Leonard, Ted - Way Home

Artur Chachlowski

ImageTed Leonard to wokalista amerykańskiej grupy Enchant, z którą nagrał 7 albumów studyjnych. Znany też jest ze swoich pobocznych projektów: Xen (album „84 000 Darma Doors”) oraz Thought Chamber („Angular Perceptions”). Teraz przyszła pora na album solowy, sygnowany jego imieniem i nazwiskiem. „Way Home” jest płytą, na której znajduje się 14 rockowych piosenek zaśpiewanych przez Leonarda w charakterystycznym dla niego stylu. Wszystkie wykonane przez niego utwory potwierdzają fakt znany nie od dziś, że Ted jest wielce utalentowanym wokalistą, obdarzonym przy tym nietuzinkową osobowością artystyczną.

Na płycie „Way Home” otrzymujemy selekcję utworów, z których zdecydowana większość ma typowy hard rockowy wydźwięk, część z nich posiada akustyczny charakter, a w części (niewielkiej) pobrzmiewają delikatne echa progresywnego rocka. Wyraźnie słychać, że wszystkie utwory zostały skomponowane przez Teda na gitarze, bowiem instrument ten dominuje na całym albumie (Ted na „Way Home” śpiewa, gra na gitarach i sporadycznie też na instrumentach klawiszowych). Naszemu bohaterowi na niniejszym krążku towarzyszą: perkusiści Nick d’Virgilio (Spock’s Beard) i Sean Flanegan (Enchant) oraz pianista Kirt Shearer.

Większość nagrań wypełniających solowy krążek Leonarda to stosunkowo proste rockowe piosenki z dość chwytliwymi refrenami. Melodie, które słyszymy w „Submerged”, „Once A Week”, „The Name Of God” czy utworze tytułowym dość szybko zapadają w pamięć i po kilku przesłuchaniach mimowolnie zaczyna się je nucić. Zwolennikom bardziej hard rockowych klimatów na pewno spodobają się utwory „Not Me” i „Broken Tools”. Z kolei „Thank You” to przeurocza liryczna ballada, a w piosenkach „See No Evil” i „Hold The Wind” wyraźnie słyszymy zadziorne, acz akustyczne granie połączone ze śpiewanymi przez Leonarda ładnymi liniami melodycznymi.  Z powyższego opisu może wynikać, że na albumie „Way Home” mamy do czynienia ze sporym rozrzutem stylistycznym. Nic bardziej mylnego. Utwory wykonywane przez Leonarda utrzymane są w dość spójnym, by nie rzec: podobnym, do siebie klimacie. Może czasami w zbyt podobnym. Może to spowodować pewne znużenie podczas słuchania tego krążka. Przynajmniej ze mną tak było. Choć słuchałem tej płyty wielokrotnie, to nie pamiętam, czy chociaż raz wytrwałem od początku do jej końca bez wciskania klawisza SKIP w odtwarzaczu.

Solowa płyta Teda Leonarda to dość solidny „akustyczno – hard rockowy” album, na którym nasz bohater demonstruje swoje niemałe możliwości wokalne, a także spory talent kompozytorski. Większość utworów, które wypełniają tę płytę mogłaby znaleźć się w programie któregoś z wydawnictw grupy Enchant. Dlatego też, w pierwszym rzędzie, sympatykom tej właśnie amerykańskiej formacji polecam to wydawnictwo. Ale i słuchacze, którzy gustują w gitarowej, melodyjnej muzyce rockowej z pewnością znajdą na nim coś dla siebie.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!