RPWL - Stock

Artur Chachlowski

ImageNajwidoczniej pod koniec ubiegłego roku nie tylko w naszych domowych pieleszach nadszedł czas generalnych przedświątecznych remanentów. Często  przy czynionych z tej okazji porządkach udaje się odkryć na nowo zapomniane przedmioty, czy odłożone na dno szuflady zapiski. Czasami takie porządki inspirują do działania, zachęcają do tego, by wrócić do z lekka zakurzonych, odsuniętych na bok pomysłów, by ponownie chwycić je  w ręce i uczynić z nich prawdziwe cudeńka. Muzyczne cudeńka...

Tak zapewne stało się przy okazji odkurzania muzycznych archiwów grupy RPWL. W przepastnych czeluściach studiów nagraniowych ugrzęzły kiedyś melodie, które członkowie zespołu postanowili teraz zaaranżować na nowo, zmiksować, a następnie wydać na płycie kompaktowej. Na nowej płycie zatytułowanej „Stock”, czyli magazyn. Jak już wspomniałem album ten nie powstał w wyniku odrębnej sesji nagraniowej. Po prostu, przy okazji pracy na dwiema poprzednimi płytami „God Has Failed” oraz „Trying To Kiss The Sun” zebrało się trochę nagrań, które z jakichś powodów nie pasowały do reszty materiału wypełniającego oba te wydawnictwa. Tak więc album „Stock”, będący już trzecim w dorobku niemieckiego zespołu, jest w istocie zbiorem utworów, nad którymi muzycy pracowali od pewnego już czasu i które stanowiły nawet część ich zestawu koncertowego. Zaaranżowane na nowo stworzyły zwartą całość i z pewnością spodobają się wszystkim, którym do gustu przypadły wcześniejsze propozycje zespołu. Jak zawsze w przypadku RPWL na całej płycie panuje prawdziwie pinkfloydowski nastrój. Słychać go wyraźnie w grze instrumentalistów, przepięknych gitarowych solówkach, pompatycznym i potężnym tle wykreowanym przez instrumenty klawiszowe oraz zgrabnym i wpadającym w ucho liniom melodycznym wyśpiewywanym przez Yogi Langa. Na albumie „Stock” znajdujemy dziesięć utworów, z których pierwszych pięć połączonych jest ze sobą  w jedną, trwającą 25 minut całość. Rozpoczyna się ona od po mistrzowsku zinterpretowanej kompozycji samego Syda Barretta (nie wtajemniczonym donoszę, że to założyciel grupy Pink Floyd, który opuścił zespół po wydaniu pierwszej płyty „Piper At The Gates Of Dawn”) pt. „Opel”. Przechodzi ona płynnie w utwór „The Way It Is”. To RPWL jaki kochamy najbardziej: melodyjny, ciepły i zniewalający. Po nagraniu tym następują dwa krótkie tematy instrumentalne „Perceptual Response” oraz „Forgive Me – Part 1”. Stwarzają one pełną napięcia atmosferę oczekiwania  na fenomenalny finał w postaci trwającego ponad dziesięć minut utworu „Gentle Art. Of Swimming”. To prawdziwa muzyczna perła na tym albumie i właściwie jego punkt kulminacyjny. Ale to dopiero połowa płyty! Drugą część albumu „Stock” otwiera bardzo dobre nagranie „Who Do You Think You Are”, które pomimo, że trwa zaledwie trzy i pół minuty, świadczy że jest ono zdecydowanie czymś bardziej ambitnym niż zwykła, prosta piosenka. Zaraz po nim słyszymy króciutki utwór „Going Outside”, będący tylko wstępem do wspaniałej kompozycji „Sun In The Sky”. A na deser mamy jeszcze dwa tematy pod wspólnym tytułem: „Forgive Me” – Part 2 i Part 3. A potem, po kilkudziesięciu sekundach ciszy pojawia się jeszcze „hidden track”, lecz jest on tylko zwykłym muzycznym żartem zdecydowanie odbiegającym od repertuaru, do którego RPWL zdążył już przyzwyczaić swoich fanów. Ale tak naprawdę, wydawnictwo to wcale się na tym nie kończy. Uzupełnia go drugi srebrny krążek. A jest to... płyta DVD! Można na niej usłyszeć utwory w  wersji 5.1 Surround (to pierwsze tego typu wydawnictwo wyprodukowane w Niemczech!) oraz obejrzeć piętnastominutowy film prezentujący ilustrowaną historię zespołu i fragmenty koncertów RPWL z ubiegłorocznej trasy promującej album „Trying To Kiss The Sun”. Tych kwadrofonicznych efektów dźwiękowych polska publiczność miała okazję doświadczyć przed rokiem  w trakcie 3 występów, jakie RPWL dał w naszym kraju. Trzeba przyznać, że zrobiły one ogromne wrażenie na licznie zgromadzonych sympatykach niepowtarzalnych wrażeń akustycznych. A przecież trzeba wiedzieć, że RPWL raczej nie stroni od różnych pozamuzycznych niespodzianek. W poszczególnych utworach napotkać można niezliczoną ilość niesamowitych dźwięków, głosów, rozmów, sygnałów stacji radiowych, dźwięków naśladujących przelatujące samoloty, zatrzaskujące się drzwi, prace jakichś urządzeń. Istny Pink Floyd! Nic dziwnego zatem, że stylistyka produkcji RPWL tak często porównywana jest do nagrań Rogera Watersa i spółki. Ta etykietka pinkfloydowskich epigonów ciągnie się za grupą RPWL od samego początku jej działalności. A może i jeszcze dłużej? Warto pamiętać, że zespół ten powstał przed 5 laty na gruzach rozwiązanej wówczas formacji Violet District. W jej skład wchodziło trzech późniejszych założycieli RPWL, a jedyny wydany przez nią album zatytułowany „Terminal Breath” zwrócił uwagę nie tyle nowatorskimi pomysłami, co jawnymi, acz niezwykle inteligentnie podanymi odniesieniami do twórczości Pink Floyd. Violet District nie odniósł większych sukcesów, więc tak szybko jak powstał, rozwiązał się. Lecz ambitni muzycy nie zwlekali zbyt długo i zawiązali tzw. „cover band”, specjalizujący się w scenicznej prezentacji utworów z repertuaru Pink Floyd. Nazwali się RPWL, co podobno jest skrótem od nazwisk założycieli (Risettio – Postl – Wallner – Lang). Inna teoria mówi o pierwszych literach tytułów czterech ulubionych utworów opracowanych przez zespół („Run Like Hell”, „Pigs”, „Welcome To The Machine”, „Lucifer Sam” ). W trakcie kilku miesięcy 1998 roku zespół skomponował własny materiał i zaczął ogrywać go na koncertach. Publiczność była zachwycona, stąd szybka decyzja o nagraniu debiutanckiej płyty „God Has Failed”. Album spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem słuchaczy i osiągnął nadspodziewanie dobre wyniki sprzedaż. W ankietach wielu fachowych pism branżowych RPWL został okrzyknięty najciekawszym debiutem i progresywną nadzieją 1999 roku. Niezwykły talent do komponowania pięknych melodii, które oprawione są pomysłowymi, ocierającymi się o psychodelię aranżacjami członkowie zespołu potwierdzili wydaną w 1991r. płytą „Trying To Kiss the Sun”. Zaś ukazujący się właśnie na rynku nowy album „Stock”, aczkolwiek nie zawierający specjalnie skomponowanego na tę okazję materiału, w niesamowity sposób zachwyca swoim pięknem, lekkością, bogactwem brzmienia i mnogością ciekawych pomysłów. Daj Boże innym rockowym wykonawcom tak przebogate porzucone muzyczne archiwa i taki talent w odkurzaniu ich czeluści, jakim obdarzyłeś ten niemiecki zespół...

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!