Ten album rozpoczyna się jak u Hitchocka – od trzech progresywnych „strzałów” w postaci długich, bo ponad 10-minutowych utworów. A później napięcie narasta, gdyż w dalszej fazie płyty jeszcze dwukrotnie powraca temat przewodni w postaci dwóch kolejnych części kompozycji tytułowej, której odsłona pierwsza we wspaniały sposób inauguruje to wydawnictwo.
Traumhaus to niemiecka grupa progresywna, która zadebiutowała w 2001 roku płytą „Traumhaus”. Już wtedy przedstawiła się jako dojrzała, grająca na wysokim poziomie, kapela. Nowym albumem zatytułowanym „Die andere Seite” („Po innej stronie”) podnosi poprzeczkę jeszcze wyżej, prezentując ponad godzinę muzyki utrzymanej w duchu neoprogresywnego rocka spod znaku IQ, Glass Hammer czy Pallas. Jedyną cechą odróżniającą Traumhaus od bardziej znanych anglosaskich odpowiedników jest fakt, że Traumhaus wykonuje swoje utwory w... języku niemieckim. Trzeba przyznać, że to nieczęsto spotykane zjawisko we współczesnym świecie progresywnego rocka. A co w tym wszystkim najważniejsze, wokalista (a zarazem keybordzista) Alexander Weyland obdarzony jest bardzo ciepłym, a przy tym bardzo przyjemnym głosem (trochę przypomina mi on Shane’a Lankforda z Orphan Project), który sprawia, że dość szybko zapominamy – o ile komukolwiek miałoby to przeszkadzać - że śpiewa on w „niemuzycznym” języku naszych zachodnich sąsiadów. Wydaje mi się jednak, że fakt, iż Traumhaus wykonuje swoje utwory po niemiecku, nie powinien budzić żadnych kontrowersji. Myślę, że progresywny świat, tak samo jak niegdyś ciepło przyjął na przykład naszych rodaków śpiewających w ojczystym języku (np. Quidam), równie gładko zaakceptuje grupę Traumhaus. Najważniejsza jest wszak muzyka. A na płycie „Die andere Seite” naprawdę jest czego słuchać.
Wspomnianemu już przeze mnie Alexandrowi Weylandowi w grupie Traumhaus towarzyszy dwóch muzyków: Tobias Hampl gra na gitarach, a znany nam dobrze ze swojego projektu o nazwie King Of Agogik, Hans-Jörg Schmitz – na perkusji. Ponadto, w charakterze muzyka sesyjnego, na gitarze basowej gra Jordan H. Gazall. A więc oprócz lidera, to zupełnie nowy skład w porównaniu z płytowymi debiutem sprzed siedmiu lat.
Album „Die andere Seite” wypełnia siedem utworów (w tym, jak już wspomniałem, kompozycja tytułowa w trzech, porozrzucanych po płycie częściach), które z jednej strony brzmią bardzo spójnie, a z drugiej – niosą wystarczającą ilość elementów, sprawiających, że odbiorca może zachwycić się różnorodnością muzyki zespołu. Wspomniane na wstępie trzy „długasy” jednoznacznie definiują obszary, po których porusza się Traumhaus. Ostre, lecz nienachalne dźwięki gitar sąsiadują z podniosłymi dźwiękami melotronu, a przyjemne solówki grane na gitarach często „pojedynkują się” ze wspaniałymi pejzażami malowanymi przez pompatycznie brzmiące syntezatory. A przy tym nie brakuje w muzyce Traumhaus melodii, które błyskawicznie wpadają w ucho. Najlepszym tego przykładem jest przywoływana wielokrotnie już przeze mnie kompozycja tytułowa. Charakterystyczny refren, niczym temat przewodni, wielokrotnie powraca w trakcie trwania płyty, dzięki czemu mamy poczucie, że nowy album Traumhaus zarówno pod względem muzycznym, jak i tekstowym (utwór ten opowiada o pozytywnym rozwoju jednostki wskutek podejmowania mądrych decyzji wobec zmieniających się okoliczności) sprawia wrażenie zwartej i zamkniętej całości.
Równie ciekawie jest w kolejnym długim utworze, „Hinaus” („Na zewnątrz”). Króluje w nim mocno połamana struktura rytmiczna (zwracam uwagę na liczne finezyjne perkusyjne „przejścia”), na tle której, na zasadzie kontrastu, błyszczą piękne partie instrumentów klawiszowych (melotrony, hammondy, moogi) i świetna, utrzymana w stylu Allana Holdswortha gitarowa solówka. Z kolei „Kein Zuruck“ („Bez powrotu“) to kolejny dostojny, nieomal epicki, konsekwentnie rozwijający się z minuty na minutę, art rockowy numer. Najpierw w roli głównej występuje w nim sekcja rytmiczna, następnie mamy zgrabne canto, by w finale zespół uraczył nas serią fajerwerków w postaci solówek: najpierw klawiszowej, a potem gitarowej (świetna!).
Spośród wypełniających drugą część płyty nieco krótszych kompozycji (ale nie nazbyt krótkich; ich średni czas trwania to około 7 minut) na szczególną uwagę zasługuje „Zwiespalt” („Wewnętrzny rozłam”) o mocnych prog rockowych inklinacjach. W utworze tym technika (mocne riffy, głos przepuszczony przez vocoder, niesamowicie „gęste” brzmienie klawiszy) bierze górę nad art rockową zwiewnością i melodyjnością. Jeszcze lepszy jest „Bleibe hier” („Zostań tutaj”) ze swoją „riversidowską”, hindusko-floydowską atmosferą. Lecz i tak najciekawiej w tej części płyty prezentuje się druga część utworu tytułowego. Te trzy (część trzecia, która zmyka płytę znowu trwa ponad 10 minut) tytułowe wariacje na temat „drugiej strony” ludzkiej osobowości wydają się być nie tylko najciekawszymi fragmentami płyty, ale i najlepszymi z możliwych muzycznymi wizytówkami zespołu Traumhaus.
„Die andere Seite” to płyta godna polecenia, nawet jeżeli ktoś nie przepada za chropowacie brzmiącą niemszczyzną w prog rockowych piosenkach. W połączeniu z tak dobrze skomponowaną i wykonaną muzyką, jaką słyszymy na płycie „Die andere Seite” nie przeszkadza mi ona ani trochę.