Historia działalności Shadow Gallery rozpoczęła się niespełna 10 lat temu w Pensylwanii. Dwaj studenci collegu Allentown Chris Ingles (key) oraz Carl Cadden - Smith (bg) postanowili zawiązać grupę, która miałaby połączyć to co najlepsze we współczesnym rocku oraz w muzyce klasycznej. Nic w tym dziwnego, wszakże dwójka założycieli Shadow Gallery, jak na absolwentów średniej szkoły muzycznej przystało, zawsze wśród swoich inspiratorów i mistrzów wymieniała Jana Sebastiana Bacha, Rimskiego Korsakowa i Piotra Czajkowskiego. Ale ich muzyczne horyzonty wybiegały daleko poza te obszary. Ba, zwracały się zdecydowanie ku muzycznym dokonaniom grup Deep Purple, Rush, Dream Theater, Metallika, czy Kansas. Dość nietypowa to mieszanka, ale efekty miały wkrótce przekroczyć najśmielsze oczekiwania członków zespołu. Ingles i Cadden - Smith dokoodoptowali do składu gitarzystę Brendta Allmana oraz wokalistę Mike’a Bakera i przystąpili do pracy nad debiutancką płytą, która ujrzała światło dzienne latem 1992 roku. I od razu podbiła ona serca słuchaczy zafascynowanych wspaniałym połączeniem monumentalnych i długich utworów z pięknymi, łatwo wpadającymi w ucho melodiami. Takie kompozycje, jak „Say Goodbye To The Morning”, „Mistyfied”, czy „The Dance Of Fools” szybko stały się klasykami gatunku określanego mianem „heavy metal progressive rock”. No i jest jeszcze jeden utwór na tym albumie, który zniewala i wzrusza do łez.: 17-to minutowa kompozycja „The Queen Of The City Of Ice”. To nagranie pod każdym względem kompletne. Jest w nim wszystko to, co może zauroczyć najbardziej wybrednych fanów: tajemniczy nastrój, odgłosy przyrody, przepiękna melodia, wspaniałe harmonie wokalne oraz doskonałe solówki i rozbudowane partie instrumentalne. Nic dziwnego, że tą płytą grupa Shadow Gallery błyskawicznie dotarła na szczyty popularności wykonawców spod znaku progresywnego rocka.
W przypadku udanych debiutów płytowych zwykle mówi się, że o prawdziwej klasie wykonawcy świadczy drugi album. A wydana na samym początku 1995 roku płyta „Carved In Stone” nie tylko potwierdziła wysoką pozycję Shadow Gallery, ale ugruntowała i tak pewne miejsce tej amerykańskiej formacji wśród najbardziej interesujących grup zza oceanu. Album „Carved In Stone” nagrany został w nieco poszerzonym składzie. Do kwartetu znanego z pierwszej płyty dołączyło dwóch muzyków: Gary Wehrkamp (key) oraz Kevin Soffera (dr). I dzięki nim brzmienie zespołu stało się jeszcze bardziej wyrafinowane i perfekcyjne, a sama muzyka nabrała dodatkowego kolorytu, polotu i energii. I znów, by podkreślić fakt, że „Carved In Stone” to płyta doskonała należałoby przytoczyć listę wszystkich ośmiu kompozycji, które znajdujemy na tym wydawnictwie. Nie ma bowiem na tym albumie słabych momentów. By wyróżnić któreś z nagrań pośród innych muzycznych doskonałości należałoby przede wszystkim wspomnieć o utworze „Crystalline Dream”, który dzięki fortepianowym popisom Chrisa Inglesa oraz przepięknej melodii stał się nieomal wielkim progresywnym przebojem ( o ile o przebojach w przypadku tego gatunku w ogóle można mówić ) oraz o suicie „Ghostship”. Już sam fakt, że kompozycja ta trwa blisko 30 minut i ani przez chwilę nie pozwala słuchaczowi choćby na odrobinę znużenia mówi sam za siebie. Zresztą taka jest cała płyta „Carved In Stone”. Piękna, wspaniała, rewelacyjna, fenomenalna...
Zaraz po ukazaniu się „Carved In Stone” mieliśmy okazję zapoznać się z wysoką formą zespołu Shadow Gallery na trzech składankach firmy Magna Carta, które były albumami - hołdami złożonymi przez młodych amerykańskich wykonawców grupom Pink Floyd, Genesis i Yes. I zarówno pinkfloydowski „Time”, yesowski „Release, Release” oraz genesisowski „Entangled” okazały się prawdziwymi strzałami w dziesiątkę, ukazującymi wspaniałe zdolności interpretacyjne całe sekstetu.