Strawberry Fields - Rivers Gone Dry

Artur Chachlowski

ImageStrawberry Fields… Cóż za miła beatlesowska nazwa. Znam Wojtka Szadkowskiego od wielu, wielu lat i pamiętam, z jakim szacunkiem zawsze mówił o grupie The Beatles twierdząc (zgadzam się z nim w stu procentach), że to najważniejszy zespół w historii muzyki rozrywkowej.

Ale to nie o The Beatles chodzi w Truskawkowych Polach. Albo przynajmniej nie do końca. W powołanym przez niego do życia nowym projekcie o tej właśnie wdzięcznej nazwie rozchodzi się raczej o zamiłowanie do ładnych melodii i łatwo zapadających w pamięć tematów, czego niewątpliwym synonimem jest słynna Czwórka z Liverpoolu. Bo właśnie na wydanym niedawno nakładem firmy Metal Mind albumie „Rivers Gone Dry” tak właśnie jest: melodyjne, zgrabne, zwięzłe… po prostu lekko, łatwo i przyjemnie. Bardzo ładnie…

Od razu jednak muszę zaznaczyć, że na płycie „Rivers Gone Dry” nie mamy do czynienia z typowymi piosenkami pop, które mogłyby wygrywać festiwale w Opolu czy Sopocie. 9 utworów wypełniających to wydawnictwo to ciekawie zaaranżowane piosenki o stosunkowo prostych liniach melodycznych utrzymanych w konwencji dość odległej od macierzystego dla Szadkowskiego Satellite czy jego innego projektu o nazwie Peter Pan (płyta „Days” z 2007r.). Wydaje mi się, że Strawberry Fields to taka polska odpowiedź na Ayreon czy też, choć w zdecydowanie mniejszym stopniu, inny projekt A. A. Lucassena, Stream Of Passion. Wokalistka Robin (pod tym pseudonimem ukrywa się Marta Kniewska) swoim głosem oraz sposobem ekspresji przypomina mi zresztą niektóre ayreonowskie śpiewaczki: Anneke van Giersbergen, Irene Jansen czy Lori Linstruth. Na płycie „Rivers Gone Dry” nie ma może tak charakterystycznych dla Ayreonu prog metalowych zapędów, bo muzyka utrzymana jest raczej w spokojnym klimacie, aczkolwiek często ociera się ona o delikatny trans („Beautiful” – najpiękniejsza moim zdaniem, obok „Maybe”, piosenka na płycie), nasyconą loopami elektronikę, a nawet delikatny klubowy jazzik. Generalnie rzecz ujmując, jest to zdecydowana ucieczka w całkowicie inne obszary niż progresywny rock spod znaku Collage i Satellite (no, może poza wyjątkiem, który potwierdza regułę w postaci kończącego płytę utworu „Flow” – wieńczące go gitarowe solo mogłoby być ozdobą każdej szanującej się pozycje z kręgu „file under prog”). Myślę, że sympatycy produkcji spod znaku Massive Attack czy Portishead z pewnością znajdą tu coś dla siebie. Niekiedy Strawberry Fields trochę podkręca jednak tempo, jak w refrenie do „Open Your Eyes” czy przebojowym nagraniu „Your Story”. I wtedy robi się naprawdę bardzo, bardzo ayrenowsko.

Godny podkreślenia jest fakt, że niemalże w tym samym czasie na rynku pojawiają się dwa albumy, których muzycznym „ojcem” jest Wojciech Szadkowski: nowy, bardzo dobry (moim zdaniem najlepszy w całej dyskografii grupy) krążek Satellite pt. „Nostalgia” oraz omawiany przeze mnie album Strawberry Fields. Wojtek sam skomponował muzykę oraz słowa na obie te płyty, z tym, że w tym drugim przypadku za zdecydowaną większość strony tekstowej odpowiada Marta Kniewska. Co więcej, obie te płyty nagrane zostały w tym samym składzie personalnym: Wojciech Szadkowski – dr, k, Sarhan Kubeisi – g, Jarek Michalski – bg, Krzysztof Palczewski – k. Inni są tylko wokaliści. No i muzyka zdecydowanie inna. I dlatego samemu pomysłodawcy projektu Strawberry Fields, jak i towarzyszącym mu muzykom biję brawa. Bo wykonali kawał naprawdę niezłej roboty. Szczególnie uznanie należy się obdarzonej ciekawym głosem wokalistce. Pokazała ona na „Rivers Gone Day”, że wspaniale potrafi korzystać ze swojego talentu.

Duży szacunek też dla Wojtka. Najwyraźniej lubi poruszać się on po różnorodnych obszarach muzycznych, wciąż poszukuje czegoś nowego, a drzemiący w nim niespokojny duch sprawia, że ciągle coś kombinuje. I wychodzą z tego całkiem fajne rzeczy. Tak sobie myślę, że pewnie, dlatego, iż pracował on równolegle nad dwiema tak różniącymi się stylistycznie płytami, udało mu się zarówno w przypadku „Nostalgii” jak i „Rivers Gone Dry” utrzymać te dwa muzyczne światy daleko od siebie. Dzięki temu nie przenikają się one wzajemnie i nie zamazuje się ich własny charakter. Bo każdy z nich niewątpliwie takowy posiada.  W jednym z wywiadów Szadkowski nazwał to „elektrycznym pastuchem”, który trzepie, gdy będzie się chciało przejść z jednego pastwiska na drugie. W dodatku złożyło się tak dobrze, że na obu tych krążkach Wojtek zamieścił jedne z najlepszych w swoim dorobku kompozycje. Dlatego też teraz w jednym czasie trafiają nam w ręce dwie bardzo dobre, wyraziste, choć stylistycznie dość odległe od siebie płyty…

www.myspace.com/strawberryfieldspoland

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!