Bittertown - Scenes From The Box

Artur Chachlowski

ImageCo może się wydarzyć, gdy otworzysz pudełeczko, w którym uwięzione są wszystkie twoje lęki i najgorsze koszmary? Czy ignorując ostrzeżenie widniejące na kartce przyczepionej do pudełka i wypuszczając z niego złe duchy otworzymy prywatną puszkę Pandory? Czy tracimy dom, przyjaciół i ukochaną? A jeśli tak, to co należy zrobić, by życie znowu wróciło na właściwe tory?

Na takie pytania próbuje odpowiedzieć na płycie „Scenes From The Box” holenderski muzyk Tom Janssen, który ukrywa się pod pseudonimem Bittertown. Tak, Bittertown to właściwie jednoosobowy zespół. Janssen gra prawie na wszystkich instrumentach: na basie, instrumentach klawiszowych i gitarach. W charakterze zaproszonych gości towarzyszą mu: Elles Jansen (śpiew, jako Kobieta), Floor Kraaijvanger (śpiew, w roli anioła stróża głównego bohatera), Erik van Oijen (śpiew, jako Mężczyzna), Vincent Bodt (perkusja) i Ewout Dercksen (saksofon).

Trójka wokalistów wcielających się w różne postaci nadaje płycie „Scenes From The Box” swoistej filmowej dramaturgii i z całą pewnością mocno ubarwia historię opowiadaną na tym albumie. Autor konceptu i główny filar Bittertown, Tom Janssen, nadał klimatowi swojej opowieści dość zrelaksowany charakter. Tempo, w jakim rozwija się akcja, jak i cała muzyka, którą słyszymy na tej długiej (72 minuty) płycie osadzone są w spokojnej, by nie rzec w leniwej atmosferze. Nie ma tu niepotrzebnych przyspieszeń czy nagłych zwrotów akcji. Cały czas historia zanurzona jest w dość onirycznym sosie. Jeżeli ktoś zna produkcje formacji Like Wendy czy Metamorphosis, ten z łatwością wyobrazi sobie czego można się spodziewać się po płycie „Scenes From The Box”. Przez cały czas z głośników dochodzą leniwie sączące się spokojne, melodyjne, a przy tym dość chwytliwe i stosunkowo łatwo zapadające w pamięć dźwięki.

Trzeba przyznać, że Janssen zadbał o to, by na debiutanckim krążku jego projektu nie brakło ładnych melodii i ciepłego, miłego uszom nastroju. To niewątpliwie duża zaleta tego krążka. Jego wadą jest to, że jest on za długi. Gdyby wycisnąć z niego najlepsze 45 minut muzyki z pewnością po jego wysłuchaniu w świadomości odbiorcy zostałoby więcej dźwięków. A tak, te 5 kwadransów, które trwa płyta „Scenes From The Box”, choć nie brakuje w ich trakcie ciekawych momentów, rozmywa się jakoś dziwnie, a głównie co zapamiętujemy z tej muzyki to jej spokojna, błoga atmosfera, a nie jakiś szczególny czy konkretny utwór.

www.f2music.co.uk

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok