Vinc Project - My Story...

Maciej Stwora

ImageVinc Project jest solowym projektem Vincenta Zermattena – gitarzysty szwajcarskiej grupy Ever Since, która wykonuje melodyjny dark metal. Na albumie „My Story...” mamy natomiast do czynienia z melancholijnym, atmosferycznym rockiem. Vinc jest twórcą wszystkich partii gitar, perkusji i klawiszy, a także tu i ówdzie pojawia się jego szepczący głos. Wokalnie wsparli go Ben oraz JP, na skrzypcach gra Tim, a na wiolonczeli Domi. Jeśli chodzi o warstwę tekstową - płyta jest muzyczną autobiografią, opowiadającą o różnych wydarzeniach w życiu artysty, które obfitowało zarówno w lata pełne harmonii i spokoju, jak i okresy samotności i rozpaczy. Krążek jest zwarty i krótki, nie zawiera zbędnych dłużyzn instrumentalnych, aczkolwiek pojawia się tu sporo urokliwych melodii.

„My Story...” składa się z 9 utworów:

My Love. Nagranie, które świetnie wprowadza w klimat panujący na albumie. Przestrzenne, nieco senne klawisze i przelewający się przez palce deszcz. Burza w oddali. Zamyślenie.

Passion. Dynamiczne wejście i od razu do głosu dochodzą skrzypce i wiolonczela, które budują odpowiedni nastrój. Śpiew wokalisty i szepty Vinca także wpisują się w stylistykę tej kompozycji. W drugiej minucie pojawiają się podniosłe klawisze, które jeszcze bardziej wzbogacają brzmienie całości.

Dream Of Eternity. Zaczyna się od świetnej partii gitary akustycznej. Sekcja rytmiczna pojawia się kilkanaście sekund później nadając utworowi bardziej rockowego wymiaru. Mimo mocniejszych akcentów muzyka i tak jest dosyć subtelna, głównie za sprawą smyczków i głosu Zermattena. Warto zwrócić uwagę na gitarową solówkę w trzeciej minucie, która trwa aż do samego końca „Dream Of Eternity”.

My Heart Bleeds. Pierwsze sekundy należą do fortepianu, a potem rusza reszta instrumentów. Wydaje mi się, że klawisze pełnią w tym nagraniu dominującą rolę – nadają tempo, są najlepiej słyszalne i co chwilę wychodzą na pierwszy plan. Pięknie robi się w trzeciej minucie, kiedy to do „przewodnika” dołączają „marszowa” perkusja i soczyste dźwięki gitary.

No Reason. Majestatyczne tło i delikatny śpiew wokalisty to znaki rozpoznawcze pierwszych sekund tej kompozycji. W okolicy drugiej minuty „No Reason” nabiera prog metalowej mocy, szybko jednak się wycisza. Kilka chwil później ponownie następuje potężne uderzenie, które tym razem utrzymuje się, a w samym finale zyskuje jeszcze większą siłę, dzięki perkusyjnemu „wymiataniu”.

Hopeless. Piękny utwór. Na początku Vinc czaruje grą na akustyku, a następnie słyszymy szepty jego autorstwa w transowej oprawie muzycznej. W okolicy trzeciej minuty Zermatten po raz kolejny chwyta za gitarę akustyczną. Teraz jednak znacznie dłużej demonstruje swoje nieprzeciętne umiejętności w porównaniu z tym, jak to czynił we wstępie.

Without You. Całkowicie instrumentalny fragment, w którym możemy przekonać się o tym, jak świetnym muzykiem jest Vincent. Na pierwszy ogień idą klawisze, szybko wzbogacone o podniosłą gitarę. W drugiej minucie dochodzi do tego jeszcze sekcja rytmiczna, w ślad za którą pojawiają się ładna solówka oraz instrumenty smyczkowe.

My Story. Dość przebojowa kompozycja. Rytmiczna perkusja, interesujące gitarowo-klawiszowe melodie, a także zapadająca w pamięć linia wokalna. Nie można pominąć charakterystycznych szeptów Vinca, które przewijają się przez całe nagranie. Na zakończenie otrzymujemy jeszcze śliczną gitarową solówkę. Muszę dodać, że na płycie zamieszczono teledysk do utworu „My Story”, tak więc można skonfrontować i porównać muzykę z obrazem.

New Day. W finałowym utworze w uszy rzuca się przede wszystkim przejmujący śpiew wokalisty, który tworzy idealną harmonię z akustyczną gitarą. W drugiej minucie smyczki jeszcze dobitniej podkreślają niezwykłą urodę „New Day”, a klawiszowe tło dopełnia dzieła. Perełka.

„My Story...” to bardzo ciekawy album, zasługujący na to, aby poświęcić mu kilka lub kilkanaście chwil. Trzeba jednak zaznaczyć, że jeśli ktoś szuka długich progresywnych form to tutaj ich nie znajdzie. To raczej rzecz dla miłośników krótkich kompozycji, pełnych melancholii, smutku ale i optymizmu czy piękna. Pobrzmiewają tu echa twórczości takich grup jak Anathema czy Tiamat. Vinc Project tworzy klimatyczne piosenki, które w wielu momentach potrafią urzec i chwycić za serce. Myślę, że warto poznać dźwiękową autobiografię Vincenta Zermattena.

www.musearecords.com

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok