Na poniedziałkowy koncert w katowickim Teatrze im.Wyspiańskiego grupa Tinyfish przywiozła swój dopiero co wydany minialbum zatytułowany „Curious Things”. Na niespełna pół godziny muzyki, które wypełnia to wydawnictwo, składa się siedem tematów, które nie zmieściły się na wydanej w 2006 roku debiutanckiej płycie zespołu. Jeden z nich „Ack Ack”, to zaledwie 30-sekundowy zapis pewnej rozmowy w barze zniekształconej dzwonkami telefonów komórkowych i stukiem porcelanowych filiżanek. Grupa Tinyfish już niejeden raz dała nam się poznać ze swojej muzycznej ekstrawagancji, stąd też ten dziwaczny przerywnik nikogo nie powinien dziwić. Z pozostałych sześciu utworów pochodzących z tego krążka, dwóch mieliśmy okazję wysłuchać na rejestrowanym dla potrzeb DVD występie zespołu w ramach festiwalu Progrock 2009. „Driving All Night” to zrelaksowana, w przeważającej części akustyczna ballada, której główna linia melodyczna szybko zapada w pamięć. „Cinnamon” to już bardziej eksperymentalnie brzmiące nagranie oparte na monotonnym rytmie generowanym z automatu perkusyjnego (bardzo dużo jest na tym krążku elektronicznej perkusji) podpartym solidnym basem (świetny Paul Worwood). Posiada ono niepokojący klimat, który hipnotyzuje i wciąga słuchacza niczym narkotyk.
Oba te utwory są autorstwa dwóch filarów Tinyfish: śpiewającego Simona Godfreya oraz specjalizującego się w oryginalnych melorecytacjach, o czym mogliśmy się przekonać niedawno w Katowicach, Roba Ramsaya. Co ciekawe, z tych melorecytacji kompletnie zrezygnowano na niniejszym albumiku. Wspomniany przeze mnie siedmiominutowy „Cinnemon” to najdłuższe, obok „Why VHF?”, nagranie w tym zestawie. I właśnie te dwa najbardziej rozbudowane tematy pretendują do miana największych muzycznych atrakcji minialbumu „Curious Things”. Po prostu najwięcej się w nich dzieje. Choć wspomniane już przeze mnie nagranie „Driving All Night” też może się podobać. ”She’s All I Want” także ma w sobie spory potencjał. Być może odrobinę za bardzo przypomina mi ono przebój George’a Michaela „Faith” (sic!) i chyba dlatego mam wewnętrzny opór, by w jakiś szczególny sposób wyróżnić je na tle innych utworów wypełniających płytę „Curious Things”. Ale w kategorii „potencjalny hit” ma ono u mnie najwyższe notowania.
Tinyfish gra na tej płycie charakterystyczną dla siebie, dość prostą, choć czasami lekko udziwnioną, zagraną na dużym luzie muzykę gitarową (zwracam uwagę na nowego człowieka w zespole – Jima Sandersa). Nie ma w niej miejsca na jakieś potężne zrywy czy epicki patos, lecz każda z tych piosenek to jakiś mały świat, jakaś zamknięta w kilku minutach, opowiedziana w zgrabny sposób, historia. Być może trudno byłoby obronić tezę, że produkcje Tinyfish to klasycznie rozumiany rock progresywny, ale z drugiej strony trudno odmówić im swoistego czaru, tej prostoty i entuzjazmu, które chwytają za serce każdego wrażliwego słuchacza.