Healing Road, The - Timanfaya

Maciej Stwora

ImageProjekt The Healing Road został założony przez niemieckiego klawiszowca Hanspetera Hessa, a „Timanfaya” jest już drugim albumem w Jego dorobku. Płyta powstała przy współudziale wielu zaproszonych gości, natomiast jej koncept opiera się na podróżach muzyka do hiszpańskiego Parku Narodowego Timanfaya na wyspie Lanzarote. Dźwięki zawarte na krążku są w całości instrumentalne, rozciągają się od subtelnych i nastrojowych pejzaży aż po dynamiczne i mocne fragmenty. Hess inspirował się następującymi artystami podczas tworzenia omawianego wydawnictwa: Yes, Genesis, Mike Oldfield, Spock's Beard, Rush, Dream Theater. Trzeba jednak zaznaczyć, że projekt The Healing Road wypracował sobie swój własny styl, który tylko momentami zahacza o twórczość powyższych wykonawców. Sporą zaletą są reprodukcje obrazów Herberta Wanderera, które zostały zamieszczone we wkładce do albumu i stanowią doskonałą ilustrację intrygującej muzyki Hessa.

„Timanfaya” składa się z dziewięciu utworów:

Devil's Garden. Zaczyna się od dynamicznych progresywnych uderzeń, a po chwili mamy już do czynienia z arcybogatą paletą różnorodnych brzmień. Na pierwszym planie znajdują się przestrzenne klawisze Hanspetera, aczkolwiek soczyste gitarowe solówki czy połamane partie perkusyjne potrafią równie mocno przykuć uwagę słuchacza.

The Green Caves. Piękna i malownicza kompozycja, która kojarzy mi się z dokonaniami fantastycznej amerykańskiej formacji Happy The Man. Słychać tu podobną dbałość o melodie i najdrobniejsze detale, a przy tym sama konstrukcja nagrania jest dosyć zagmatwana (o czym najlepiej świadczy nierytmiczna gra perkusji w drugiej części).

Crashing Waves. Podniosły, niemal symfoniczny początek szybko ustępuje miejsca wirtuozerskiej grze klawiszy. W drugiej minucie następuje uspokojenie, chociaż sekcja rytmiczna w dalszym ciągu stosuje rozmaite „wygibasy”. Po kilkunastu sekundach wracamy do dynamicznych i bogatych brzmień, które na końcu utworu nikną w odgłosach morza.

Crater Camels. Powrót do pastelowych krajobrazów. Klawisze prowadzą intensywne „dialogi” z gitarami, a całość wzbogacają ciekawie zaprogramowane bębny. Spokojna, wręcz senna atmosfera przywodzi na myśl medytacyjne kompozycje z kręgu new age. Kolejny dowód na to, jak różnorodne i interesujące dźwięki rodzą się w głowie utalentowanego Niemca.

Absynthe. Krótkie 3-minutowe nagranie, które utrzymane jest w duchu klasycznego rocka progresywnego lat 70-tych. Mam wrażenie, że Hess „puszcza oko” do słuchacza, czego dowodem jest szereg zawartych tu zwariowanych, wręcz „zappowskich” zagrań. No i te oklaski w samym finale. „Absynthe” pozwala zrelaksować się przed kolejnymi „poważnymi” fragmentami.

Fire Mountains. Iście “ognisty” utwór. Od samego początku instrumentaliści „gnają” do przodu zahaczając momentami o prog metalowe rejony. W drugiej minucie otrzymujemy cudowną klawiszową solówkę, która roztacza przed odbiorcą piorunujący widok tytułowych ognistych szczytów. W trzeciej minucie słyszymy z kolei liryczny, odrobinę „gilmourowski” popis gitarowego „malowania”. Co więcej, szósta minuta przynosi diametralną zmianę nastroju i wchodzimy w techniczną krainę progresywnego metalu, po której muzycy poruszają się z niezwykłą swobodą. „Fire Mountains” jest bez wątpienia jedną z najjaśniejszych „gwiazd” na płycie „Timanfaya”.

Mirador. Delikatna kompozycja, początkowo oparta głównie na fortepianie i podniosłej grze gitary. Gdy w drugiej minucie pojawiają się gęste perkusyjne kotły klimat nagrania zyskuje etnicznego posmaku i przenosimy się wraz z muzykami w okolice world music. Przez kilkanaście sekund dźwięki rosną w siłę i na samym końcu osiągają potężny, symfoniczny rozmach.

Blackbeach. Kolejny króciutki utwór, tym razem jednak utrzymany w jak najbardziej poważnym tonie. Całość rozpoczyna subtelny fortepian, który już po chwili tworzy śliczny duet z gitarą. Dzieła dopełnia stosunkowo spokojna sekcja rytmiczna, będąc jednak jedynie tłem dla wrażliwych i melodyjnych dokonań innych instrumentów.

Observe And Learn. Finałowa kompozycja rozpoczyna się od uroczego “floydowego” sola, z minuty na minutę rozwijając się w prawdziwie progresywny majstersztyk. Fortepian łączy się z zakręconą perkusją, w tle pobrzmiewa „marillionowa” gitara, a nad całością unoszą się cudowne solowe popisy poszczególnych muzyków. „Observe And Learn” jest ostatecznym ujściem dla wszystkich emocji, które skumulowały się przez 50 minut trwania krążka.

„Timanfaya” jest bardzo interesującym, a przy tym niezwykle pięknym muzycznym zapisem podróży Hanspetera Hessa po hiszpańskich skarbach natury. Nawet jeśli nie znamy tychże okolic to dzięki malowniczej twórczości The Healing Road możemy choć na chwilę przenieść się na wyspę Lanzarote i „zobaczyć” tamtejsze urocze krajobrazy. I chyba właśnie taki cel przyświecał artyście podczas komponowania tego materiału - aby zabrać słuchacza na jedyną w swoim rodzaju dźwiękową wycieczkę. Płyta powinna spodobać się miłośnikom instrumentalnego rocka progresywnego i prog metalu. W przypadku tego albumu nie są potrzebne żadne wokalne dodatki – muzyka „mówi” sama za siebie. Timanfaya stoi otworem.

www.musearecords.com

 
MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!