Shadow Gallery - Tyranny

Artur Chachlowski

ImageAż trzy lata czekaliśmy na nowy  album tej niezwykłej amerykańskiej grupy. Trzy długie lata, które dłużyły się niemiłosiernie. Tuż po wydaniu płyty „Carved In Stone” (1995) zespół Shadow Gallery jakby zapadł się pod ziemię. Prawie w ogóle nie koncertował, nic nie było słychać o indywidualnych planach poszczególnych członków zespołu, nie wiadomo było czy i kiedy grupa ponownie zawita do studia, by rozpocząć realizację nowej płyty. Aż wreszcie wiosną wśród najnowszych zapowiedzi wytwórni Magna Carta pojawił album „Tyranny”. Początkowo termin jego wydania przewidziany był na czerwiec, ale dopiero w drugiej połowie września na półkach sklepów płytowych można było znaleźć bajecznie kolorową okładkę zachęcającą do zakupu nowej płyty Shadow Gallery.

Historia działalności Shadow Gallery rozpoczęła się niespełna 10 lat temu w Pensylwanii. Dwaj studenci collegu Allentown Chris Ingles (key) oraz Carl Cadden - Smith (bg) postanowili zawiązać grupę, która miałaby połączyć to co najlepsze we współczesnym rocku oraz w muzyce klasycznej. Nic w tym dziwnego, wszakże dwójka założycieli Shadow Gallery, jak na absolwentów średniej szkoły muzycznej  przystało, zawsze wśród swoich inspiratorów i mistrzów wymieniała Jana Sebastiana Bacha, Rimskiego Korsakowa i Piotra Czajkowskiego. Ale ich muzyczne horyzonty wybiegały daleko poza te obszary. Ba, zwracały się zdecydowanie ku muzycznym dokonaniom grup Deep Purple, Rush, Dream Theater, Metallika, czy Kansas. Dość nietypowa to mieszanka, ale efekty miały wkrótce przekroczyć najśmielsze oczekiwania członków zespołu. Ingles i Cadden - Smith dokoodoptowali do składu gitarzystę Brendta Allmana oraz wokalistę Mike’a  Bakera i przystąpili do pracy nad debiutancką płytą, która ujrzała światło dzienne latem 1992 roku. I od razu podbiła ona serca słuchaczy zafascynowanych wspaniałym połączeniem monumentalnych i długich utworów z pięknymi, łatwo wpadającymi w ucho melodiami. Takie kompozycje, jak „Say Goodbye To The Morning”, „Mistyfied”, czy „The Dance Of Fools” szybko stały się klasykami gatunku określanego mianem „heavy metal progressive rock”. No i jest jeszcze jeden utwór na tym albumie, który zniewala i wzrusza do łez.: 17-to minutowa kompozycja „The Queen Of The City Of Ice”. To nagranie pod każdym względem kompletne. Jest w nim wszystko to, co  może zauroczyć najbardziej wybrednych fanów: tajemniczy nastrój, odgłosy przyrody, przepiękna melodia, wspaniałe harmonie wokalne oraz doskonałe solówki i rozbudowane partie instrumentalne. Nic dziwnego, że tą płytą grupa Shadow Gallery błyskawicznie dotarła na szczyty popularności wykonawców spod znaku progresywnego rocka.

W przypadku udanych debiutów płytowych zwykle mówi się, że o prawdziwej klasie wykonawcy świadczy drugi album. A wydana na samym początku 1995 roku płyta „Carved In Stone” nie tylko potwierdziła wysoką pozycję Shadow Gallery, ale ugruntowała i tak pewne miejsce tej amerykańskiej formacji wśród najbardziej interesujących grup zza oceanu. Album „Carved In Stone” nagrany został w nieco poszerzonym składzie. Do kwartetu znanego z pierwszej płyty dołączyło dwóch muzyków: Gary Wehrkamp (key) oraz Kevin Soffera (dr). I dzięki nim  brzmienie zespołu stało się jeszcze bardziej wyrafinowane i perfekcyjne, a sama muzyka nabrała dodatkowego kolorytu, polotu i energii. I znów, by podkreślić fakt, że „Carved In Stone” to płyta doskonała należałoby przytoczyć listę wszystkich ośmiu kompozycji, które znajdujemy na tym wydawnictwie. Nie ma bowiem na tym albumie słabych momentów. By wyróżnić któreś z nagrań pośród innych muzycznych doskonałości należałoby przede wszystkim wspomnieć o utworze „Crystalline Dream”, który dzięki fortepianowym popisom Chrisa Inglesa oraz przepięknej melodii stał się nieomal wielkim progresywnym przebojem ( o ile o przebojach w przypadku tego gatunku w ogóle można mówić ) oraz o suicie „Ghostship”. Już sam fakt, że kompozycja ta trwa blisko 30 minut i ani przez chwilę nie pozwala słuchaczowi choćby na odrobinę znużenia mówi sam za siebie. Zresztą taka jest cała płyta „Carved In Stone”. Piękna, wspaniała, rewelacyjna, fenomenalna...

Zaraz po ukazaniu się „Carved In Stone” mieliśmy okazję zapoznać się z wysoką formą zespołu Shadow Gallery na trzech składankach firmy Magna Carta, które były albumami - hołdami złożonymi przez młodych amerykańskich wykonawców grupom Pink Floyd, Genesis i Yes. I zarówno pinkfloydowski „Time”, yesowski „Release, Release” oraz genesisowski „Entangled” okazały się prawdziwymi strzałami w dziesiątkę, ukazującymi wspaniałe zdolności interpretacyjne całe sekstetu.

Potem minęły trzy długie lata i oto trafia nam w ręce nowiutkie dzieło Shadow Gallery zatytułowane „Tyranny”. Zawiera ono aż 14 (znowu) wspaniałych utworów. By w szczegółach omówić ten album trzeba by ponownie wymienić te wszystkie atrybuty zespołu, o których wspomniałem już powyżej. By nie powtarzać się zbytnio warto wspomnieć o kilku najistotniejszych faktach. Po pierwsze „Tyranny” to klasyczny koncept album opowiadający o przemocy i rządzącym światem kulcie pieniądza. Już sama okładka wprowadza nas w ten temat: wypalona gwałtownym płomieniem mapa świata i wyzierający ze zwęglonej otchłani drapieżny gad, którego ciało nabite na miecz formuje się w kształt symbolu amerykańskiej waluty. Temat przewodni przewija się we wszystkich utworach, które ugrupowane są w dwie części: Act I oraz Act II. Opowiadają one historię, która rozgrywa się na przestrzeni jednego roku: od pierwszych dni stycznia („Stiletto In The Sand”) po Boże Narodzenie („Christmas Day”). Po drugie, pod względem muzycznym znajdziemy na albumie „Tyranny” dokładnie wszystko to, czego mogliśmy się spodziewać po Shadow Gallery: i długie wieloczęściowe kompozycje („Roads Of Thunder”), i niemalże artrockowe miniatury („Victims”), i ostre rockowe numery („War For Sale”, „Chased”) i przepięknie zaaranżowane orkiestralne utwory („I Believe”, „Out Of Nowhere”). Często słyszymy na tej płycie dźwięki orkiestry symfonicznej, skrzypiec, fletu i wspaniałe wokalne chóralne harmonie autorstwa Mike’a Bakera.. Po trzecie, w składzie zespołu nastąpiła jedna zmiana. Nowym perkusistą jest Joe Nevolo i trzeba przyznać, że doskonale wpisał się on w stylistykę Shadow Gallery. Cały zespół znajduje się zresztą  w rewelacyjnej formie. Słychać to w każdej sekundzie tego bardzo długiego albumu.  Nie pozostaje zatem nic innego, by śmiało i gorąco polecić to nowe dzieło Shadow Gallery. I to nie tylko stałym czytelnikom tej rubryki. I nie tylko stałym czytelnikom Metal Hammera. Wszystkim, którzy kochają muzykę prawdziwie piękną, inteligentnie skomponowaną i nowocześnie wykonaną. Muzykę dla słuchaczy o otwartych uszach, muzykę przez duże M. Taka jest płyta „Tyranny”. Niezwykły, przepiękny, zachwycający koncept album na koniec XX wieku.
MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!