ze sobą klawisze oraz gitara powodując, że nagranie ma wprost nieziemski klimat. W 5 minucie z kolei swój kunszt perkusyjny demonstruje Wolfgang Ostermann poprzez różnego rodzaju „łamańce rytmiczne”. Stopniowo do tych szaleństw dołączają pozostałe instrumenty, ukazując dzięki temu bardziej drapieżne oblicze zespołu. W okolicy 7 minuty przychodzi ukojenie w postaci anielskiego śpiewu Katji oraz „malowniczej” gitary Sebastiana.

Personal Effects (2.51 A.M.). Andreas Hack i jego fortepian zabierają słuchacza w dźwiękową podróż do roku 2046. Najlepiej zamknąć oczy i popłynąć wspólnie z nutami. Poezja.

Anger (2.57 A.M.). Po chwili ciszy przychodzi rockowe uderzenie. Warto zwrócić uwagę na kapitalną grę Jürgena Rennecke na gitarze basowej, którą najlepiej słychać w zwrotkach tego nagrania. „Anger” jest jednym z najdynamiczniejszych fragmentów na albumie, pozostając w gruncie rzeczy piosenką bez wymyślnych art-rockowych fajerwerków.

Retribution (4.33 A.M.). Frapujący, ambientowy początek. Utwór rozwija się powoli i w przeciwieństwie do „Anger” - bardzo progresywnie. Warto wspomnieć o jego tajemniczym klimacie, który został uzyskany poprzez wplecenie ludzkich dialogów w tło kompozycji. W 5 minucie pojawia się piękna partia gitary, która chwilę później jest już kontynuowana przy współudziale reszty muzyków. „Retribution” kończą te same intrygujące nuty, które go rozpoczęły.

Portrait (5.48 A.M.). Finałowe nagranie swoim początkowym rozmachem przypomina mi twórczość grupy Sylvan. Po raz ostatni na płycie Katja Hübner tworzy cudowną linię wokalną, a Sebastian Koch wypuszcza spod palców kolejne magiczne gitarowe dźwięki. Natomiast kosmiczny, futurystyczny nastrój jest dziełem Andreasa Hacka, który swoimi klawiszami w niezwykle umiejętny sposób spaja grę pozostałych członków formacji w jedną przemyślaną całość.

“Personal Effects (Part One)” to bardzo udany debiut, posiadający wszystkie cechy dobrego progresywnego albumu. Interesujący koncept, świetna wokalistka, sprawni instrumentaliści, śliczne melodie. A co ważne, podczas słuchania nie miałem wrażenia, że płyta składa się z fragmentów powyciąganych z wydawnictw innych artystów. Frequency Drift wyraźnie dąży do tego, aby stworzyć swój własny charakterystyczny styl, który już teraz jest dosyć oryginalny i godny zauważenia przez miłośników progresywnego rocka. Jestem ciekaw drugiego krążka i tego jak zespół się na nim rozwinie. Tymczasem polecam wysłuchanie muzycznej opowieści o świecie przyszłości zawartej na “Personal Effects (Part One)”.

www.musearecords.com 
MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok