Bardzo dziwna płyta. Dziwna i eklektyczna. Zawiera muzykę będącą mieszanką prog rocka, metalu, jazzu, rapu i popu. Nic dziwnego, że nosząca tyleż dziwną, co przydługą nazwę niemiecka grupa Seven Steps To The Green Door kilka lat temu zdobyła w swojej ojczyźnie nagrodę German Rock And Pop Awards w kategorii „zespół eksperymentalny”. Nie znam nagrodzonego debiutu, ale wydany pod koniec ubiegłego roku nakładem renomowanej wytworni ProgRock Records drugi album w dorobku zespołu pt. „Step In 2 My World” mocno zaskakuje słuchacza od pierwszej do ostatniej piosenki. Przystępując, więc do słuchania tej płyty spodziewajcie się niespodziewanego.
Stojący na czele zespołu Marek Arnold czaruje swoimi niekonwencjonalnymi pomysłami i gra z prawdziwym polotem na syntezatorach, a także na saksofonach i klarnetach. Towarzyszy mu gitarzysta, sekcja rytmiczna i, uwaga, aż troje wokalistów: Anne Trautmann, Ronny Grube i Lars Kőhler. I każde z nich nie dość, że obdarzone jest radykalnie odmienną od reszty barwą głosu, to korzysta z zupełnie innych technik wokalnych. Polihymnia sąsiaduje tu z melodyjnymi harmoniami oraz partiami śpiewanymi solo. A trzyosobowe towarzystwo śpiewa ballady (jak np. „Melissa”), utwory prog rockowe („Attract Me”, „Paid For Glance”), melodyjne piosenki pop („Stay Beside”), ale też i drastyczny rap („Rising Shore”) czy nawet jazz („My Lovely Mr. Singing Club”). Niekiedy wychodzą z tego wszystkiego zaskakujące hybrydy, jak na przykład w kończącym płytę utworze zatytułowanym „Figures Out Of Cloud”, gdzie funkujący jazzik wzmocniony pulsującym basem miesza się z melodyjnym rockiem. Często głos Anny Trautmann do złudzenia przypomina wokal Basi Trzetrzelewskiej, niekiedy Lars Kőhler upodabnia się do Marka Trueacka z Unitopii.
Taka to płyta… Dziwna i nieprzewidywalna. Niekoniecznie dla progresywnych ortodoksów. Ale nienajgorsza na czas trwającego właśnie karnawału.